Polska to kraj, w którym limity na finansowanie porodów ze środków publicznych zniesiono dopiero w XXI wieku. I taki kraj, w którym wciąż obowiązują limity na godne umieranie. Bo chociaż, co należy sprawiedliwie oddać obecnie rządzącym, nakłady na finansowanie hospicjów wzrosły, to wciąż jeszcze, z uwagi na ograniczenia w kontraktach z NFZ, nie mogą one przyjmować wszystkich pacjentów, którzy tego potrzebują. Dlatego zbyt często jeszcze zdarza się, że chorzy, którzy znajdują się w najbardziej dramatycznym momencie życia, kończą swoją drogę bez dostatecznego ukojenia bólu, profesjonalnego leczenia odleżyn, niewydolności oddechowej i wszelkich powikłań, będących konsekwencją choroby i intensywnego wcześniejszego leczenia. A przecież, przy obecnym stanie medycyny, ich cierpienia mogłyby być zminimalizowane, a dzięki fachowej pomocy schyłek życia mogliby spędzić w swoim ulubionym fotelu we własnym pokoju.
Kolejki do opieki hospicyjnej to niejedyny problem pacjentów i lekarzy. Paradoksalnie to nie zagadnienia medyczne stanowią kluczowe wyzwanie. Lekarz, wspólnie z bliskimi chorego, musi znaleźć rozwiązania dla szeregu problemów socjalnych, jakie generują nowe sytuacje związane z odchodzącym członkiem rodziny, pomóc w przebrnięciu psychicznym przez dramatyczne dla wszystkich doświadczenie.
Oczekiwania umierających pacjentów oraz nierzadko doświadczane ze strony rodziny chorego lęk i nieufność – to obciążenia, które muszą dźwigać lekarze hospicyjni, zachowując przy tym pełen profesjonalizm i właściwą czułość, tak chętnie teraz nazywaną empatią.
Przeżywanie narodzin przynosi radość. Towarzyszenie śmierci przynosi ból. Ten ból dotyka także lekarza. Jeśli ktoś myśli, że jest inaczej, to chyba właśnie cierpi na deficyt empatii.