Prawie bez echa przeszedł, przeprowadzony przez „Dziennik Gazetę Prawną” „Ranking Zdrowia Polski” opisujący sytuację zdrowotną na poziomie powiatów i miast na prawach powiatu. Można mieć wiele zastrzeżeń do przyjętej w nim metodologii, jednak warto pochylić się nad zasadami rankingu i jego laureatami, a także spróbować wyciągnąć wnioski – co jest potrzebne, aby system wypełniał swoje zadania i dawał satysfakcję pacjentom.
Ranking tworzy suma punktów w trzech działach. Pierwszy z nich to potencjał posiadany przez system na terenie powiatu/miasta – liczba placówek medycznych i ich wyposażenie, liczba lekarzy i pielęgniarek przypadających na populację, uczestnictwo samorządów i podmiotów leczniczych w programach profilaktycznych. Drugi dział dotyczy stanu zdrowia ludności mierzonego obiektywnymi czynnikami: czas przeżycia, dzietność, umieralność noworodków i odsetki zgonów z powodu chorób cywilizacyjnych. Trzeci dział opisuje funkcjonalność systemu: dostępność do badań laboratoryjnych i obrazowych, czas oczekiwania do wybranych poradni specjalistycznych, ale też do operacji i innych świadczeń wysokospecjalistycznych oraz, na koniec, dostępność do leczenia długoterminowego.
Jak widać, spojrzenie jest dość szerokie, choć o wielu z tych parametrów można dyskutować. Szczególnie dostępność do niektórych badań i operacji wysokospecjalistycznych, jak operacje leczenia zaćmy, czy zabiegi kardiologii inwazyjnej, nie jest realizowana przez podmioty typowo powiatowe. Aby jednak zrozumieć co spowodowało, że w rankingu czołowe miejsca zajęły te, a nie inne powiaty, pozwoliłem sobie stworzyć tabelę grupującą dziesięć najlepszych powiatów, pokazującą ich umiejscowienie, ludność, wartość kontraktów w rodzaju leczenie szpitalne i ogólną liczbę podmiotów posiadających kontrakt z NFZ w miastach powiatowych. Tabela jest mocno uproszczona, bo została stworzona w kilkadziesiąt minut na podstawie danych GUS i informatora o umowach NFZ. Ale pewne wspólne cechy rzucają się w oczy.
Pierwsza to zadziwiający fakt braku powiatów województw mazowieckiego, pomorskiego, czy dolnośląskiego. Wygląda na to, że zdrowo się żyje tam, gdzie rozwój jest bardziej zrównoważony, gdzie metropolie (z wyjątkiem Krakowa) nie przytłaczają tak bardzo innych części województwa. Zdrowiej, co ciekawe, żyje się także w Polsce południowo-wschodniej. Drugą wspólną cechą, której umykają tylko powiaty grajewski i łęczyński, jest wielkość powiatów, które liczą +/− 100 tys. mieszkańców. Powiat tatrzański liczy co najmniej tyle, jeżeli doliczyć turystów. Sprawia to, że powiaty te są nie tylko duże, ale i dość bogate, co pozwala na istotne wsparcie inwestycyjne swoich szpitali, a także finansowanie programów profilaktycznych. Potwierdzają to zresztą wywiady w DGP ze starostami gorlickim i cieszyńskim. Trzecią cechą jest wielkość szpitali i wysokość ich kontraktów. Pomijając szpitale w powiatach grajewskim i łęczyńskim, pozostałe szpitale mają kontrakty powyżej 60 mln zł w samym rodzaju „leczenie szpitalne”. Zresztą dwa z nich to dawne szpitale wojewódzkie w Tarnowie i Białej Podlaskiej, zaś z pozostałych szpitali chyba jedynie szpital w Grajewie można uznać za typowo powiatowy, chociaż i on poza klasycznymi czterema oddziałami posiada także OIOM, ortopedię i oddział chorób zakaźnych. Ewenementem jest szpital w Łęcznej – bez pediatrii, ginekologii i położnictwa, za to z mocną chirurgią plastyczną. Reszta szpitali posiada po kilkanaście oddziałów i szerokie spektrum usług dla lokalnej społeczności.
Czwartą cechą jest spora liczba innych podmiotów leczniczych posiadających kontrakt z NFZ, zapewniających usługi podstawowej opieki zdrowotnej, specjalistyczne czy rehabilitacyjne. W tabeli ujęto zresztą tylko podmioty mające siedziby w miastach powiatowych.
Podobna sytuacja jest w drugiej analizowanej grupie – miast na prawach powiatu. I tutaj próżno szukać Warszawy, Gdańska czy Wrocławia. Pierwsze trzy miejsca zajęły Lublin, Olsztyn i Rzeszów, zaś wysokie miejsca zajęły też miasta będące powiatami grodzkimi dla powiatów analizowanych wcześniej. Tarnów zajął 8. miejsce, zaś Biała Podlaska 12.
Czy można wyciągać jakieś ostrożne wnioski z cytowanego rankingu? Na pewno nie, jeżeli chodzi o zdrowotność społeczeństw lokalnych. Ale jeżeli chodzi o strukturę istniejących tam subsystemów opieki zdrowotnej – to już tak. Wygląda na to, że model oparty na wielkich szpitalach klinicznych i wojewódzkich oraz małych czteroodziałowych szpitalach powiatowych – nie jest optymalny. Obecne bogacące się, a zarazem starzejące społeczeństwo, oczekuje czegoś więcej.
Z drugiej strony mamy olbrzymi deficyt zasobów – finansowych i ludzkich. Obecnie nie sfinansujemy dodatkowych oddziałów, ani nie znajdziemy do nich odpowiedniej liczby specjalistów. Dla tworzących mapy zdrowotne dla poszczególnych specjalności będzie to ciężkie zadanie. Jak doprowadzić do większego rozproszenia miejsc udzielania świadczeń, żeby zwiększyć dostępność, mając do dyspozycji tak nikłe zasoby? Będzie to wymagało jeszcze bardziej znaczącego zwiększenia liczby kształconych lekarzy, bo jeżeli obecny wzrost pozwoli na zastępowanie pokoleń, to może być zbyt mały, aby nowi specjaliści dotarli w wystarczającej liczbie na prowincję. Trzeba się zastanowić nad poszerzeniem możliwości wykonywania przez oddziały podstawowe usług specjalistycznych. Może trzeba wreszcie umożliwić kontraktowanie wielospecjalistycznych oddziałów zabiegowych realizujących w jednym oddziale usługi chirurgiczne, ortopedyczne, urologiczne, naczyniowe, okulistyczne, laryngologiczne etc. Przecież i tak większość usług zabiegowych jest możliwa do wykonywania na chirurgii, a tylko ich część, zresztą najbardziej lukratywnie wyceniona, jest zastrzeżona dla oddziałów specjalistycznych.
Ranking pokazuje, że ludzie oczekują szerokich usług blisko miejsca zamieszkania. I w Polsce są miejsca, gdzie tak się dzieje, zaś wcale nie są to metropolie. Warto się pochylić nad tym rankingiem i spróbować wyciągnąć głębsze wnioski niż tylko tu zawarte.