W ubiegłym tygodniu Piotr Kruszyński, prof. prawa UW, analizował zmiany wprowadzone przez podkomisję sejmową w projekcie nowelizacji kodeksu postępowania karnego, które godzą konstytucyjne prawo do obrony, dając sądowi "siłę charakterystyczną dla systemów dyktatorskich i autorytarnych" ("Milczeć, sąd idzie" – GW, 18 lipca). I konkludował: "Odnoszę wrażenie, że staczamy się w kierunku autokratyzmu". Profesor wyraził obawy, czy w ten sposób Polska może się stać pełnoprawnym członkiem demokratycznej rodziny europejskiej, ale także wiarę, że większość parlamentarna "postawi tamę chybionym projektom", a jeśli nie – "cała nadzieja w wecie prezydenta oraz Trybunale Konstytucyjnym".
Tymczasem ostatnia, na pozór błaha, w istocie zaś fundamentalna dla przyszłości opieki zdrowotnej w Polsce, nowela ustawy o puz dała już autorytarną władzę nad radami kas chorych, a w konsekwencji całym systemem ochrony zdrowia – ministrowi zdrowia. Nowela ta gładko przeszła procedurę legislacyjną, bez medialnego rozgłosu towarzyszącego próbom zamachu na niezależność NBP i Rady Polityki Pieniężnej czy mediów. Nic zresztą dziwnego – jej konsekwencją będzie "tylko" rychła totalna czystka w nielubianych kasach chorych, nieco później zaś – zmiana w systemie finansowania świadczeń zdrowotnych, która ma zapewnić społeczeństwu zdrowie i pomoc w chorobie o każdej porze dnia i nocy, świetlaną przyszłość zakładom i godziwą rekompensatę za pracę. Mało kto w naszym kraju zna się rzeczywiście na funkcjonowaniu systemów ochrony zdrowia, politycy tej wiedzy mają jeszcze mniej, zresztą nawet część fachowców do dzisiaj się łudzi, że nowe zasady funkcjonowania płatnika niewiele systemowi zaszkodzą, a niektórzy mają nadzieję, że pomogą "uporządkować system".
Cóż, na własnej skórze doświadczaliśmy do niedawna dobrodziejstw centralistycznego planowania, administrowania i finansowania służby zdrowia. Krótką chyba mamy pamięć, wierząc, że totalitarna władza ministra nad systemem wprowadzi nas do krainy miodem i mlekiem płynącej. Faktem bez większego znaczenia jest to, czy po 9 sierpnia minister mianować będzie całe 7-osobowe rady kas chorych (w sytuacji gdy sejmiki wojewódzkie nie uzgodnią na czas swoich 3 kandydatów), czy też tylko 4 "swoich ludzi". 4 to więcej niż 3, tak czy inaczej zatem cała władza znalazła się już w rękach ministra.
W początkach XXI wieku, w gorącym czasie walki o pryncypia w państwie demokracji, prawa i gospodarki rynkowej, małymi kroczkami we wszystkie obszary życia społeczno-polityczno-gospodarczego wpełza kontrtransformacja, godząc w podstawy konstytucyjnego ładu i fundamentalne wolności jednostki i społeczeństwa. Można i trzeba protestować przeciwko zakusom i działaniom oberradnego kas chorych i wszelkich innych nawiedzonych, acz chwilowo namaszczonych władzą poprawiaczy ustroju naszego państwa. A słabą pociechą jest pewność, że nawet najbardziej opresyjne i totalitarne reżimy trwają krótko, bo opór "materii społecznej" z czasem rozsadza je od wewnątrz.
A. Gielewska