Liczba ludności Europy kurczy się stale i systematycznie. Odsetek Europejczyków w stosunku do ludności świata maleje i, jak się przewiduje, w 2070 roku będzie stanowił około 4 proc., w porównaniu z 6 proc. obecnie. Polska nie jest pod tym względem, niestety, wyjątkiem. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2022 r. w Polsce odnotowano najmniej urodzeń w okresie powojennym. Jako kraj mierzymy się więc z realnym już kryzysem demograficznym. Dramatyczne statystyki stały się punktem wyjścia Strategii Demograficznej 2040 przyjętej przez rząd. Oprócz diagnozy, której postawienie nasuwa się samo i jest oczywiste dla każdego, kto nie tylko interesuje się głębiej zagadnieniami dotyczącymi demografii, ale także dla każdego przeciętnego obserwatora zmian i trendów społecznych i socjologicznych, dokument rządowy wyznacza cele i kierunki działań, które mają przynieść poprawę sytuacji. Polityka państwa dążyć więc będzie między innymi do zwiększenia stopnia zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych, wzmocnienia rodziny i więzów rodzinnych, znoszenia barier dla rodziców chcących mieć dzieci czy do rozwoju rynku pracy przyjaznego rodzicom. Są to wszystko czynniki, za pomocą których, jak widzimy, państwo może też przeciwdziałać rosnącej tendencji rozpadu rodzin i małżeństw, która ma miejsce w naszym kraju, a która także negatywnie wpływa na demografię. Nie można też nie zauważyć, że ostatni pik demograficzny w Polsce miał miejsce w 1983 r. Obecnie kobiety z tego rocznika mają już 40 lat. Nawet więc przy wprowadzeniu wszelkich możliwych zachęt i udogodnień niemożliwe jest szybkie odwrócenie negatywnego trendu. Skutki obecnej polityki prorodzinnej mogą być widoczne dopiero w perspektywie następnego pokolenia. Tym bardziej nie wolno zmarnować czasu na zdecydowane wprowadzenie w życie wymienionych w rządowej strategii narzędzi. W przeciwnym razie czeka nas zmniejszenie atrakcyjności ekonomicznej, inwestycyjnej, zmniejszenie potencjału ludzkiego, gospodarczego, a także zmniejszenie potencjału kulturowego.