Plusem wejścia do Unii Europejskiej w dniu 1 maja jest to, że nie przybędzie nam w kalendarzu kolejny dzień wolny od pracy. Tym samym – nie trzeba będzie przez dodatkowe 24 godziny udzielać dodatkowej, kosztownej nocno-świątecznej pomocy w imieniu lekarzy rodzinnych. Pierwszomajowe święto mamy od dawna zapisane w kalendarzu jako Dzień Pracy, a teraz będzie to jeszcze Święto Akcesji Polski do Unii. Wreszcie będziemy mieli demokrację pierwszomajowych pochodów: tego samego dnia będzie można biegać z flagami wiadomej barwy, zwanymi w latach siedemdziesiątych "szturmówkami" lub machać błękitną flagą unijną z 12 gwiazdkami symbolizującymi wraże do niedawna: kapitalizm i wolność obywatela EU.
Innym akcesyjnym plusem, istotnym tym razem dla narodowej zdrowotności, będzie nieunikniony wzrost cen papierosów i innych wyrobów tytoniowych. Paczka papierosów kosztuje w Unii od 3 do 5 euro, co przy prawie 5-złotowym kursie eurowaluty może zaowocować skokiem ceny za paczkę "fajurek" nawet do 15 zł, szczególnie w zachodnich rejonach przygranicznych, które na potęgę będą doić z forsy niemieckich turystów handlowych, oferując im mimo wszystko tańszy niż w Niemczech produkt tytoniowy. Na polskiej ścianie wschodniej ceny papierosów tak nie wzrosną, bo przemyt zza wschodniej granicy z bazarową ceną 3-4 zł za paczkę zdusi skutecznie próby podwyżek papierosów akcyzowanych. W tej chwili, tuż przed akcesją, w Polsce pali papierosy, rzadziej fajki (znaczy – aktywnie wdycha dym tytoniowy) prawie 40% mężczyzn i 24% kobiet. Kolejne kilkanaście procent biernie wdycha dym produkowany przez palaczy.
Cenowe zamieszanie na rynku tytoniowym będzie miało w Polsce w ciągu następnych 20-30 lat istotny wpływ na strukturę leczonych pacjentów. Zmniejszy się odsetek chorych na raka płuc i inne paskudztwa w jamie ustnej wywoływane wdychanym dymem tytoniowym, bo ludzie będą mniej palić z braku kasy na papieroski. Oczywiście, sama podwyżka cen papierosów nie wywoła tego korzystnego trendu. Po wejściu do Unii na każdej unijnej paczce papierosów pojawić się powinien (dokładnie od sierpnia 2004) numer telefonu 0 801 108 108 do Poradni Antynikotynowej, w której miły głos antynikotynowej profesjonalistki poinformuje nas, jak rzucić palenie, czyli uniknąć słonego płacenia za papieroski i ewentualnie rakowego powikłania.
Teoretycznie – bezpłatne leczenie uzależnienia od używania tytoniu jest już teraz w Polsce ustawowo zagwarantowane w art. 11 ustawy z 9 listopada 1995 r. o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych, ale jakoś nie zauważyłem, żeby było to rzucającym się w oczy przedmiotem konkursu kas chorych, a obecnie – NFZ. Jedyne, co w 2003 r. w tytoniowym temacie wyprodukowali pod kątem akcesji nasi parlamentarzyści, to zaostrzenie w cytowanej ustawie kar (200 tys. zł lub odsiadka) za nieuprawnione wprowadzanie do obrotu wyrobów tytoniowych, za sponsorowanie przez firmy tytoniowe wydarzeń społecznych lub reklamowanie nikotynizmu w mediach, szkołach i na różnego rodzaju masowych imprezkach.
No, ale przecież chodzi o to, żeby zamiast karami odstraszać ludzi od palenia tytoniu, wskazać im konkretny i skuteczny sposób na wyjście z nałogu, a tym samym – na zaoszczędzenie miesięcznie kilkudziesięciu a nawet kilkuset złotych, tudzież na dłuższe statystycznie życie w unijnej tzw. wewnątrzwspólnotowej społeczności. Ponieważ wątpię, żeby w sierpniu br. powstały wymagane unijnym prawem telefoniczne poradnie antynikotynowe, przedstawiam w kilku zdaniach, jakie mamy szanse na odzwyczajenie się od palenia po 1 maja br. droższego, tj. poakcesyjnego tytoniu.
Uznanym sposobem leczenia nałogu jest nasycanie organizmu nikotyną podawaną w formie farmakologicznej doustnie lub w plasterkach samoprzylepnych, co daje we krwi stężenie nikotyny pozwalające zablokować receptory zwojów nerwowych, które w normalnych warunkach upajają się nikotyną wdychaną z dymem papierosowym. Jak te receptory nie widzą w sąsiedztwie nikotyny, to wkurzone dają natychmiast sygnał do mózgu palacza, wywołując głód papierosowy, czyli zmuszając go do strzelenia "dymka". Na szczęście tym głupim receptorom jest wszystko jedno, czy nikotyna dotrze do nich po "dymku", czy po zastosowaniu tabletki lub naskórnego plastra nikotynowego. Rakowe niebezpieczeństwo wywołuje dym tytoniowy z 4000 różnorodnymi paskudnymi związkami chemicznymi, natomiast nikotyna podana w inny niż "dymek" sposób już takiego rakowego stanu zagrożenia nie wywołuje. Niestety, problemem przy takim substytucyjnym leczeniu nikotyną jest cena kuracji, porównywalna z zakupem odpowiedniej liczby papierosków.
Ale na to też jest sposób: cytyzyna. Jest to substancja równie jak nikotyna lubiana przez wspomniane "papierosowe" receptory, którą można łykać (średnio raz dziennie) w tabletkach i która po dotarciu do receptorów nikotynowych wchodzi do ich wnętrza w miejsce nikotyny, likwidując głód "dymka". Nie mogę podać, kto ją produkuje, ale ma ona wielki plus: listek 100 tabletek, wystarczający do wyleczenia nałogu, kosztuje w polskich aptekach raptem 19-20 złotych.