Jan Paweł II pokazał nam, jak ważny jest osobowy kontakt z drugim człowiekiem. On, który pozostanie w naszej pamięci zawsze z wyciągniętą dłonią gotową dotknąć, wesprze, wziąć w ramiona. Ta fizyczna manifestacja duchowej jedności jest jakże istotna w kontaktach międzyludzkich. Kiedy zapomnieliśmy dotykać chorych?
Odejście Ojca Świętego skłania nas do przenikliwych refleksji nad wartością naszego życia, pracy i postawy wobec drugiego człowieka. Medycyna, która stwarza wyjątkowe warunki do pochylenia nad drugą istotą i jej cierpieniem, wydaje się powoli przyjmować kierunek zupełnie niewłaściwy. Większość czasu i energii personelu medycznego zaczynają pochłaniać nowe obowiązki. Nasze gabinety zaczęły przypominać biura poprzez wewnętrzne centrale telefoniczne, komputery, laptopy, kserokopiarki, lecz mimo dostępności najnowszej techniki wciąż czasu dla pacjenta mamy coraz mniej. W dodatku wprowadzane obecnie systemy komputerowe, które miały przynieść znaczną poprawę jakości pracy i polepszyć jej wydajność, stały się swoistymi pułapkami czasu. Cenne minuty upływają w oczekiwaniu na otwarcie systemu, zalogowanie, załadowanie ustawień użytkownika, a my sami czujemy się bardziej cząstkami ogromnej machiny niż samodzielnymi jednostkami. Coraz mniej spośród nas spędza czas przy łóżku chorego. Coraz mniej spośród nas decyduje się na kontakt pozawerbalny z pacjentem. Odchodzą także w niepamięć czasy, w których student, za niepodanie ręki pacjentowi przed badaniem nie zaliczał egzaminu z interny.
Dotyk człowieka, dotyk Boga
Siłę wyrazu ludzkich gestów rozumiał Michał Anioł, który wybrał właśnie dotyk do przedstawienia jednego z najbardziej tajemniczych i dogmatycznych aktów chrześcijaństwa – aktu stworzenia. To właśnie dotyk łączy świat ziemski i duchowy, to przez dotyk Adam otrzymuje tchnienie – energię życia. Słynny, austriacki krytyk sztuki Ernst Gombrich podkreślał, że "nikomu dotąd nie udało się nawet w części wyrazić tak wielkiej tajemnicy stworzenia z taką prostotą i mocą" – nie miał racji.
Jan Paweł II z całą prostotą gestu podania ręki i tajemniczą siłą oddziaływania pozawerbalnego godził wielowiekowe spory pomiędzy narodami, religiami i politykami. Jednocześnie nigdy nie przestawał dotykać zwykłych ludzi, przytulać chorych, brać dzieci na ręce. Rozumiał moc dotyku i może właśnie dlatego freski w Kaplicy Sykstyńskiej, w tym Stworzenie Adama, były jednym z jego ulubionych dzieł sztuki. Jego pontyfikatowi towarzyszyły od pierwszego dnia.
Zły i dobry dotyk
Lata dziewięćdziesiąte przyniosły liczne afery dotyczące molestowania seksualnego oraz fizycznego. Duże akcje medialne pokazały, jak częstym zjawiskiem jest tzw. zły dotyk. Co za tym idzie – dotyk drugiego, zwłaszcza nieznanego człowieka zaczął być coraz częściej negatywnie rozumiany. Dotyk niesie lęk, ból, krzywdzi na całe życie. Być może dzieje się tak, bo tego "dobrego" dotyku jest coraz mniej. Także powszechne gesty międzyludzkie nie zachowują już swoich podstawowych znaczeń. Zmiany te dotyczą również medycyny, w której coraz częściej obawiamy się, że nasz dotyk zostanie opatrznie zrozumiany. Co więcej, dotyk lekarza czy pielęgniarki poprzez zabiegi medyczne niesie ze sobą dodatkowy ból i cierpienie. Z drugiej strony – obserwujemy obecnie w medycynie niekonwencjonalnej prawdziwy rozkwit wszelkich terapii manualnych, od bioenergoterapii i akupunktury po pulsing i reiki. Duża popularność takich praktyk świadczyć może o tym, jak bardzo potrzebny jest powrót do integralnego pojmowania pacjenta i jego potrzeb.
Usługa czy służba człowiekowi
Wraz ze zmianą systemu opieki zdrowotnej w Polsce zaczęliśmy pojmować opiekę nad chorymi w kategorii świadczenia im "usług". W relacjach klient – świadczeniodawca jest coraz mniej miejsca na bycie człowiekiem po prostu. Na zmianę owego rynku usług medycznych mają także swój wpływ pacjenci, którzy coraz częściej domagają się poprawy jakości usług wobec ponoszonych nakładów finansowych. Tymczasem, kto płaci otrzymuje to, za co zapłacił. I tak pacjenci i personel medyczny stają po dwóch stronach lady, a wspólny cel – zdrowie i życie – przestaje być wspólny. A przecież gesty zrozumienia, współczucia i akceptacji są bezcenne.