Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 9–12/2009
z 9 lutego 2009 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Sąd nad dr. G. (część 4.)

Tajemnica białych kopert (c.d.)

Helena Kowalik

Nagrania tajną kamerą, te "twarde dowody" pana Ziobry – mówił dr G. na sali sądowej – świadczą na moją korzyść.

Oskarżony kardiochirurg coraz mocniej atakuje służby śledcze zarzucając im manipulowanie materiałami w jego sprawie.

- To nie są moje ręce – komentuje słynne zdjęcie, gdy CBA wyprowadzało go w kajdankach ze szpitala MSWiA. – Ja byłem skuty do tyłu.

Prosi sąd o pokazanie filmu, na który natknął się przypadkowo w "filmotece CBA", nie był on bowiem włączony do aktu oskarżenia. To nagranie z ukrycia w gabinecie ordynatora z 13 grudnia 2006 r., na dwa miesiące przed aresztowaniem.

Do pokoju wchodzi kobieta w fartuchu sprzątaczki. Ma gumowe rękawiczki. W lewej ręce trzyma ścierkę, dotyka nią fotela, pozorując sprzątanie. Drugą z trzaskiem otwiera szuflady w biurku, czegoś szuka. Potem "sprzątaczka" zagląda do sekretariatu. Słychać energiczne wyciąganie szuflad. Wraca do gabinetu, znów myszkuje, ale niczego nie zabiera.

Dr G.: – Nie znam tej kobiety. Zwykle sprzątanie mojego gabinetu odbywało się w obecności sekretarki, tylko ona miała klucz do pokoju. W aspekcie obciążających mnie zeznań świadków można przypuszczać, że to nie była zwykła sprzątaczka. I też nie złodziejka, bo nic nie zginęło.

W więzieniu (siedział 4 miesiące, opuścił je po wpłaceniu 250 tys. złotych kaucji) wielokrotnie zastanawiał się, dlaczego funkcjonariusze CBA nie weszli do jego gabinetu, skoro uznali, że w kopertach od pacjentów są pieniądze? Dlaczego nie zabezpieczyli tych kopert?

Znajdował tylko jedną odpowiedź: tajne służby dobrze wiedziały, że w "płaskich przedmiotach koloru białego", jak je określono w akcie oskarżenia, nie było łapówek.

- Nagrania tajną kamerą, te "twarde dowody" pana Ziobry – mówi dr G. na sali sądowej – faktycznie świadczą na moją korzyść.

W istocie, na żadnej kasecie nie widać, żeby przeliczał zawartość koperty. Dr G. może więc z podniesionym czołem twierdzić, że dostał wyniki badań pacjenta z innego szpitala, albo list od zaprzyjaźnionego kardiologa z prośbą o przeprowadzenie operacji.

I taki komentarz, wraz z opisem choroby pacjenta, którego widzimy na filmie, raz po raz pada. Wymieniane są nazwiska ordynatorów i szefów prywatnych klinik z całego kraju, którzy poznali dr. G. na szkoleniu i teraz oddają w jego ręce pacjenta, wraz z listem, bo sami już nie mogą pomóc.

Czy to są właśnie te koperty, które ordynator wkłada pod stos różnych papierów? Oskarżony nie mówi ani tak, ani nie.

Słaba strona aktu oskarżenia

Piąty dzień procesu doktora G. minął na oglądaniu kolejnych filmów z potajemnych nagrań CBA w gabinecie byłego ordynatora kardiochirurgii w stołecznym szpitalu MSWiA. Zainstalowana w kratce wentylacyjnej kamera była skierowana na biurko lekarza i ręce osób obecnych w pokoju.

Przypomnę: prokurator postawił dr. G. 41 zarzutów łapówkarskich. Chodzi tylko o pieniądze. Inne "dowody wdzięczności" w rodzaju koniaków, czekoladek czy albumów, zostały pominięte. Nagrano 20 sytuacji wskazujących, że ordynator brał "płaskie przedmioty koloru białego", widoczne na ekranie telewizyjnego odtwarzacza.

Kamera uchwyciła różne reakcje dr. G., gdy chciano go przekupić. Zwykle wsuwał nie otwieraną kopertę pod papiery na podręcznym regale koło jego biurka. Czasem, gdy musiał wyjść z gabinetu, chował kopertę do kieszeni. Ale zdarzało się, że ją odsuwał, mówiąc: – "To niepotrzebne, chętnie pomogę."

Podobnie jak na poprzednich rozprawach, tak i na tej ostatniej Magdalena Bentkowska, adwokat dr. G., pilnowała, by w protokole z rozprawy znalazła się uwaga, iż nie wykazano, że w kopercie były pieniądze ani w jakiej wysokości.

Pani mecenas czujnie punktowała tę słabą stronę aktu oskarżenia. Dr G. natomiast, który nadal odmawiał odpowiedzi na pytania prokuratora i sędziego, chętnie komentował każdą scenę zarejestrowaną przez tajną kamerę. Dla publiczności było to niezbędne, bo nagrania, zwłaszcza głosu, są bardzo niewyraźne. G. szeroko mówił o funkcjonowaniu kliniki, swojej karierze lekarskiej, specyfice chorób pacjentów szukających u niego pomocy. Fakt sfilmowania konkretnych kopert na jego biurku pomijał milczeniem. Powtarzał jedynie to, co na poprzednich rozprawach: – "Nie uzależniałem wykonania operacji od pieniędzy pacjenta czy jego rodziny". Tym samym przeczył oskarżeniu prokuratury, która przedstawiła 9 udokumentowanych dowodów tego rodzaju przestępstw.

Z tym punktem oskarżenia dr G. będzie miał najwięcej problemów. Musi się zmierzyć z mec. Rafałem Rogalskim, reprezentującym rodziny pacjentów, które uważają, że ordynator przyczynił się do śmierci ich bliskich. Klientami mecenasa są m.in. bracia M. Ich ojciec, Florian M., w którego sercu przez nieuwagę pozostawiono gazik, zmarł 70 dni po operacji wymiany zastawki. Bracia twierdzą, że dali dr. G. 3 tys. złotych, gdyż powiedział im, że będą potrzebne leki z górnej półki. (Dr G. tłumaczył w sądzie, że został źle zrozumiany.)

W śledztwie (patrz pierwszy tekst z tego cyklu, pt. "Dawali, raczej nie brałem", "SZ" z 15 grudnia 2008 r.) dr G. przyznał się do nieumyślnego pozostawienia rolgazy w sercu. Opisał okoliczności: pod koniec operacji, gdy "pacjent został zamknięty", instrumentariuszka najpierw potwierdziła, że ma wszystkie narzędzia i używane środki opatrunkowe, a w kilka godzin później miała wątpliwości.

Wobec prawidłowego działania zastawki uznał, że ponowna natychmiastowa operacja jest zagrożeniem. W piątej dobie nastąpiło jednak załamanie krążenia i trzeba było otworzyć aortę, usunąć gazik. Niestety, chory zmarł, choć żaden z biegłych sądowych nie stwierdził, że to rolgaza spowodowała sepsę. Tylko prof. Religa za bezpośrednią przyczynę śmierci mężczyzny uznał pozostawienie gazika w lewej komorze serca, za co odpowiada chirurg prowadzący operację.

Śledztwo w tej sprawie zostało wprawdzie umorzone, ale mec. Rogalski zapowiedział, że dostarczy nowe argumenty, by je wznowić – opinie amerykańskich lekarzy w kwestii zaniedbania popełnionego przez dr. G. Biegłych szukał tak daleko, bo "w Polsce kardiochirurdzy nie chcą występować przeciwko sobie". Adwokat liczy prawdopodobnie też na zeznania świadków, którzy wystąpią na najbliższej rozprawie. Są to lekarze oskarżający dr. G. o stosowanie mobbingu w pracy.

Operacji nie będzie

Oskarżony, powołując się na artykuł w "Gazecie Wyborczej" z maja ub. roku ujawnił, że braci M. w dążeniu, aby go skazano za zabójstwo ich ojca oraz kilku innych pacjentów, od ubiegłego roku wspierają, poprzez swoich adwokatów, politycy PiS.

Mec. Rafał Rogalski, który nie ukrywał przed dziennikarzem "GW", że jest sympatykiem partii Kaczyńskich, podkreślał, że pracę dla poszkodowanych pacjentów Mirosława G. wykonuje za darmo. W swoich wnioskach domagał się m.in., by prokuratura zbadała, czy prawdą jest, że w lutym 2004 r. dr G., podczas operacji wszczepiania by-passów Markowi Z., wyszedł na kilka godzin na imprezę imieninową, w czasie której pił alkohol. Po powrocie wykonał pacjentowi zabieg laparoskopii; chory zmarł kilka godzin później.

Adwokat ten chciał też uzupełnienia opinii niemieckich lekarzy, którzy badając przebieg operacji Jerzego Gołębia nie dostrzegli, mimo zgonu pacjenta, żadnych błędów kardiochirurga dr. G. Sugerował, że ordynator spieszył się z przeprowadzeniem operacji u chorego z oporami płucnymi, gdyż kończył się rok kalendarzowy i liczył na finansowe zyski z wykonania zakontraktowanych zabiegów. Jak już wiadomo, prokuratura wszystkie te wnioski odrzuciła jako bezzasadne.

Do niedawna pełnomocnikiem rodzin oskarżających kardiochirurga był też mec. Grzegorz Ksepko, pracujący w sopockiej kancelarii, w której kiedyś praktykował prezydent Lech Kaczyński i jego córka. Sam Ksepko jest działaczem PiS, kierował strukturami tej partii w Sopocie.

Dr G. twierdził, że był prowokowany przez CBA, które zbliżającą się kampanię wyborczą ministra Ziobry chciało otworzyć wykryciem spektakularnej afery w szpitalu MSWiA. Ale nie chodziło o łapówki, lecz o handel narządami ludzkimi. Oskarżony zapowiada, że powróci jeszcze do tego tematu.

A jeśli chodzi o rzekome łapówki od pacjentów, może podać wiele przykładów manipulowania rodzinami chorych przez śledczych, aby potwierdzili, że G. nie tylko "bierze", ale od otrzymania pieniędzy uzależnia przeprowadzenie operacji.

Taki nacisk wywierano na syna pacjenta, który na stałe mieszka w Kanadzie. Chory zmarł dzień przed planowanym wypisaniem go ze szpitala po udanej operacji. Poszedł do łazienki, kichnął, rozerwały się szwy, nastąpił krwotok. Nie udało się go uratować. Z anonimu asystenta na kardiochirurgii CBA dowiedziało się, że pacjent był otoczony szczególną opieką ordynatora, co miało wskazywać, że kryła się za tym łapówka.

Służby specjalne odszukały syna zmarłego pacjenta. Poinformowano go, że dr G. przyznał się do wzięcia pieniędzy, a jeśli syn potwierdzi ten fakt, może liczyć na wszechstronną pomoc, np. w dostaniu się na studia.

- Funkcjonariusze nie wiedzieli jednego – wyjaśnił w sądzie kardiochirurg – że tragicznie zmarły pacjent był moim bliskim kuzynem.

G. wielokrotnie powtarzał, jak wielkie szkody przyniosła polityczna akcja CBA. Właściwie – każda kolejna klatka filmu była okazją do takiego komentarza.

Oto w gabinecie rozmawia z ordynatorem o swej operacji kobieta, która ma wadę aortalną i przerost mięśnia sercowego. Z zawodu jest farmaceutką, zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Ryzyko operacji jest tym większe, że chora ma przewlekły bronchit. Lekarz ją uspokaja – dysponują bardzo nowoczesnym urządzeniem, które wspomoże oddychanie po operacji.

Dr G. zdaje się nie zauważać faktu, że na biurku bieleje koperta od pacjentki. Kieruje uwagę słuchających go na inne okoliczności tej sprawy: po 6 latach starań o wyposażenie oddziału mieli już potrzebną aparaturę. Również taką, bez której ryzykownie byłoby operować pacjentkę z Piły. Nie brakowało im pieniędzy, musiał tylko wywiązać się z pisemnej deklaracji, że będą operowali co najmniej 1000 chorych rocznie. I właśnie mija 2 lata, gdy bardzo drogi sprzęt stoi niewykorzystywany. I będzie stał, bo ze względu na procedury prawne nie może zostać przeniesiony do innej kliniki.

A chora farmaceutka była kolejną ofiarą akcji CBA. W pół godziny po przewiezieniu jej na salę operacyjną dr G., który właśnie mył się do zabiegu, został aresztowany. Kobietę wybudzono i w związku z zamknięciem kliniki wróciła do domu. Kilka miesięcy później była operowana w Poznaniu.

W czułym uścisku

Nagrane wizyty w gabinecie dr. G. wiele mówią o jego stosunku do chorych. Pod tym względem CBA mimowolnie wystawiła kardiochirurgowi jak najlepsze świadectwo.

Niezależnie bowiem od tego, czy po wyjściu chorego pozostała na biurku koperta, czy nie, rozmowa z lekarzem jest serdeczna, nikt nie patrzy na zegarek. G. szczegółowo i przystępnie tłumaczy, często prostym ludziom, na czym polega konkretna patologia serca, co się zdarzy w czasie operacji, jak należy postępować po zabiegu.

Rozumiejąc zdenerwowanie krewnych pacjenta, stara się odgonić od nich czarne myśli, opowiada o szczęśliwie zakończonych, podobnych przypadkach, a równocześnie przygotowuje swych rozmówców na ciężką walkę o życie chorego.

Namawia krewnych, aby byli w kontakcie z psychologiem na oddziale, radzi, by pisali listy do chorych, których nie można jeszcze odwiedzić, zapewnia, że zajrzy do pacjenta w weekend.

W innym przypadku na oczach rodziny prosi oddziałową, aby przyjmowanego na oddział pacjenta – po trzech zawałach i ze skłonnością do omdleń – nie fatygowała przebieraniem się w suterenie, niech chory to zrobi w monitorowanej sali.

Czasem, jeśli o stan chorego martwi się młoda, atrakcyjna kobieta, na pożegnanie obejmuje ją i przytula do piersi. Tak to, trochę dwuznacznie wygląda w przypadku Elżbiety M., której ojciec miał wszyte trzy by-passy, a która odwdzięczyła się ordynatorowi kopertą z 3 tysiącami złotych. Nie zważając na jego protesty.

Serdecznie jest też potraktowane rodzeństwo M., dwaj bracia i ich siostra. G. nie żałuje czasu na wytłumaczenie, zwłaszcza kobiecie, że po operacji pacjent długo będzie potrzebował pieczołowitej opieki, fachowej rehabilitacji, której i ona musi się nauczyć. Zapewnia, że z uwagi na odlegle miejsce zamieszkania chorego nie będzie się spieszył z wypisaniem go do domu. (Na sali sądowej oskarżony Mirosław G. mówił, że nie są to powszechne praktyki. W klinice zabrzańskiej chory już w drugiej dobie po operacji trafia na inny oddział. We Wrocławiu z kolei bardzo niską 2-proc. śmiertelność na kardiologii uzyskiwano sztucznie, w ten sposób, że ciężko chorzy wkrótce po operacji byli lokowani w innych szpitalach.)

Nic więc dziwnego, że nawet po niespodziewanej śmierci Floriana F., gdy prokuratura na skutek anonimu zaczęła śledztwo, jeden z jego synów zadzwonił do ordynatora zapewniając, że "my jesteśmy po pana jednej stronie". Bracia M. zmienili swój stosunek do lekarza, gdy na ich nieszczęściu zaczęli robić swój interes politycy.

Na następnej rozprawie sędzia odda głos lekarzom ze szpitala MSWiA, oskarżającym dr. G. o mobbing. Śledczy doszukali się 42 przypadków znęcania się psychicznego szefa kliniki kardiologicznej nad podległymi mu pracownikami.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Samobójstwa wśród lekarzy

Jeśli chcecie popełnić samobójstwo, zróbcie to teraz – nie będziecie ciężarem dla społeczeństwa. To profesorska rada dla świeżo upieczonych studentów medycyny w USA. Nie posłuchali. Zrobili to później.

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Odpowiedzialność pielęgniarki za niewłaściwe podanie leku

Podjęcie przez pielęgniarkę czynności wykraczającej poza jej wiedzę i umiejętności zawodowe może być podstawą do podważenia jej należytej staranności oraz przesądzać o winie w przypadku wystąpienia szkody lub krzywdy u pacjenta.




bot