Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 9–16/2019
z 21 lutego 2019 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Abrakadabra, hokus-pokus… 6 proc. PKB na zdrowie!

Małgorzata Solecka

Ochrona zdrowia jest priorytetem rządu Prawa i Sprawiedliwości, o czym świadczy uchwalenie ustawy gwarantującej wzrost publicznego finansowania do 6 proc. PKB. To stały przekaz, jaki płynie z Ministerstwa Zdrowia, i nie tylko. Dlaczego więc, gdy przychodzi do konkretów, debatujemy o podziale setek milionów, a nie kilku czy nawet kilkunastu miliardów złotych? Gdzie się podziały znaczące przepływy z budżetu państwa do NFZ?

6 proc. PKB na zdrowie
Fot. Istock

– Ochrona zdrowia powinna być zadowolona. Inne branże, edukacja, polityka społeczna, nie mają ustawowych gwarancji poziomu finansowania – usłyszeli od strony rządowej przedstawiciele organizacji pracodawców, związków zawodowych i organizacji pacjenckich podczas lutowego spotkania Zespołu Trójstronnego ds. Ochrony Zdrowia. Jednak powodów do zadowolenia nie ma. Wręcz przeciwnie – jest narastające zdziwienie, rozczarowanie i oburzenie. Bo wszystko wskazuje, że w sprawie finansowania ochrony zdrowia rząd zastosował manewr na miarę oscylatora. Czyli mówiąc wprost – wystrychnął wszystkich na dudka.

Bowiem gdy minister zdrowia z dumą obwieszcza, że w latach 2018–2019 nakłady na zdrowie sięgają 4,9 proc. PKB, nie dodaje istotnej informacji. Nie chodzi o bieżącą wartość Produktu Krajowego Brutto, tylko tę wziętą sprzed dwóch lat. Metodologia liczenia wskaźnika PKB, o której konsekwencjach eksperci wspominali już na etapie uchwalania ustawy, właśnie daje o sobie znać. I sprawia, że nie tylko w tym roku (co było wiadome od początku, ale również w następnych latach trudno będzie mówić o skokowym wzroście nakładów). Zestawienie bieżących nakładów na zdrowie (przy szybko rosnących wpływach ze składki zdrowotnej) z PKB sprzed dwóch lat to swego rodzaju poduszka finansowa gwarantująca budżetowi, że nie będzie ponosił owego „wysiłku finansowego”, który obiecywał jeszcze Konstanty Radziwiłł. A nakłady, nawet jeśli faktycznie będą rosnąć, nie mają szans osiągnąć w czasie rzeczywistym mitycznych (to chyba właściwe słowo) 6 proc. PKB.

Dowodzi tego prezentacja, przygotowana na posiedzenie Zespołu Trójstronnego przez Pracodawców RP.

W 2019 roku minimalne nakłady na ochronę zdrowia powinny wynieść, zgodnie z ustawą, 4,86 proc. PKB. Z danych GUS wynika, że PKB Polski już na początku roku przekroczył 2 biliony złotych, powiększając to o założony w ustawie budżetowej wzrost gospodarczy, publiczne wydatki na zdrowie powinny wynieść ok. 105 mld zł. Jednak resort zdrowia odnosi wydatki z 2019 roku do PKB sprzed dwóch lat, czyli do roku 2017, dlatego do ustawowego minimum wystarczy nieco ponad 96 mld zł. To oznacza, że na przyjętej metodologii liczenia budżet państwa oszczędza około 9 mld zł. Założony poziom finansowania będzie można, najprawdopodobniej, osiągnąć bez żadnej dodatkowej dotacji z budżetu państwa, bo wystarczy naturalny, wynikający z ciągle dobrej koniunktury gospodarczej i sytuacji na rynku pracy, przyrost składki.

I choć prognozy ekonomistów (a także Komisji Europejskiej, a nawet Ministerstwa Finansów) zakładają, że w najbliższych dwóch, może trzech latach polska gospodarka wyhamuje, ciągle wzrost PKB będzie przekraczać 3 proc., a nierównowaga na rynku pracy, brak pracowników, nadal będzie skutkować wzrostem płac. Z punktu widzenia finansów ochrony zdrowia najbardziej niepokojącą informacją jest zmniejszająca się liczba cudzoziemców (przede wszystkim z Ukrainy), którzy podejmują w Polsce legalną (oskładkowaną) pracę.

Przyjęta przez rząd metodologia liczenia sprawia jednak, że wydatki na ochronę zdrowia wobec bieżącego PKB nadal nie przekraczają 4,5 proc. – Prosimy o przekazywanie obywatelom i pacjentom prawdziwych informacji. W 2019 r. wydamy na zdrowie ok. 4,44 proc. PKB – mówili przedstawiciele organizacji pracodawców. Ogłaszane wszem i wobec, ustawowo gwarantowane „4,86 proc. PKB” odnosi się do historii, do roku 2017 roku. Jeśli porównać zaś wydatki na zdrowie z 2019 roku do PKB z 2010 roku, już niemal osiągamy minimalny, zalecany przez WHO poziom nakładów publicznych – 6,8 proc. PKB. Pojawia się jednak pytanie, czy aby na pewno o to chodzi. Zwłaszcza jeśli przypomnieć zapewnienia byłego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła – autora „mapy drogowej” dochodzenia do 6 proc. PKB na zdrowie, który zapewniał, że dzięki ustawie „tempo wzrostu wydatków publicznych na zdrowie będzie wyprzedzać wzrost PKB”. Jest już jasne, że nie będzie.

Jeśli ktoś sądzi, że dane prezentowane przez Pracodawców RP odbiegają od rzeczywistości i są jednym z przejawów „totalnej kontestacji dobrej zmiany”, zdecydowanie powinien sięgnąć do materiału źródłowego, jakim jest informacja przekazana przez Ministerstwo Zdrowia partnerom społecznym na temat przewidywanego wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do 2030 roku.

Z tabeli tej wynika jednoznacznie, że ani w 2019, ani w 2020 roku budżet państwa nie będzie musiał szukać większych (a być może żadnych) pieniędzy na dofinansowanie NFZ. W 2019 roku wysokość nakładów na ochronę zdrowia ma wynieść 97,7 mld zł (te pieniądze już są, w planie NFZ i w budżecie państwa), w 2020 roku minimalna wysokość nakładów ma wynieść ok. 103,5 mld zł. Wzrost rok do roku to 5,7 mld zł. Prawdopodobnie mniej, bo w 2019 roku – jak w latach poprzednich – trzeba będzie uwzględnić jeszcze przynajmniej jedną zmianę planu finansowego Funduszu. Nic nie wskazuje, by w tym roku nie pojawiła się nadwyżka składki w stosunku do założonych prognoz.

W czerwcu 2018 roku prezes NFZ Andrzej Jacyna wyrażał przekonanie, że na wiosnę 2019 roku dojdzie w rządzie do poważnej dyskusji na temat źródeł finansowania wzrostu nakładów. Przy okazji prac nad planem finansowym Funduszu rząd będzie musiał zastanowić się, skąd będą pochodzić dodatkowe miliardy złotych na zdrowie – najpierw (na 2020 rok) kilka, w następnych latach – kilkanaście. Już dziś wiadomo, że ta dyskusja – o ile w ogóle do niej dojdzie – nie będzie się musiała odbyć przed wyborami. Nie trzeba będzie stawiać więc niewygodnych pytań, czy „damy radę” sfinansować wzrost nakładów na zdrowie bez, na przykład, podnoszenia składki zdrowotnej (czy też implementacji innych rozwiązań, jak różnicowanie składki ze względu na zachowania antyzdrowotne etc.). Jest niemal przesądzone, że już na etapie prac nad budżetem na rok 2020, okaże się, że różnica między minimalnym poziomem nakładów publicznych na zdrowie a wykonaniem za rok 2019 będzie oscylować w granicach 2 miliardów złotych. Dopóki rzeczywisty wzrost składki zdrowotnej będzie wyprzedzać prognozowany politycy mogą być spokojni: w tabelach wszystko będzie się zgadzać.

Według tej samej informacji Ministerstwa Zdrowia w kolejnych latach, od 2021 roku, minimalny wzrost nakładów rok do roku liczony jest już wyraźniejszy – od 12,3 mld zł (2021 rok) do ponad 14 mld zł (2023 rok). To jednak wyłącznie założenia. Jeśli sytuacja gospodarcza wyraźnie i gwałtownie się nie pogorszy (nie będzie spowolnienia gospodarczego do poziomu 1–2 proc. PKB czy wręcz recesji), można założyć, że faktycznie kwoty, które ewentualnie będzie musiał wykładać z roku na rok budżet państwa, będą wyraźnie niższe. Zdecydowana większość wzrostu nadal będzie finansowana przez rosnącą składkę. Można, co prawda, założyć z dużym prawdopodobieństwem, że już w 2021 roku budżet będzie musiał dołożyć do zdrowia nie ok. 2 mld zł, ale dwa, może nawet trzy razy więcej – nadal są to jednak pieniądze, które nie spowodują skokowej poprawy finansowania.

To wszystko nie przeszkadza przedstawicielom rządu utrzymywać, że w zakresie finansowania czekają ochronę zdrowia lata tłuste, zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi latami, wybitnie chudymi. Podczas lutowej konwencji PiS, poświęconej polityce rozwojowej, minister zdrowia powtórzył znane już wyliczenia, że o ile w latach 2008–2014 na ochronę zdrowia wydano 460 mld zł, o tyle w latach 2018–2024 będzie to 860 mld zł. Niemal dwukrotnie więcej.

Duże liczby zawsze robią wrażenie. Przynajmniej do momentu, gdy się im przyjrzeć dokładniej, sięgając może nie po lupę, ale po dane z lat jeszcze wcześniejszych. Warto mieć pamięć sięgającą dalej niż początek kadencji, w której sprawuje się władzę. Gdyby bowiem porównać nakłady na ochronę zdrowia w latach 1998-2004 z latami 2008–2014, też by się przecież okazało, że nastąpił „niemal dwukrotny” (a może wręcz ponad dwukrotny) wzrost wydatków publicznych na zdrowie. Wydatki budżetu państwa na ochronę zdrowia w ostatnim roku przed wprowadzeniem kas chorych (1998) wyniosły nieco ponad 20 mld zł. Łączne wydatki kas chorych i budżetu państwa w 1999 roku wyniosły niespełna 25 mld zł. Dopiero w 2002 roku łączne nakłady przekroczyły 30 mld zł, by w roku 2004 osiągnąć zawrotną, na tamten moment, kwotę 34 mld zł. To oznaczało bowiem, w ciągu dwóch lat, wzrost finansowania o ponad 10 proc.

Rozłożony na siedem, osiem lat nominalny wzrost nakładów o 50–60 proc., nie uwzględniający tempa wzrostu PKB, inflacji i innych danych makroekonomicznych nie mówi nic o faktycznych postępach w polityce państwa wobec sektora ochrony zdrowia. W czasie rządów PO-PSL, w latach 2008–2015, również zanotowano około 50-proc. wzrost nominalnej kwoty finansowania ochrony zdrowia (mimo wyraźnego spowolnienia gospodarki, i mimo tego, że z całą pewnością ochrona zdrowia nie była traktowana priorytetowo). Wzrost PKB, wzrost płac, zmniejszające się bezrobocie, rosnąca liczba miejsc pracy – to wszystko przekłada się na wzrost wolumenu składki zdrowotnej. System składkowy, w dużym stopniu niezależny od decyzji polityków (czy ktoś jeszcze pamięta, że PiS chciało powrotu do systemu budżetowego?) w zasadzie gwarantuje – zakładając brak kataklizmów ekonomicznych – nominalny wzrost finansowania. Realny mogą zagwarantować wyłącznie decyzje polityczne. Realne, nie deklaratywne.

Ponieważ takich brak, publiczna debata skupia się na problemach takich, jak zostaną podzielone pieniądze, które „skapnęły” ochronie zdrowia przy okazji nowelizacji budżetu na 2018 rok w samej końcówce roku. W grudniu rząd podjął decyzję, że 1,8 mld zł zasili fundusz rezerwowy NFZ (wcześniej dokładnie „wyczyszczony” na poczet pokrycia zobowiązań, zaciągniętych przez ministra zdrowia wobec pracowników z tytułu podwyżek wynagrodzeń). Pieniądze już wtedy były w zasadzie rozdysponowane (m.in. na pilotaże – sieci onkologicznej czy koordynowanej opieki nad pacjentami z niewydolnością serca), ale w tej chwili Ministerstwo Zdrowia ma nowy cel, który można byłoby określić jako priorytetowy. To priorytet polityczny, co więcej – nie do końca zbieżny z dotychczasowym kierunkiem decyzji podejmowanych w resorcie. Chodzi o ratunek dla szpitali powiatowych, którym najpierw zaszkodziła sieć szpitali, potem – skutki porozumień podpisanych z rezydentami i pielęgniarkami (zwłaszcza normy zatrudnienia tych ostatnich, ale również znacząco większa presja płacowa ze strony pozostałych grup zawodowych, dla których podwyżek resort zdrowia nie refinansuje). Więc owe 1,8 mld zł trzeba będzie podzielić na nowo, licząc na kolejny zastrzyk gotówki w postaci wyższego spływu składki, z którego uda się sfinansować kluczowe dla resortu cele (choćby owe pilotaże). Ile z tego trafi do powiatów? 1 marca ma nastąpić podwyżka niektórych procedur, wykonywanych w szpitalach pierwszego (i drugiego) stopnia systemu zabezpieczenia.
Skorzystają na tych zmianach również szpitale wyższych stopni, ale najbardziej – powiatowe, choć np. w trakcie debaty „Wspólnie dla zdrowia” wiele mówiono o konieczności przekierowywania pacjentów do szpitali specjalistycznych i zmianie profilu szpitali powiatowych w kierunku ambulatoryjnych centrów zdrowia. Nie po raz pierwszy debata sobie, a polityka sobie. Zwłaszcza w roku wyborczym.




Wiosna wyjdzie nam na zdrowie?

Swój program, a raczej program swojego ugrupowania Wiosna, przedstawił w lutym Robert Biedroń. W programie znalazły się też mocne akcenty dotyczące ochrony zdrowia.

Najbardziej nośny pomysł dotyczy skrócenia kolejek do specjalisty. Biedroń obiecał ich zredukowanie do 30 dni (!). Po tym czasie za wizytę prywatną miałby zapłacić NFZ. Szczegółów rozwiązania na razie brak, ale według pojawiających się informacji pomysł jest traktowany priorytetowo.

To rozwiązanie sprawdza się w Danii – kraju od lat szczycącego się jednym z najsprawniejszych systemów ochrony zdrowia. Duńczycy gwarantowany termin świadczenia wprowadzili dwa lata temu jako ukoronowanie zmian zachodzących w systemie. Jako dowód na jego sprawność, nie zaś rozwiązanie, które ma udrażniać niesprawne mechanizmy.

Wiosna zapowiada podniesienie poziomu finansowania ochrony zdrowia – w ciągu trzech lat (do roku 2022) do 6,8 proc., w ciągu kolejnych dwóch – do 7,1 proc. Jednocześnie Robert Biedroń wykluczył podniesienie podatków i innych danin publicznych, więc nic nie wiadomo o źródłach (czyli gwarancjach) tej propozycji.

A lista celów, które miałyby zostać zrealizowane dzięki większym pieniądzom, jest pokaźna – od podwyżek dla personelu medycznego po refundację zabiegów in vitro, aborcji na żądanie do 12. tygodnia ciąży i antykoncepcji.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.




bot