Postęp w medycynie, rozwój innowacyjnej myśli, dostarczanie coraz to nowych rozwiązań technologicznych są imponujące. Powstają nowe, skuteczniejsze leki, urządzenia i sprzęt, także innowacyjne koncepcje zarządzania, optymalizujące leczenie. Wszystko to pozwala nam żyć dłużej, w lepszym komforcie, skraca przebieg choroby. Jest więc bardzo ważne. Ale jest taki element, który w ochronie zdrowia, a szczególnie w służbie zdrowia, jest najważniejszy. To ludzie. Nawet najdoskonalsza technologia nie znajdzie mądrego zastosowania bez lekarza, pielęgniarki, ratownika, fizjoterapeuty, słowem – ludzi medycznych zawodów. A w tym obszarze mamy w Polsce gigantyczny problem. Dramatycznie brakuje pielęgniarek. Na 1000 mieszkańców jest ich tylko 5,3. W Szwajcarii to 17,4, w Norwegii – 16,7, w Niemczech – 13. Liczba praktykujących lekarzy w relacji do liczby mieszkańców jest najniższa w całej Unii Europejskiej. Na 1000 mieszkańców naszego kraju przypada 2,2 lekarzy. W Niemczech to 3,8, we Włoszech – 4,1 (Health at Glance 2014 – raport organizacji OECD). Co więcej, w wielu specjalizacjach, jak np. w pediatrii, średnia wieku lekarzy to blisko 60 lat. Dziurę pokoleniową przyjdzie nam zasypywać przez co najmniej 15 lat. Deklarowana przez Ministerstwo Zdrowia chęć zwiększenia naboru na studia medyczne jest właściwym kierunkiem. Ale to nie rozwiąże wszystkich problemów. Trzeba wdrożyć mechanizmy, które podniosą motywację młodych ludzi do wyboru zawodów medycznych jako życiowej drogi. Istotną rolę z pewnością odgrywać tu będzie wysokość płac, rażąco niska szczególnie w przypadku pielęgniarek. Ale nie tylko o pieniądze chodzi. Ważne są też warunki pracy, jej społeczny prestiż i wizerunek, co znów jest między innymi pochodną zarobków. Warto też może sięgnąć do wzorców innych państw i zastosować mądre rozwiązania polityki imigracyjnej, które będą stanowiły zachętę dla specjalistów medycznych z innych krajów do podejmowania pracy w Polsce.