|
Chcemy być szybcy jak mail Marek Wójtowicz
O katastrofie pod Smoleńskiem dowiedzieliśmy się z żoną od córki, która z rana zatelefonowała z drugiego końca Polski: "Mamo, samolot prezydencki się rozbił". Rzuciliśmy się do telewizora z niedowierzaniem... za chwilę osłupienie i łzy. Im więcej szczegółów, tym więcej łez. Moc i szybkość medialnego przekazu skutkują niesamowitą bliskością ludzi, których jeśli nawet nie zna się osobiście, to traktuje się jak rodzinę, od czasu do czasu obecną w domu, w okienku telewizyjnym, w internecie, w radiu. Są jak ciocia i wujek, jak stryj i stryjenka. I nagle, ta prawie setka moich medialnych krewnych zginęła. W jednej minucie była i leciała, także w moim imieniu, na spotkanie przy Katyńskich Grobach blisko 22 tysięcy polskich żołnierzy i policjantów. A w drugiej minucie - już ich nie było, zginęli. (...)
|