Od czasu spektakularnego zatrzymania doktora Mirosława G. w lutym 2007 r., służba zdrowia wstrząsana jest zatrzymaniami jej przedstawicieli. Najgłośniejszym echem odbiła się ostatnio sprawa Jarosława Pinkasa, byłego wiceministra zdrowia w rządzie PiS. Teraz środowisko spekuluje, czy prokuratura rzeczywiście ma przygotowane zarzuty wobec Krzysztofa Grzegorka, byłego wiceministra zdrowia w obecnej ekipie MZ.
Zatrzymywani są dyrektorzy szpitali, ordynatorzy, kierownicy klinik, lekarze. Afera J&J, w której podejrzanym ma być K. Grzegorek, wydaje się nie mieć końca, a doświadczeni prokuratorzy i adwokaci twierdzą, że zarzuty w tej sprawie mógłby usłyszeć co dziesiąty przedstawiciel kadry kierowniczej publicznych placówek.
Nie ma wątpliwości: policja, służby antykorupcyjne i prokuratura – po latach bezczynności – wzięły sobie za cel służbę zdrowia. Mroczna, zagęszczająca się atmosfera wokół lekarzy wtargnęła nawet do serialowego szpitala w Leśnej Górze: jeden chirurg już "siedzi", drugi – kultowy doktor Burski – ma kłopoty z agentami.
W demokratycznym państwie każdy ma prawo do obrony. Musi jednak je znać i umieć z niego korzystać. Zatrzymany nie oznacza podejrzany, podejrzany to nie to samo co oskarżony, a oskarżony – to jeszcze nie winny. Co wolno oficerom ABW, CBA lub policji, pukającym o 6.00 do naszego domu czy wkraczającym do gabinetu lekarskiego? Jak się zachowywać, żeby nie pogarszać swojej sytuacji? Czytelnikom "SZ" podpowiada mecenas Barbara Kondracka.
Gdy agenci lub policja pukają do drzwi
Co robić? Przede wszystkim nie wpaść w panikę: zażądać wylegitymowania się i okazania dokumentów dotyczących czynności, którą chcą przeprowadzić. Jeśli zapowiadają przeszukanie pomieszczeń, muszą mieć postanowienie prokuratury bądź sądu. Jeśli chcą zatrzymać daną osobę – muszą mieć nakaz zatrzymania. Tu nic nie może się dokonywać "bez kwitu".
Chyba że przeszukanie lub zatrzymanie jest – według funkcjonariuszy – czynnością nie cierpiącą zwłoki (bo np. osoba, która ma być zatrzymana, przygotowuje się do wyjazdu zagranicznego albo służby dowiadują się, że właśnie kupiła niszczarkę dokumentów). Wtedy funkcjonariusze mają prawo wkroczyć i dokonać rewizji albo zatrzymania "z marszu", okazując jedynie nakaz szefa swojej jednostki, a nawet tylko legitymację służbową.
Ważne! Żądajmy, by w terminie 7 dni doręczono nam w tym ostatnim wypadku postanowienie sądu lub prokuratury zatwierdzające czynności, które wykonali funkcjonariusze. Oni sami powinni nas zresztą pouczyć, że mamy prawo tego żądać.
Dlaczego "kwity" są tak istotne? Ponieważ osoby, wobec których organy ścigania podejmują czynności procesowe (przeszukanie, zatrzymanie), mają prawo do składania zażaleń. Wszystkie fakty i dane, które mogą się w sformułowaniu takiego zażalenia przydać, mają zatem znaczenie.
Zapowiedź przeszukania bywa wyjątkiem od reguły – istotne jest przecież zaskoczenie domniemanego przestępcy. Jeśli miałoby ono mieć miejsce w domu – niepotrzebne są dodatkowe formalności. Wystarczy nakaz.
Sprawa się komplikuje, gdy funkcjonariusze wkraczają do szpitala czy przychodni. O zamiarze przeszukania nieruchomości należących do instytucji państwowej lub samorządowej musi zostać powiadomiony szef tej instytucji bądź jego zastępca. Jeśli przeszukanie ma się odbyć w gabinetach osób zarządzających placówką medyczną (lub dotyczy ich działalności) – służby muszą powiadomić organ założycielski (władze samorządowe, akademii medycznej, ministerstwo).
Dyrektor (jeśli sprawa dotyczy pracowników jego szpitala) i przedstawiciel organu założycielskiego mają prawo uczestniczyć w przeszukaniu pomieszczeń. Funkcjonariusze mają obowiązek powiadomić osobę, której dotyczy przeszukanie, o zamiarze jego przeprowadzenia.
Podczas przeszukania
Jeśli nie spodziewaliśmy się "wizyty" policji lub innych służb, ich pojawienie się godzi w nas jak grom z jasnego nieba. I prawdopodobnie podczas całej rewizji będziemy stać czy siedzieć jak sparaliżowani. To błąd! Musimy za wszelką cenę zachować trzeźwość umysłu, zebrać siły (przede wszystkim psychiczne), patrzeć funkcjonariuszom na ręce – zarówno wtedy, gdy rewizja dokonywana jest w naszym domu, jak i wtedy, gdy ma miejsce w pomieszczeniach służbowych, i ani na krok ich nie odstępować.
Mamy prawo być obecni podczas przeszukania, możemy również wskazać osobę, która będzie nam towarzyszyć (chyba że utrudniłoby to wykonywanie czynności przez służby).
Uwaga! Mając nakaz – policja, ABW, CBŚ czy CBA mogą zażądać wydania wszystkiego, czym są zainteresowane i mają prawo wszystko zarekwirować. Również – komputer osobisty czy prywatny telefon komórkowy.
Ważne! Osoba, której mają być przedstawione zarzuty, nie ma obowiązku dostarczania dowodów swojej winy. Jeśli więc – w stresie – uzna, że lepiej będzie, jak połknie kartę SIM, nie musi się obawiać, że usłyszy z tego powodu zarzuty. Inną sprawą jest celowość takich działań – rzadko w obecności kilku funkcjonariuszy udaje się tego dokonać.
Ważne! Funkcjonariusze mają obowiązek sporządzić protokół przeszukania oraz wystawić pokwitowanie, w którym wymienione będą zarekwirowane przedmioty (również dokumenty). Trzeba mieć pewność, że wszystkie uwzględnili.
Jeśli do zatrzymania dochodzi w domu – przed wyjściem zabierz kosmetyczkę: szczoteczkę i pastę do zębów, mydło, dezodorant, chusteczki higieniczne, przynajmniej 3 pary bielizny, klapki pod prysznic. Ubierz się w sportowe, wygodne, ciepłe ubranie. Zabierz leki. W areszcie tzw. paczkę higieniczną otrzymasz po miesiącu.
Uwaga! Nie znasz dnia ani godziny – dbaj zawsze o zdrowie, lecz zęby, przejdź wszystkie badania kontrolne. W areszcie czy więzieniu zdrowie tylko tracisz.
Dokumentacja medyczna – przypadek szczególny
Czy agenci mogą zarekwirować dokumentację medyczną? Wejście CBA do szpitala MSWiA w Warszawie wywołało wstrząs nie tylko z powodu zarzutów sformułowanych pod adresem kardiochirurga Mirosława G., ale również dlatego, że z dużą nonszalancją służby potraktowały wrażliwe dane tysięcy pacjentów szpitala.
Ważne! Jeśli funkcjonariusze sięgają po dokumenty zawierające informacje objęte tajemnicą lekarską, obecny przy przeszukaniu dyrektor szpitala lub lekarz mają obowiązek ich o tym poinformować. Dokumenty te muszą być wówczas niezwłocznie przekazane sądowi lub prokuraturze (w opieczętowanej kopercie lub paczce). Funkcjonariusze nie mają prawa ich czytać. Jest tylko jeden wyjątek od tej zasady – gdy zarekwirowane dokumenty, objęte tajemnicą lekarską, były w posiadaniu osoby podejrzanej o popełnienie przestępstwa (np. zostały znalezione w jej szafce).
Zatrzymanie
Sprawa raczej nie kończy się na przeszukaniu pomieszczeń – po nim następuje zatrzymanie. Zostajemy przewiezieni do prokuratury, gdzie usłyszymy zarzuty. Taka jest zwykle kolejność czynności. Zdarzają się jednak również zatrzymania bez wcześniejszego przeszukania. Co wówczas jest do zrobienia?
Nasz przełożony powinien wziąć na siebie obowiązek powiadomienia o tym fakcie naszej rodziny (jeśli rzecz rozgrywa się w miejscu pracy). Sami funkcjonariusze powinni zresztą zadać nam pytanie, kogo powiadomić o zatrzymaniu. Trzeba wskazać osobę, która będzie wiedziała, co robić. Rodzina ma w tej sytuacji tylko jedno zadanie: wynająć obrońcę, który stawi się w prokuraturze, gdzie będziemy przesłuchiwani.
Pamiętajmy: możemy poprosić, by nie wyprowadzano nas w kajdankach. To jest środek przymusu i istnieją ustawowe regulacje, w jakich okolicznościach powinien być zastosowany. Zakładanie kajdanek nie jest obowiązkowe. Ale to funkcjonariusze o tym decydują – my możemy tylko zapewnić, że spokojnie wyjdziemy i wsiądziemy z nimi do samochodu.
Po zatrzymaniu
Pod żadnym pozorem nie wolno rezygnować z adwokata. Ani wtedy, gdy jesteśmy pewni własnej niewinności, a całą sprawę traktujemy jak pomyłkę, ani wtedy, gdy chcemy się przyznać do zarzutów postawionych przez prokuraturę. Brak obrońcy może nas bardzo drogo kosztować – nawet kilka lat pozbawienia wolności!
Najważniejsze! Bez konsultacji z adwokatem, po zatrzymaniu, nie powinniśmy – we własnym interesie – powiedzieć ani słowa! Nawet... potwierdzić swoich danych osobowych. Osoba zatrzymana ma prawo milczeć. W amerykańskich filmach policjanci podczas zatrzymania wygłaszają formułkę: "Odtąd każde słowo może być wykorzystane przeciwko tobie". Ta sama zasada obowiązuje w Polsce – każde słowo wypowiedziane od momentu zatrzymania może być wykorzystane przeciwko nam!
Podejmowanie rozmowy z prokuratorem, składanie wyjaśnień, zeznawanie do protokołu – bez obecności adwokata – to najpoważniejszy i jednocześnie najczęstszy błąd, jaki popełniają zatrzymani i podejrzani "zwykli obywatele". Paradoksalnie – przestępcy wiedzą, że najważniejszy jest kontakt z adwokatem, natomiast lekarz czy dyrektor szpitala najczęściej nie mają o tym pojęcia.
Uwaga! Jeśli złożymy wyjaśnienia prokuratorowi i zostaną one zaprotokołowane, ich "odkręcenie" będzie bardzo trudne, czasem wręcz niemożliwe. I często się tak zdarza, że to właśnie one stają się "gwoździem do trumny" i przesądzają o wyroku.
Co zatem robić, gdy sympatyczny prokurator proponuje "układ"? Słyszymy wszak z jego ust, że jeśli się przyznamy do postawionych nam zarzutów, wypuści nas natychmiast i będziemy odpowiadać z wolnej stopy. Ale jeśli się nie przyznamy – ma już gotowy wniosek do sądu o trzymiesięczny areszt.
Ważne! Bez konsultacji z adwokatem nie wolno nam – we własnym interesie – przyznawać się do czegokolwiek. Nie mamy gwarancji, że prokurator dotrzyma słowa; proponowany nam "układ" jest nieformalny, nie jest protokołowany. Po prostu – prokurator chce "zamknąć sprawę", zanim się zjawi obrońca.
Zdarza się, dość często, że zatrzymani jesteśmy w miejscowości X, ale do prokuratury jesteśmy przewożeni na drugi koniec Polski. Podróż w towarzystwie policjantów fatalnie wpływa na naszą psychikę. Czasami, zamiast prosto na przesłuchanie, możemy trafić do celi czy też "pokoju", w którym kilka lub kilkanaście godzin będziemy czekać na spotkanie z prokuratorem. Również w tej sytuacji musimy odmawiać zeznań, dopóki nie stawi się obrońca.
Nie wolno nam chcieć wyjść "za wszelką cenę". Może ona być zbyt wysoka!
Zarzuty
Do momentu, kiedy prokurator nie postawi nam zarzutów, jesteśmy "zatrzymani w sprawie". Po tym fakcie stajemy się podejrzanymi.
Decyzją sądu – musi ona zapaść w ciągu 48 godzin od zatrzymania – możemy trafić do aresztu tymczasowego. Sąd może też zezwolić nam odpowiadać z wolnej stopy, ale zazwyczaj wyznacza wówczas wysoką kaucję. Jeśli rodzinie i przyjaciołom uda się w terminie wpłacić taką sumę na konto sądu, opuszczamy areszt.
Ważne! Od tej pory, bez konsultacji z adwokatem, nie wolno nam rozmawiać nie tylko z prokuratorem, ale również z mediami. Cały czas obowiązuje zasada: każde wypowiedziane słowo może być użyte przeciwko nam.
Zobacz też: Niezbędnik medyka (cz. II)
Uwaga Nasi Czytelnicy!
16 lipca 2008 r. "Gazeta Wyborcza" zamieściła na swoich łamach tekst nawiązujący do artykułu, jaki ukazał się 30 czerwca 2008 r. w "Służbie Zdrowia" pt. "Niezbędnik medyka" (cz. I). W związku z tym bardzo prosimy, aby zechcieli Państwo wyrobić sobie własną opinię na temat tekstu oryginalnego na jego podstawie, a nie sensacyjnych komentarzy czy wybiórczo omówionych zdań. Redakcja "SZ" nigdy nie pochwalała i nie będzie pochwalała uczynków, które zasługują na naganę. "Służba Zdrowia" towarzyszy swoim czytelnikom, środowisku medycznemu, na co dzień, także w trudnych momentach: gdy walczy ono o pieniądze na leczenie chorych, jest krzywdzone kreowanym przez media wizerunkiem łapowników czy pijaków, gdy musi się bronić przed głupimi reformami. Prawo do wolności uważamy za równe prawu do życia i zdrowia. Obserwujemy, że w naszym kraju w stosunku do przedstawicieli środowisk medycznych dochodzi do nadużywania środka zapobiegawczego, jakim jest areszt, przy czym świadomość prawna wśród medyków jest dalece niewystarczająca. Nasz "Niezbędnik medyka" – w sytuacji, gdy uprawiają Państwo zawód tak wielkiego ryzyka znalezienia się w konflikcie z prawem , najczęściej, jak uczy doświadczenie, bez Państwa winy – miał na celu wyposażyć naszych czytelników w podstawową, obywatelską wiedzę o prawach, jakie przysługują osobom zatrzymanym. Każdy człowiek ma prawo do obrony, ale musi je znać i umieć stosować. Tym bardziej że dobrem chronionym przez lekarza i innych fachowych pracowników medycznych jest między innymi tajemnica zawodowa i ochrona danych pacjentów.
red. nacz. Aleksandra Gielewska