Do tego, że zdrowie jest dla polityków wielkim kłopotem, już się przyzwyczailiśmy. Rządzący sprawiają wrażenie, jakby wobec wyzwań stojących przed systemem ochrony zdrowia byli całkiem bezradni. W kuluarach padają argumenty, że to worek bez dna. Pieniędzy nie ma, więc roszczeń – tak pacjentów, jak i pracowników służby zdrowia – nie da się zaspokoić. Najlepiej więc nie robić nic. Od ministra oczekuje się właściwie tylko tego, żeby w służbie zdrowia była cisza i spokój. „Sprytna” strategia, polegająca na niepodejmowaniu decyzji kiedyś się jednak zemści.
Przyzwyczailiśmy się, że kolejni ministrowie od początku swego urzędowania nie robią nic innego, jak tylko zapowiadają zmiany. Zapowiedzi te jednak albo nie są realizowane, albo ich idea jest w realizacji tak zniekształcona, że de facto utrwala politykę gry pozorów. Kolejni ministrowie trwają i władają – jakby to było ich głównym celem, a pacjenci, pielęgniarki, lekarze, przedstawiciele innych zawodów medycznych, tracą nadzieję na to, że poprawi się ich los. Balon napięcia nieustannie rośnie. Obecnie mamy zapowiedzi największych od 1989 r. demonstracji w ochronie zdrowia. Czy są to działania wymierzone w ministra zdrowia? Czy może wręcz przeciwnie?
Trudno było się nie zgodzić z poglądami i diagnozami na temat systemu ochrony zdrowia głoszonymi latami przez Konstantego Radziwiłła, kiedy był prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej. Wtedy wiedział i rozumiał, że aby system zaczął działać sprawniej i z wyraźną korzyścią dla pacjentów, potrzebny jest natychmiastowy wzrost nakładów finansowych. Dzisiaj zapowiada powolne dochodzenie do 6 proc. PKB w 2025 r., ale wzrost ma następować dopiero od roku 2018. Skąd ta radykalna zmiana stanowiska? Może po prostu minister zmuszony był skonfrontować swoje idee z polityczną rzeczywistością? Wie, że pieniądze potrzebne są tu i teraz, ale widząc, jakie są realia, rozkłada na lata dochodzenie do większej puli środków. Z pewnością sam minister zdrowia niewiele może zdziałać i potrzebuje wsparcia innych polityków. Być może to właśnie coraz bardziej donośny głos niezadowolenia i protestu lekarzy, pielęgniarek i innych przedstawicieli zawodów medycznych obudzi wreszcie rządzących i uzmysłowi im, że nie da się rozwijać Polski z pominięciem rzeczywistych reform potrzebnych służbie zdrowia? A wtedy okaże się, że środowiska, które pozornie są antagonistami ministra zdrowia, to w rzeczywistości jego sojusznicy w dążeniu do stworzenia sprawnego, przyjaznego dla pacjentów i pracowników, dobrze finansowanego systemu służby zdrowia.