Serial HBO o wybuchu w elektrowni atomowej na Ukrainie spowodował,
że świat przypomniał sobie to wydarzenie. Przypomnijmy więc, jaki wpływ na zdrowie miał opadający na obszary wielu krajów pył radioaktywny,
oraz lekarzy, którzy odegrali istotną rolę w ratowaniu ludzi.
Źródło: HBO / mat. pras.
25 kwietnia 1986 r. w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej w ciągu dnia planowano przeprowadzić eksperyment dotyczący bezpieczeństwa instalacji. Ale doszło do awarii w smoleńskiej elektrowni, więc nie można było już wyłączać żadnego z bloków Czarnobyla. Zaskoczona nocna zmiana musiała więc sprawdzać, co by się stało, gdyby został przerwany dopływ prądu zasilający pompy układu chłodzenia reaktora w bloku energetycznym nr 4.
Dowiedzieli się. Aż nazbyt dokładnie. W wyniku przegrzania reaktora doszło do wybuchu wodoru, pożaru oraz rozprzestrzenienia się substancji promieniotwórczych na skalę niespotykaną na Ziemi. Z ok. 180–190 ton metrycznych produktów paliwa i rozszczepienia dwutlenku uranu, od 5 do 30 proc. uciekło do atmosfery. Mocno skażony został obszar republik Ukrainy, Rosji i Białorusi. Najbardziej ta ostatnia. Chmura radioaktywnego pyłu poleciała nad Europę, opadając także na Polskę.
PŁYN LUGOLA NA WSZELKI WYPADEK
Już 27 kwietnia w książce raportów Laboratorium Pomiarów Dozymetrycznych w Świerku odnotowano wzrost ze 100–300 do 500 imp./min. „To prawdopodobnie pierwszy sygnał o awarii w Czarnobylu” – piszą autorzy „Raportu w sprawie następstw katastrofy w Czarnobylu” z Państwowej Agencji Atomistyki, z sierpnia 1991 r.
28 kwietnia rano asystentka prof. Zbigniewa Jaworowskiego, radiologa z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej (CLOR) w Warszawie, obecnie już nieżyjącego – czekała na niego zdenerwowana przed budynkiem.
– Słuchaj, przyszedł teleks ze stacji pomiarowej w Mikołajkach. Radioaktywność powietrza jest tam 550 tys. razy wyższa niż wczoraj. Nasz parking też jest silnie skażony!
Profesor najpierw pomyślał: „wojna atomowa”. Wieczorem, po badaniach, już wiedzieli, że to promieniotwórczy opad z reaktora atomowego. Ulga. Późnym wieczorem BBC podało, że Czarnobyl ma awarię.
W nocy z 28 na 29 kwietnia w budynku KC PZPR w Warszawie doszło do narady aparatczyków i generałów. Z ekspertów od zdrowia był tylko prof. Jaworowski i prof. płk Zenon Bałtrukiewicz z Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii. Ten pierwszy podkreślał: radioaktywny jod 131 może się przedostać do mleka – krowy już żuły radioaktywną trawę – a stamtąd do tarczyc dzieci. Obawiano się, że nad Polskę dotrą kolejne fale skażeń. Rosjanie nie puszczali pary z ust nt. katastrofy, więc pesymistyczne warianty były na stole. – Trzeba jak najszybciej podać dzieciom stabilny jod, by uchronić je przed rakiem tarczycy – apelował prof. Jaworowski. Podjęto decyzję o zakazie wypasu krów, zalecono, by dzieci piły tylko mleko w proszku albo skondensowane z puszek. Partyjna wierchuszka nie zgodziła się na odwołanie pochodów pierwszomajowych i skierowanie na ulice polewaczek, które zmywałyby pył z ulic. To mogłoby wywołać panikę.
Według prof. Jaworowskiego, już 29 kwietnia po południu, na wschodzie kraju zaczęto podawać dzieciom bezpieczny jod – słynny płyn Lugola. – Przez całą noc z 29 na 30 kwietnia pracowały przychodnie m.in. W Białymstoku, Bielsku Podlaskim, Łapach, Hajnówce, Sokółce i w wielu innych miejscowościach. W ciągu 2 dni płyn podano ok. 180 tys. dzieci i młodzieży – czytam w Archiwum Państwowym w Białymstoku.
Andrzej Mazur, wówczas młody chirurg skoszarowany w jednostce na granicy z Czechami, inaczej to pamięta (patrz: wywiad obok). Twierdzi, że w radiokonferencji nakazano im wydać płyn Lugola placówkom medycznym, ale wstrzymać podawanie go dzieciom. Mazur złamał ten drugi rozkaz – zaczął podawać maluchom lek. To samo miał zrobić generał w województwie stołecznym.
Według oficjalnych danych, w ciągu 3 dni płyn Lugola podano 18,5 mln osób, także dorosłym. – Była to największa w historii medycyny akcja profilaktyczna dokonana w tak krótkim czasie – przekonywał w wywiadzie dla „Polityki” prof. Jaworowski.
20 lat później profesor przyznawał, że podawanie jodu nie było potrzebne – dawka promieniowania na szczęście okazała się „bez znaczenia dla zdrowia”. Ale w kwietniu 1986 r. w zalewie kłamstw z ZSRR, Lugola był dmuchaniem na zimne.
Jerzy Urban – w 1986 r. rzecznik prasowy rządu – w wywiadzie dla „Trybuny” 15 maja 1991 r. trochę inaczej niż prof. Jaworowski opisuje kwestię zakazu wychodzenia na zewnątrz. Urban przyznaje, że wyliczenia CLOR wskazywały, by ludzie zamknęli okna, nie wychodzili z domów, a szkoły zostały zamknięte. Zadzwonił więc do gen. Jaruzelskiego z pytaniem o zgodę na podanie takich zaleceń do PAP-u. – Generał powiedział coś w rodzaju „Jak mus, to mus” i polecił przekazać do PAP-u – opisuje Urban. Ale krótko po tym specjalista wojskowy skorygował obliczenia CLOR i wyszło, że zamykanie ludzi w domach nie jest potrzebne. Zrezygnowano z pomysłu. Nie zamknięto szkół, a wręcz zachęcano do licznego udziału w pierwszomajowych pochodach – w Białymstoku wzięło w nim udział ok. 55 tys. osób.
Ministerstwo Handlu Wewnętrznego i Usług wydało także polecenia, by: zakazano sprzedaży lodów, ograniczono spożycie sałaty, szpinaku, szczawiu, szczypiorku, pietruszki, kopru, młodego rabarbaru i rzodkiewek.
JOD NA PRÓŻNO
Na Ukrainie zagrożenie dla zdrowia było zróżnicowane. Personel elektrowni, ekipy ratownicze pochłonęły monstrualne dawki promieniowania – od 1 do 15 Gy (grej – jednostka pochłoniętej dawki promieniowania jonizującego). Dla porównania np. prześwietlenie to 0,1-2,5 miligrejów.
115 tys. mieszkańców Prypeci i okolic Czarnobyla, których zaczęto ewakuować dopiero 2 dni po katastrofie, zdążyła przyjąć średnio 140 mGy.
Sześćsettysięczna armia „likwidatorów” – osób, które przez średnio 2 miesiące oczyszczały z odpadów promieniotwórczych teren elektrowni i wokół niej – otrzymała dawki od 100 do ponad 700 mGy.
W ZSRR jod zaczęto podawać dzieciom dopiero, gdy to było... bezużyteczne – miesiąc po wybuchu reaktora. Bo władze ZSRR długo ukrywały tragedię. Wskutek tego żyjący w okolicy ludzie, a zwłaszcza małe dzieci, przyjęli ogromne ilości izotopu jodu 131.
Według „Epidemiologic Reviews”, tuż po katastrofie hospitalizowano 500 osób.
Doktor Czarnobyla
Dr Robert Peter Gale – amerykański specjalista od przeszczepów szpiku kostnego oraz transfuzji krwi – był pierwszym naukowcem z Zachodu dopuszczonym do leczenia ofiar katastrofy w Czarnobylu. Jego historię opisywał „New York Times” w latach 80.
Rankiem 28 kwietnia w Kalifornii dr Gale usłyszał w radiu o wybuchu w reaktorze 4. Wiedział, że radiacja zniszczy szpik kostny u tysięcy ludzi – kierował Międzynarodowym Rejestrem Transplantacji Szpiku Kostnego, do którego należało 130 takich centrów z USA i całego świata (z wyjątkiem... ZSRR). Gale chciał pomóc Rosjanom. 29 kwietnia zadzwonił do dr. Armanda Hammera – szefa Occidental Petroleum Corporation, który z Rosjanami biznesowo współpracował od kilkudziesięciu lat. Prosił go o pomoc w kontakcie z władzami ZSRR. Hammer błyskawicznie napisał list do samego Gorbaczowa – wówczas I sekretarza partii. Ambasada Związku Radzieckiego nadała go. Gale oferował swoją pomoc za darmo. Tego dnia Rosjanie odmówili pomocy ze strony rządu USA – nadal utrzymywali, że nie było żadnej katastrofy. Ale o 7.30 rano 30 kwietnia Oleg M. Sokolov, ambasador ZSRR, zadzwonił do dr. Gale’a. – Jak szybko może pan przylecieć do Moskwy? – spytał. Gale miał 6 godzin na spakowanie się i dojazd na lotnisko. Dlaczego Rosjanie się zgodzili? Dr Gale wówczas miał na koncie ponad 500 przeszczepów i stosował najnowsze leki, niedostępne wówczas w ZSRR. Drugiego takiego człowieka nie było na Ziemi. Dlatego został pierwszym lekarzem z Zachodu, który przybył do ZSRR, by pomagać napromieniowanym.
W Moskwie, w szpitalu nr 6, pierwszego dnia pobytu oglądał 20-, 30-latków – głównie strażaków i pracowników z akcji ratowniczej tuż po wybuchu – którzy otrzymali potężne dawki napromieniowania. Doszło u nich do zniszczenia szpiku kostnego, utraty włosów i ściemnienia skóry, poparzeń, zdarcia olbrzymich połaci skóry. Wielkie rany pęcherzowe, na ustach opryszczka.
Pierwszego dnia tylko jeden pacjent został zakwalifikowany do przeszczepu szpiku. Wszystkim podawano antybiotyki, środki uśmierzające ból, dokonywano transfuzji krwi – tyle można było zrobić. Gale ściągał do Moskwy kolejnych specjalistów od przeszczepów. Pomagali także hematolodzy rosyjscy. Praca w szpitalu trwała od 9 rano do 9 wieczorem. Do Gale’a spływały teleksy z informacjami o tym, jaki sprzęt i lekarstwa dotarły do szpitala z zagranicy. To on raportował o sytuacji do ministerstwa zdrowia ZSRR i zamawiał w USA farmaceutyki oraz np. separatory krwi. Prowadził konsultacje ze specjalistami z całego świata. Do łóżka kładł się o 2 w nocy, by 3 godziny później wstawać i prowadzić międzynarodowe rozmowy. Oraz – choćby nie wiem, co się działo – pobiegać przez 45 minut. Po tygodniu do 35 pacjentów w ciężkim stanie dodano prawie 260 napromieniowanych relatywnie lekko. Poparzenia radioaktywne ujawniają się do tygodnia lub dwóch tygodni. Do 15 maja zespół dr. Gale’a wykonał 7 przeszczepów szpiku oraz 3 przeszczepy wątroby płodu. Gorbaczow osobiście dziękował doktorowi za jego pomoc. Dzięki konferencji prasowej, którą zorganizowano, Amerykanin stał się bohaterem rozpoznawanym w moskiewskim metrze i restauracjach Los Angeles. Gdy leciał helikopterem do Czarnobyla, oprócz ubiorów ochronnych i maski, Rosjanie do ubrania przypięli mu ok... 100 wizerunków św. Krzysztofa – miały go chronić przed promieniowaniem.
Przez następne 2 lata Amerykanin wracał do ZSRR wiele razy. Większość z mocno napromieniowanych i poddanych przeszczepom zmarła – dr Gale szacował przeżywalność na 25 proc. Z 204 leczonych – głównie umiarkowanie napromieniowanych – tylko 29 osób nie udało się uratować (wg. innych źródeł – 31). O tych doświadczeniach dr Gale napisał książkę. Potem brał udział w wielu badaniach analizujących długoterminowe efekty zdrowotne katastrofy. Stał się chyba najlepiej poinformowanym w tej materii lekarzem na Zachodzie. Gdy serial HBO „Czarnobyl” stał się popularny, to dr Gale wytknął jego przekłamania, m.in. to, iż film pokazuje ofiary jako źródło niebezpiecznego napromieniowania (patrz obok wywiad z dr. Gale’em).
MILION ABORCJI
Naukowcy i lekarze najbardziej obawiali się długodystansowych efektów katastrofy. Już w 1987 r. amerykański raport przewidywał 36 tys. zgonów na terenach skażonych ZSRR.
Zgodnie z prognozami, na Białorusi, Ukrainie i w Rosji już 3-4 lata po 26 kwietnia 1986 r. gwałtownie zaczęła wzrastać liczba dzieci – zwłaszcza najmłodszych – z rakiem tarczycy. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej pisała o 1800 przypadkach, z których większość wyleczono. W 1995 r. WHO raportowała o 700 kolejnych pacjentach, z których co najmniej 10 zmarło. Do 1995 r. liczba przypadków raka tarczycy u dzieci w obwodzie homelskim wzrosła...100-krotnie – z 1 do 100 przypadków na milion.
Niemieccy badacze informowali o zwiększeniu o ok. 30–65 proc. liczby dzieci z zespołem Downa w Berlinie, dokładnie 9 miesięcy po głównym opadzie radioaktywnym w tym mieście. Rok później, w 1988 r., częstotliwość trisomii 21 w Berlinie była nadal wyższa, ale już tylko nieznacznie, a w 1989 r. wróciła do poziomów sprzed katastrofy.
Mimo iż niewiele jest dowodów na zwiększoną śmiertelność, nowotwory lub wady wrodzone u płodów z okresu opadu radioaktywnego Czarnobyla, to jednak strach przed urodzeniem dziecka zdeformowanego był olbrzymi. Media i niektórzy lekarze naukowcy przestrzegali. Psychoza rosła. I to w całej Europie. Liczba aborcji planowych wzrosła m.in. w Grecji, Danii, we Włoszech. Zdaniem dr. Gale, po Czarnobylu, z jego powodu, w Europie dokonano ok.... miliona aborcji.
OD SASA DO LASA
W latach dwutysięcznych nastąpił wysyp szeroko zakrojonych raportów nt. długodystansowych wpływów Czarnobyla na zdrowie. Raport WHO, z kwietnia 2006 r., przewidywał 5 tys. dodatkowych ofiar śmiertelnych ze znacznie zanieczyszczonych obszarów na Białorusi, Rosji i Ukrainy. W sumie prognozował śmierć 9 tys. osób z powodu raka wśród 6,9 mln najbardziej narażonych obywateli byłego ZSRR.
Raport TORCH (The Other Report on Chernobyl), sporządzony przez dwóch brytyjskich naukowców, uwzględniał obszary nieobjęte w innych raportach oraz niższe dawki promieniowania. Przewidywał 30–60 tys. zgonów z powodu nowotworów.
W 2006 r. raport IPPNW– niemieckiego oddziału International Physicians for Prevention of Nuclear Warfare, stwierdzał, iż wówczas ponad 10 000 osób cierpiało na raka tarczycy i oczekiwał kolejnych 50 tys. przypadków.
Raport UNSCEAR – Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego – z 2008 r. podawał, że ze 134 osób z ostrym zespołem napromieniowania 28 zmarło z ciągu 3 miesięcy. Wiele osób, które przeżyły, cierpiało na choroby skóry i zaćmy wywołane promieniowaniem, z czego 19 zmarło w późniejszym czasie. Wśród kilkuset tysięcy „likwidatorów”, zaobserwowano częściej występującą białaczkę.
Greenpeace w swoim raporcie zasugerował aż 270 tys. przypadków raka, z których 93 tys. ma być prawdopodobnie śmiertelnych. „Najnowsze opublikowane dane wskazują, że tylko na Białorusi, w Rosji i na Ukrainie wypadek mógł spowodować około 200 000 dodatkowych zgonów w latach 1990–2004” – pisali autorzy.
Raport Yablokov / Nesterenko z Nowojorskiej Akademii Nauk z 2009 r. to analiza publikacji nt. efektów zdrowotnych katastrofy w Czarnobylu publikowanych w ok. 1 tys. tytułach i 5 tys. publikacji internetowych. Autorzy tegoż wyliczyli, iż dokumentacja medyczna między 1986 r. a 2004 r. obrazuje aż... 985 tys. zgonów w wyniku radioaktywności, z czego większość w Rosji, na Białorusi i Ukrainie.
Zupełnie odmienne wnioski wysnuwa raport Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Ten oszacował całkowitą, przewidywaną liczbę zgonów z powodu katastrofy na 4 tys.
Dr Robert Gale twierdzi, że liczba wcześniejszych zgonów z tytułu głównie raka tarczycy, prawdopodobnie wyniesie 4-16 tys. osób. – Przy 200 mln osób wystawionych na ekspozycję opadu radioaktywnego oznacza to wzrost ryzyka zachorowania na raka z ok. 43 proc. na 43,1 proc. – zaznacza dr Gale.
Skąd więc raporty, które twierdzą, iż nawet 200–985 tys. osób wcześniej umrze/zmarło? Skąd tak duże rozbieżności w ww. analizach? Gale tłumaczy, że w badaniach niewykonywanych przez organizacje naukowe/ międzynarodowe, to polityka wpływała na wyniki.
Na Białorusi Jurij Bandażewski, naukowiec, który w badaniach zakwestionował oficjalne szacunki skutków Czarnobyla, za opublikowanie tych krytycznych raportów był więziony w latach 2001-5.
Prof. Jaworowski, także uważał, iż wielkie szkody wyrządzone przez Czarnobyl to mit pompowany z powodów politycznych. W wywiadach przed śmiercią przypominał, że tylko na Ukrainę do 2000 r. wpłynęło aż 148 mld dol. pomocy. Mieszkańcy otrzymywali z niej emerytury, dodatki i ulgi dla ofiar. W Rosji, na Białorusi i Ukrainie za ofiary Czarnobyla uważa się... 7 mln osób.
Smak zardzewiałych gwoździ
W tym roku Biełsat TV opublikowała serię programów, w których opisywała m.in. los „likwidatorów” Czarnobyla. Jeden z nich, Serhij Jehorowycz Riabow – w 1987 r. 24-latek – razem z oddziałem wojska rozbijał beton między 3. a 4. reaktorem, usuwał substancje radioaktywne z powierzchni zabudowań elektrowni. – Pierwsze odczucie wpływu skażenia to posmak żelaza w ustach. Smak zardzewiałych gwoździ – wspomina „likwidator”. Po 2 miesiącach takiej pracy zebrał dawkę 10 rentgenów i został z niej wycofany. Dopiero po latach odczuł skutki: bóle głowy, brak orientacji za kierownicą, katastrofalny poziom hemoglobiny w krwi. Dziś ma grupę inwalidzką i kilka diagnoz „radiacyjnych”. Regularnie leczy się stacjonarnie w szpitalu. Za szkody na ciele otrzymuje odszkodowanie: 120 hrywien, tj. 17 zł miesięcznie.
Inny „likwidator”, Lawon Hryszuk, 33 lata temu przez 3 miesiące uprzątał radioaktywny grafit z dachu zniszczonego reaktora. Obecnie nie ma już żadnego z kolegów, którzy robili to z nim. Wszyscy zmarli.
Raport IPPNW w 2006 r. przewidywał, iż dziesiątki tysięcy „likwidatorów” umrze znacznie wcześniej, z powodu promieniowania. Wówczas chorowało już kilkaset tysięcy.