Co zagraża zdrowiu psychicznemu dzieci i młodzieży? Szkoła, Internet, świat, używki, przemiany cywilizacyjne, presja, ale również relacje w rodzinie i domu. To – smutne – wyniki sondy, wyemitowanej przed panelem poświęconym zdrowiu psychicznemu podczas II Kongresu Zdrowia Dzieci i Młodzieży.
Jak podkreślała Urszula Szybowicz, prezes fundacji Nie Widać Po Mnie, z danych UNICEF wynika, że w tej chwili w Europie niemal co piąty chłopiec w wieku 15–19 lat (i ok. 15 proc. dziewcząt w tej grupie wiekowej) ma stwierdzone jakieś zaburzenie zdrowia psychicznego. Dane dla Polski są bardziej optymistyczne – 10,8 proc. nastolatków w tym wieku ma taką diagnozę. Jest powód do zadowolenia? – Nie, bo my nie diagnozujemy. Dostęp do specjalistów w dziedzinie zdrowia psychicznego, nie tylko do psychiatrów, ale też psychologów ciągle nie jest wystarczający. Co więcej, jest też nadal, mimo wszystko, stygmatyzujący.
Według Najwyższej Izby Kontroli wsparcia specjalistycznego wymaga ok. 630 tysięcy młodych Polaków. Tymczasem na taką pomoc w ramach publicznego systemu, jak pokazują badania, może liczyć ok. 20 proc. z nich. Niepokojąco przedstawiają się dane dotyczące prób samobójczych, choć tu – jak podkreślali eksperci – 2023 rok przyniósł długo wyczekiwaną stabilizację i brak wyraźnego, skokowego wzrostu tego wskaźnika trzeba traktować jak pomyślną informację. To nie powinno jednak przesłaniać faktu, że – jak mówiła Szybowicz – badania pokazują, że co piąty nastolatek ma zaburzenia depresyjne a sześcioro na dziesięcioro dzieci ocenia swoje życie jako smutne i pozbawione sensu.
Nie ma wątpliwości, że kondycja psychiczna dzieci (i nie tylko) ucierpiała w czasie pandemii COVID-19, ale – jak mówiła Wioleta Tomczak, posłanka Koalicji Obywatelskiej – jednocześnie doświadczenie pandemii postawiło kwestie zdrowia psychicznego w centrum zainteresowania a dbanie o nie przestało być czymś wstydliwym, przynajmniej dla znaczącej części społeczeństwa.
Pandemia, dla psychiatrii dzieci i młodzieży, ma też zupełnie inne znaczenie: dokładnie wtedy, bo w kwietniu 2020 roku ruszyły zmiany w systemie opieki – specjaliści wzbraniają się przed używaniem określenia „reforma psychiatrii dzieci i młodzieży” ze względu na fakt, że przed wiosną 2020 roku trudno było mówić o systemowych rozwiązaniach w tym obszarze. Wtedy przedstawiono trzypoziomowy system, którego podstawę stanowią poradnie środowiskowe oparte na psychologach i psychoterapeutach (teraz także na terapeutach środowiskowych dzieci i młodzieży). Na tym poziomie, jak przypominała prof. Małgorzata Janas-Kozik z Katedry i Oddziału Klinicznego Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego ŚUM, nie ma psychiatrów. – Skorzystanie z poradni również dzięki temu nie jest stygmatyzujące, ponadto trzeba pamiętać, że połowa zgłaszających się tak naprawdę nie musi w ogóle korzystać ze wsparcia lekarza psychiatry – stwierdziła ekspertka.
W jej ocenie budowę pierwszego poziomu można uznać za sukces. Mamy około pięciuset poradni, choć jest problemem to, że nadal są powiaty, w których takiego punktu nie ma.
Profesor Janas-Kozik oceniła również, że o sukcesie można mówić na trzecim poziomie – po wypełnieniu luki w regionie północno-wschodnim cała Polska jest zabezpieczona, jeśli chodzi o oddziały całodobowe. Najsłabszym punktem jest – wiadomo o tym od wielu miesięcy – drugi poziom. – Szczególnie tam, gdzie funkcjonują oddziały dzienne, mamy problemy. Ich duża część wynika z ogromnej odpowiedzialności, jaka spoczywa na pracownikach ośrodka, z którego dziecko codziennie wraca do swojego domu. Musi ono zostać odpowiednio zabezpieczone. Problemem jest też organizacja realizacji obowiązku szkolnego. To jest ważny element, wpisany w proces leczenia – wskazywała. Część rozwiązań, jak mówiła, jest ze sobą niespójna, więc trzeba zidentyfikować elementy wymagające poprawy. Trzeba też zdecydować, podkreślała, jak rozłożyć finansowanie całego systemu. Finansowanie, które w ostatnich latach poprawiło się radykalnie (czterokrotny wzrost nakładów bieżących plus ogromne środki, jakie teraz trafią na inwestycje).
O pieniądzach i koniecznych inwestycjach w opiekę nad zdrowiem psychicznym najmłodszego pokolenia mówiła też dr Aleksandra Lewandowska, konsultant krajowa w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, przypominając o realiach, w których niektóre oddziały ciągle przystają raczej do początków XX wieku niż współczesnych czasów. – To ma znaczenie również dlatego, że nie przekonamy młodych lekarzy i przedstawicieli innych zawodów, do wyboru specjalizacji, jeśli będą oni musieli pracować w tak nieodpowiednich warunkach – przypominała.
Konsultant krajowa podkreślała, że do wiosny 2020 roku nie istniała psychiatria środowiskowa dzieci i młodzieży. Jak mówiła, to na czym powinniśmy się skupić – oprócz poprawiania rozwiązań, które się nie sprawdziły w trójpoziomowym systemie – to budowa poziomu „0”, czyli profilaktyki. – Tu mamy ogromne zaniedbania. A trzeba pamiętać, że w myśl Narodowego Programu Zdrowia Psychicznego w ochronę zdrowia psychicznego mają obowiązek włączyć się wszystkie resorty. Nawet 80 proc. pacjentów korzystających ze stacjonarnych oddziałów nie musiałoby się w nich znaleźć, gdyby była właściwa profilaktyka. Jak dodała, w tej chwili ważnym wyzwaniem jest ewaluacja trzech poziomów systemu, rozszerzenie pakietu świadczeń, jakie każdy z nich może zaoferować i – przede wszystkim – takie zmiany, które pozwolą wszystkim poziomom „widzieć się” wzajemnie.
Doktor Lewandowska przypomniała, że choć rzeczywiście pandemia wyostrzyła problemy w obszarze zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży, już od dekady obserwowaliśmy wzrost liczby młodych pacjentów korzystających z pomocy specjalistów. Część z nich, jak mówiła, wymaga wyłącznie oddziaływań psychospołecznych, wsparcia np. w postaci psychoterapii, ale część – również leczenia farmakologicznego. – Pacjenci ze zdiagnozowaną schizofrenią czy chorobą afektywną dwubiegunową również potrzebują innych form terapii, ale farmakologia jest w ich przypadku konieczna. Apelujemy, by chorzy niepełnoletni byli traktowani na równi z dorosłymi, jeśli chodzi o dostęp do leków refundowanych – zwracała uwagę.
O wyzwaniach, przed jakimi staje – w kontekście zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży – system edukacji i szkoła, mówił Marcin Józefaciuk, poseł Koalicji Obywatelskiej i, jak sam podkreślał, przede wszystkim – nauczyciel. W nowym roku szkolnym naukę w szkołach rozpoczyna kilkadziesiąt tysięcy uczniów narodowości ukraińskiej, ale – jak mówił poseł – wyzwaniem są w ogóle uczniowie z doświadczeniem uchodźczym, nie tylko ukraińscy. – W tym przypadku akurat mamy zapewnione wsparcie specjalistów władających ich językiem – podkreślił.
Problemem są też wakaty w szkołach na stanowiskach psychologów i pedagogów, a więc specjalistów, którzy mają stanowić bezpośrednie zabezpieczenie potrzeb w zakresie profilaktyki zdrowia psychicznego uczniów. W sumie, pod koniec sierpnia, brakowało w szkołach ok. 4 tysięcy specjalistów. Poseł zwracał też uwagę, że wzrost liczby dzieci i młodzieży, kierowanych przez szkoły do poradni psychologiczno-pedagogicznych powinien owocować ich kadrowym wzmocnieniem, inaczej może się zrealizować negatywny scenariusz albo wydłużenia czasu oczekiwania, albo stawiania pospiesznych, pochopnych – a więc błędnych – diagnoz.
Również podczas panelu poświęconego zdrowiu psychicznemu nie zabrakło odniesień do edukacji zdrowotnej, która zaistnieje wkrótce w szkołach jako osobny przedmiot. Marek Józefaciuk podkreślał, że aby edukacja zdrowotna spełniła nadzieje, musi być prowadzona przez specjalistów, a nie przez nauczycieli po kursach uzupełniających czy nawet studiach podyplomowych.
Mariola Łodzińska, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych podpowiadała, że do prowadzenia zajęć edukacji zdrowotnej powinny być zaangażowane, oczywiście między innymi, pielęgniarki szkolne a przede wszystkim położne, z których część w tej chwili będzie tracić pracę w związku z zamykaniem oddziałów ginekologiczno-położniczych, spowodowanym zmniejszającą się liczbą urodzeń. Z kolei zaangażowanie szkolnych pielęgniarek – systemowe zaangażowanie – w prowadzenie zajęć edukacyjnych mogłoby być impulsem przyciągającym młode kadry. W tej chwili, jak mówiła szefowa pielęgniarskiego samorządu, średnia wieku pielęgniarek szkolnych jest o dobrych kilka lat wyższa niż w całej grupie zawodowej i oscyluje wokół 60 lat, a w dużej części szkół pracują po prostu pielęgniarki w wieku emerytalnym. Mariola Łodzińska podkreślała też, że nie będzie poprawy opieki zdrowotnej nad uczniami, jeśli nie będzie pielęgniarek w szkołach, ale te do szkół się nie garną, bo nie widzą efektów swojej pracy – dane, które zbierają, nie są nigdzie przetwarzane, agregowane i niczemu nie służą. – Młodzi chcą mieć poczucie sprawczości – argumentowała, tłumacząc, dlaczego dyrektorom szkół tak trudno znaleźć chętnych do pracy w gabinetach pielęgniarskich.