SZ nr 77–84/2018
z 11 października 2018 r.
Apteki rok po AdA
Krzysztof Boczek
Co zmieniło się w aptekach w ciągu roku działania ustawy
tzw. apteka dla aptekarza (AdA)? Liczba tych placówek mocno spadła, a „tąpnięcie” dopiero przed nami. Lokalne monopole się umacniają, ceny dopiero poszybują. Według jednych – to efekty tzw. AdA, która ogranicza możliwości zakładania nowych punktów.
Od 1 lipca 2017 r., tylko farmaceuta może założyć aptekę i to w ściśle określonych przypadkach. Placówka nie może być bliżej niż 500 m od innej, istniejącej już apteki, a w gminie musi przypadać więcej niż 3 tys. mieszkańców na punkt. Efekty? W dużych miastach, w atrakcyjnych lokalizacjach właściwie nigdzie nie można już otworzyć nowej placówki.
Business Centre Club (BCC) w specjalnym raporcie donosi, że w ciągu pierwszego roku obowiązywania tzw. AdA, liczba aptek w Polsce spadła o 352 (z 14 925 do 14 573). Z kolei PEX PharmaSequence – firma analizująca rynek aptekarski – twierdzi, że ubyło ok. 140 placówek – z 14 975 do 14 835. – Nie widzimy tak dużego spadku [jak w raporcie BCC – red.], ale to różnice w granicach błędu. Teraz, we wrześniu br. prawdopodobnie liczba aptek jest już mniejsza o ok. 200 – mówi dr Jerzy Frąckowiak, wiceprezes PEX PharmaSequence.
KTO WINNY?Czy to tzw. AdA wywołała ten spadek? BCC reprezentujący interesy dużych sieci aptecznych nie ma co do tego żadnych wątpliwości. – Zarówno zamykanie, jak i otwieranie nowych placówek wynika z normalnych zjawisk i ruchów przedsiębiorców na rynku – przekonuje z kolei rzecznik prasowy Naczelnej Izby Aptekarskiej Tomasz Leleno. – Trend spadkowy liczby aptek jest związany z tzw. AdA, ale główna przyczyna jest ekonomiczna. Przed wprowadzeniem tzw. AdA otwierano placówki, konkurencja się zagęściła i część punktów tego nie wytrzymała – tłumaczy dr Frąckowiak.
Raport BCC podaje także, iż ponad 100 aptek zamknięto na terenach wiejskich. Tymczasem – wg założeń – tzw. AdA miała właśnie wspomóc otwieranie takich placówek na wsiach. – Od momentu wejścia w życie tzw. AdA powstało ponad 240 aptek i punktów aptecznych na terenach wiejskich – przekonuje rzecznik NIA. – Izba się chwali, że 200 punktów zostało otwartych na wsiach, a nie pokazali, że 300 zostało zamkniętych – ripostuje Marcin Piskorski, przewodniczący Komisji Rynku Aptecznego BCC i prezes Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNEt. PEX nie ma danych nt. punktów na terenach wiejskich, a druga z firm analizujących rynek – IQS – nie odpowiedziała na naszą prośbę o udostępnienie takich statystyk.
NADCHODZI TSUNAMIWedług BCC te spadki w liczbie aptek to dopiero początek – tuż przed wejściem w życie ww. ustawy, głównie przedsiębiorcy złożyli prawie 1000 wniosków o otwarcie placówek. Co miesiąc z tej puli otwieranych jest kolejnych średnio 30 miejsc. Bez tego zastrzyku spadek liczby aptek byłby znacznie bardziej dramatyczny. Bo od 1 lipca 2017 do końca czerwca br. złożono wnioski o otwarcie ledwo... 48 takich placówek w całym kraju. 4 miesięcznie. Tymczasem z naturalnych przyczyn (śmierć właściciela / bankructwo / zmiany lokalowe itd.) zamyka się miesięcznie ok. 80–90 placówek. – Po wyczerpaniu zasobu wniosków złożonych przed zabetonowaniem rynku, czeka nas tąpnięcie liczby aptek w Polsce – wnioskuje BCC w raporcie.
Zdaniem Frąckowiaka faktycznie nie ma zbyt wielu lokalizacji, w których można i warto otworzyć apteki, więc trend spadkowy z ostatniego roku prawdopodobnie będzie kontynuowany. – Będą tąpnięcia, gdy się skończy zapas złożonych wniosków – przyznaje. I podaje dwie informacje, które mogą popierać tę hipotezę: NRA twierdziła, że ok. 40 proc. aptek ma kłopoty ekonomiczne, a przy obecnych kryteriach geograficzno-ludnościowych, często nie ma możliwości zastąpienia placówek, które upadają. NIA także sugeruje możliwość takiego „tąpnięcia”. – „Balon” liczby aptek w Polsce został napompowany do niespotykanych rozmiarów – pisze Tomasz Leleno. Taki niespotykanych rozmiarów balon może więc łatwo i gwałtownie pęknąć. Według rzecznika NIA obecny poziom nasycenia aptek „pokrywa potrzeby polskiego społeczeństwa związane z dostępem do tych placówek”. I podaje na dowód tego dane:
• Polska: 15 tys. aptek / 37,9 mln mieszkańców, czyli 1 apteka na 2526 pacjentów;
• Wielka Brytania: 12 tys. aptek / 65,6 mln mieszkańców, czyli 1 apteka na 5466 pacjentów;
• Niemcy: 18 tys. aptek / 82,6 mln mieszkańców, czyli 1 apteka na 4588 pacjentów.
Dr Frąckowiak przestrzega przed takim porównywaniem wprost liczby aptek między poszczególnymi krajami, per capita. Bo te placówki mają często odmienny zakres usług (np. z opieką farmaceutyczną, drobnymi usługami zdrowotnymi) i ofertę produktową niż w Polsce. – Od 7–8 lat się mówi, że u nas jest za dużo aptek, a tymczasem ich liczba ciągle rosła, a nie spadała – zaznacza dr Frąckowiak.
Ile więc będzie aptek w Polsce po kolejnym roku trwania tzw. AdA? Żaden z naszych rozmówców nie przeprowadził takich symulacji. – Jest z tysiąc czynników, które mogą na to wpłynąć – tłumaczy wiceprezes PEX. – Liczbę aptek w kraju powinien regulować rynek – postuluje Piskorski.
Na początku br. w SZ pisaliśmy o dużym skoku cen leków od czasu wprowadzenia tzw. AdA. Na koniec listopada ub.r. – czyli po 5 miesiącach działania tzw. AdA – średnia cena detaliczna leku sprzedawanego w aptece wzrosła o 7,4 proc., leków na recepty pełnopłatne o 6,2 proc., a ze sprzedaży odręcznej aż o 8,7 proc. (ponad 4-krotnie więcej niż inflacja). – Ceny dla pacjenta pod koniec roku rzeczywiście rosną ze znacznie większą dynamiką niż wcześniej – przyznawał wówczas dr Frąckowiak. Jeszcze po styczniu br. PEX podawał, że średnio ceny leków wzrosły o 2,9–8,9 procent.
Równo po roku działania tzw. AdA, z danych PEX wynika, że ceny leków w ww. segmentach co prawda zwiększyły się, ale jedynie o... 1,2–3,7 proc. – Ceny rosną w normalnym trendzie – przekonuje teraz wiceprezes PEX.
Jak to możliwe, że po 5–6 miesiącach był tak wysoki wzrost, a teraz nie ma po nim nawet śladu? – To nasza wina. Źle mieliśmy skategoryzowane produkty. Apteki tak samo – jako opakowanie – liczyły np. całą paczkę pampersów, jak i sprzedawaną z osobna każdą sztukę – tłumaczy dr Frąckowiak. Twierdzi, że z ww. wysokich skoków cen do końca listopada, tylko cena średnia leków na recepty pełnopłatne wzrosła o 6,2 proc. Dziwne wydaje się tutaj, że to błędne kategoryzowanie produktów, w tak zaskakujący sposób idealnie nałożyło się na wprowadzenie tzw. AdA.
Piskorski z BCC przyznaje, że ceny rosną na razie umiarkowanie. Ale to się zmieni, bo liczba aptek będzie spadać. – Jeśli zmniejsza się nacisk konkurencyjny, to przedsiębiorcy korzystają z tego, zwiększając ceny. To norma tak pewna, jak prawa fizyki – twierdzi Piskorski. Wspomina przykład Irlandii, w której po wprowadzeniu regulacji podobnych do tzw. AdA, po kilku latach ceny tak znacząco wzrosły, że państwo wróciło do otwartego modelu rynku aptecznego. NIA ma krótką konkluzję w tym wątku: tzw. AdA zapewniła stabilne ceny leków dla pacjentów.
MONOPOL LOKALNY?Według dr. Frąckowiaka tzw. AdA zabetonowała lokalne układy biznesowe, tam gdzie one istniały. W małych miastach, miasteczkach, gdzie działa kilka aptek, te dość łatwo mogą dogadać się co do cen i nie konkurować ze sobą na tym polu. Ustawa powoduje, że zazwyczaj w takich miejscach nie da się otworzyć nowych aptek. Układ działający na niekorzyść pacjentów, zyskał silniejszy fundament.
– Im mniej będzie aptek, im bardziej farmaceuci będą się okopywać w lokalnych rynkach, tym większe będą wzrosty cen – przekonuje Piskorski.
NIA nie zgadza się z tezą o monopolizacji rynków lokalnych. – To argument podnoszony często przez sieci apteczne, który nie ma pokrycia w rzeczywistości. Groźba monopolizacji istniała, ale nie ze strony aptek indywidualnych, lecz dużych zagranicznych sieci – ripostuje Tomasz Leleno.
NIEWYPAŁZdaniem BCC, po ponad roku funkcjonowania, tzw. AdA nie zrealizowała jednego z głównych celów – nie pomogła też zwalczać procederu nielegalnego wywozu leków z Polski. – O tym świadczy konieczność procedowania w parlamencie rządowych projektów dotyczących monitorowania drogowego przewozu leków czy tzw. małej nowelizacji prawa farmaceutycznego – pisze BCC.
Izba aptekarska uważa, iż tzw. AdA to „krok w kierunku ograniczenia nielegalnego wywozu leków”, bo uwikłany w ten proceder właściciel traci zezwolenie i w tym samym miejscu nie otworzy już apteki. Rzecznik NIA pisze o eliminacji z rynku „czarnych owiec”.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?