Są częścią generacji przełomu kulturowego – millenialsów, inaczej pokolenia Y. I tak jak większość z ich pokolenia są wolni, krytyczni, kreatywni i pełni energii. Młodzi lekarze, bo o nich mowa, chcą się realizować, mieć misję i poczucie, że robią coś ważnego. Wybrali zawód związany z ich życiowym celem. Są chyba pierwszym pokoleniem medyków, które tak konsekwentnie nie godzi się na porządek oparty w dużej mierze na hierarchii. Są zdecydowani w swoich oczekiwaniach wobec państwa, które organizuje warunki ich pracy i rozwoju. Zdecydowani to nie znaczy, że roszczeniowi. Dlatego, nie obawiając się ciężkiej pracy i ceniąc sobie zdobywane dzięki niej doświadczenie, nie godzą się na pracę ponad siły, ponad normę, w warunkach i możliwościach, które odbiegają od standardów, jakie powinna oferować ochrona zdrowia XXI wieku. Rozpoczęli akcję „Zdrowa praca”, chcą wypowiadać umowy opt-out. Ich głównym postulatem jest zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do 6,8% PKB w ciągu trzech lat. Wiedzą, że jest to pierwszy i minimalny warunek tego, aby poprawić funkcjonowanie systemu. Nie chcą, żeby, jak dzieje się to od lat, system był utrzymywany dzięki poświęceniu i zdrowiu pracujących ponad siły lekarzy. Millenialsi mają głębokie przekonanie, że tylko utrzymanie równowagi między życiem prywatnym i zawodowym pomoże uchronić się przed zawodowym wypaleniem. Czy są pozytywnie nastawieni do swojej przyszłości? Wciąż wierzą, że system można zmienić i poprawić, że stawiane przez nich żądania nie są nieracjonalne i wygórowane. Są konsekwentni i zdeterminowani, aby zmieniać zastaną rzeczywistość. To cecha, która łączy całe pokolenie Y. Biorąc pod uwagę, że w ciągu najbliższych 10 lat pokolenie to będzie stanowiło 75 proc. siły roboczej na świecie, rządzący i pracodawcy muszą zacząć liczyć się z ich zdaniem.