Z mjr. rez., dr. hab. inż. Jarosławem Stelmachem – ekspertem w obszarze antyterroryzmu i bezpieczeństwa obiektów użyteczności publicznej oraz infrastruktury krytycznej państwa, prezesem zarządu i ekspertem firmy doradczo-szkoleniowej Safety Project sp. z o.o. oraz pomysłodawcą i organizatorem Międzynarodowego Kongresu Bezpieczeństwa Obiektów SAFE PLACE – rozmawia Katarzyna Cichosz.
Katarzyna Cichosz: Panie majorze, na czym polega budowanie odporności organizacji na zamachy przeciw życiu i zdrowiu?
Jarosław Stelmach: Patrząc na Izrael czy Stany Zjednoczone, czyli państwa o wysokiej kulturze bezpieczeństwa, widzimy, że trudno jest zbudować odporność stuprocentową. W zasadzie to niemożliwe, bo to sprawcy decydują o czasie i miejscu zdarzenia. Mimo wszystko odporność należy budować po to, aby nasze środowisko, jeśli do zamachu dojdzie, wiedziało, jak postępować. Ponadto wyszkolenie pracowników spowoduje, że być może zauważą oni jakieś symptomy, zanim dojdzie do zamachu i przekażą tę cenną informację do służb.
Najczęstszym błędem w budowaniu odporności jest to, że organizacje przygotowują się do zamachu terrorystycznego ogólnie, tymczasem zamach może być przeprowadzony wieloma metodami. Inaczej będziemy reagowali na materiał wybuchowy, a zupełnie inaczej na sprawcę z nożem.
K.C.: Od czego zacząć przygotowania?
J.S.: Placówki ochrony zdrowia są niejednolite. Jedne przyjmują kilkanaście, drugie kilkaset osób dziennie. Najlepiej posłużyć się kluczem, który zamyka się w naszym autorskim projekcie i haśle ODPORNOŚĆ 6.0.
Odporność organizacji budujemy w sześciu etapach. Pierwszy – ocena wstępna. Pytamy: Czy prowadzimy analizę ryzyka? Czy mamy w obiekcie przeznaczone do konkretnych zagrożeń sygnały ostrzegania i alarmowania? Czy są procedury dla różnych kategorii zamachów? Czy mamy procedury ewakuacji dla różnych kategorii osób będących w obiekcie?
Jeśli się okaże, że na większość pytań odpowiadamy „nie”, musimy przejść do etapu drugiego. Na tym etapie badamy naszą odporność względem przynajmniej dziesięciu potencjalnych metod, jakimi mogą nas zaatakować sprawcy. Są to np. ostrzał rakietowy, zamachy bombowe, ataki z wykorzystaniem broni palnej, broni białej, taranowanie pojazdem, zamach z wykorzystaniem środków chemicznych, biologicznych, radiologicznych, działania sabotażowe w formie pożarów czy gróźb zamachów (wciąż powszechne powiadomienia o podłożeniu urządzeń wybuchowych, mogące zdestabilizować funkcjonowanie placówek ochrony zdrowia).
Trzeci etap – mając zdiagnozowaną sytuację i ocenione ryzyko, przygotowujemy procedury. Określamy w nich nie tylko co robimy w sytuacji kryzysowej, ale co, kto i kiedy powinien wykonać. Inną procedurę powinien mieć dyrektor, inną pracownik ochrony, a jeszcze inną pielęgniarka z bloku operacyjnego.
Etap czwarty – ćwiczenia weryfikujące. W tej fazie projektu ODPORNOŚĆ 6.0 sprawdzamy, czy zbudowany statyczny system bezpieczeństwa sprawdza się w dynamicznym działaniu. Po weryfikacji przechodzimy do etapu piątego, są to ćwiczenia i warsztaty dla pracowników. Należy się zastanowić, z kim trzeba przeprowadzić szkolenia praktyczne, bo to jest personel kluczowy – np. pracownicy ochrony, dyrektorzy pionów, którzy będą podejmowali decyzje o częściowej ewakuacji, a z którymi pracownikami w formule e-learningowej. Tak, aby wszyscy w organizacji (w tym personel sprzątający i podwykonawcy) wiedzieli, jak się zachować, kiedy np. znajdą podejrzaną paczkę. Jeśli przeprowadzimy te szkolenia, to w zasadzie możemy powiedzieć, że nasz obiekt jest odporny, a z pewnością odporniejszy, niż przed podjęciem działań naprawczych.
Etap szósty – ciągła i bieżąca aktualizacja oraz weryfikacja procedur i organizacji systemu bezpieczeństwa, w zależności od tego, co dzieje się wokół.
K.C.: Słowa, wyrażenia, frazy mogą doprowadzić do wybuchu paniki. Jak temu zapobiec, rozmawiając o zagrożeniach terrorystycznych z personelem placówek medycznych?
J.S.: Polacy mają problem, żeby uwierzyć w zamach terrorystyczny, bo jeszcze takiego w Polsce nie było i dość skutecznie wypieramy go z naszej świadomości. To, czym można zachęcić pracowników to podkreślanie, że nauczenie się reakcji na najbardziej prawdopodobne lub najbardziej niebezpieczne sytuacje ma związek z naszym codziennym bezpieczeństwem.
Od dwóch lat za naszą wschodnią granicą mamy wojnę i czujemy podskórnie, że zagrożenie terrorystyczne, hybrydowe lub wojenne jest możliwe. Jestem przekonany, że większość pracowników placówek ochrony zdrowia byłaby szczęśliwa, gdyby ktoś ich przeszkolił z tego, jak mają się zachować, jeśli usłyszą modulowany dźwięk syreny.
K.C.: Właśnie: co zrobić, kiedy usłyszymy modulowany dźwięk syreny?
J.S.: Sygnał ten oznacza UWAGA, jeśli go usłyszymy, powinniśmy pomyśleć: coś się dzieje, zatem słucham uważnie dalej i rozpoznaję istotę podawanego sygnału. W wielu przypadkach, poza tym, że dźwięk jest modulowany, powinniśmy usłyszeć komunikat słowny, np. „Uwaga, uwaga, uwaga, ogłaszam alarm: zagrożenie atakiem z powietrza”. Możemy usłyszeć także: „To nie są ćwiczenia” – wówczas służby chcą podkreślić realność zagrożenia. W takiej sytuacji przede wszystkim należy potwierdzić sygnał: sprawdzamy w telefonie, w telewizorze, radiu, dzwonimy do pionu bezpieczeństwa w naszej organizacji. Prawdopodobnie otrzymamy też alert RCB na swój telefon komórkowy. Jeśli potwierdziliśmy sygnał, to przede wszystkim powinniśmy zadbać o bezpieczeństwo swoje i pacjentów.
I to jest moment, w którym każdy pracownik powinien wiedzieć, co dalej robić. W ramach budowania odporności trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jakie oddziały ewakuujemy, a jakie zostają i kto z personelu w nich zostaje. Ten scenariusz pokazuje, że jeśli nie przećwiczyliśmy tego wcześniej, powstanie jeden wielki chaos informacyjny i zadaniowy. Kto dzisiaj ma przygotowany skuteczny plan na atak rakietowy lub chemiczny w obiekcie?
Mam wrażenie, że większość organizacji zostawia ten scenariusz, myśląc: a może ktoś o nas zadba, ktoś zbuduje schron; może poczekamy na zmianę ustawy. W mojej ocenie nikt nam nic nie da i niczego nie załatwi. Na poziomie każdej organizacji trzeba wszystko sobie zaplanować używając dostępnych środków, ponieważ Rosja czy inny przeciwnik nie będzie czekał, aż się przygotujemy.
Jesteśmy tu i teraz w bliskości strefy wojennej, doleciały już do nas rakiety, Polacy już zginęli z powodu ostrzału rakietowego – w czasach pokoju. Czy to jest moment na budowanie odporności organizacji? W mojej ocenie tak!
K.C.: Przećwiczmy kilka scenariuszy. Przychodnia w mieście, obok budynku – wybuch. Nagłość i zaskoczenie. Co robimy?
J.S.: Przede wszystkim zapewniamy sobie bezpieczeństwo zgodnie z roboczym algorytmem postępowania ZUPA rekomendowanym przez Centrum Ratownictwa: Zatrzymaj się, Uspokój, Pomyśl, Adekwatnie reaguj.
Oceniamy sytuację: jeśli są poszkodowani, trzeba ich ratować, jednocześnie pamiętając, że martwy ratownik to żaden ratownik.
Jeśli wkraczamy w strefę zagrożenia, pamiętajmy, że może to być zamach kaskadowy, czyli wkrótce mogą pojawić się kolejne wybuchy lub taranowanie pojazdem. Udzielając pomocy, oceniajmy ryzyko. Wyznaczmy jedną, dwie lub trzy osoby, które będą monitorowały, co się dzieje wokół, ponieważ sprawcy mogą wrócić i zaatakować nas raz jeszcze. Terrorystom zależy na maksymalizacji strat i na widowiskowości. A przecież już wtedy na miejscu zdarzenia będą media i jest szansa na zwielokrotnienie zasięgu i przekazu idei terrorystycznej.
K.C.: W przychodni pacjent (lub może terrorysta) przykłada lekarce nóż do gardła. Panika i krzyk wśród personelu. Ktoś dzwoni na policję i co dalej?
J.S.: Na tę chwilę większość incydentów z atakami przeciwko życiu i zdrowiu w Polsce to nożownicy. Znalazłszy się w takiej sytuacji, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy jestem w stanie opanować swoje emocje? Czy spróbuję komunikować się ze sprawcą, żeby budować dialog? Najczęściej tego typu sprawcy są w silnych emocjach. Bezpośrednie komunikaty albo nasze nakazowe działania („Rzuć nóż, puść ją”), raczej nie przyniosą rezultatu.
Najlepiej zacząć od zadawania sprawcy pytań: Dlaczego to robisz? Coś się stało? Jaki masz problem? Porozmawiaj ze mną, spróbuj wyjaśnić; czuję, że jesteś zdenerwowany. Warto zadawać pytania otwarte o powód, o emocje, o to, co się wydarzyło. Wówczas być może sprawca zacznie rozmawiać; nie będzie skupiony na tym, żeby coś złego zrobić ofierze, tylko będzie skupiony na dialogu.
Oczywiście wkrótce mogą pojawić się służby, ale my już w tych pierwszych minutach możemy być tzw. negocjatorami z przypadku. Być może za 10–15 min obniżymy emocje sprawcy, który uwolni kobietę.
W trakcie takiej interwencji pamiętajmy o naszym bezpieczeństwie, która zawsze jest priorytetem. Nie musimy ryzykować własnym życiem. Jeśli powiadomimy służby i zabezpieczymy miejsce zdarzenia to również udzielamy pomocy!
Ostatecznością jest zatem konfrontacja z nożownikiem. Tym bardziej że w wielu miejscach personel placówek medycznych jest złożony z kobiet. Ja osobiście rekomenduję inne metody reagowania niż walka – czyli najpierw unikanie, ucieczka i ukrycie się. Należy zwrócić uwagę, na utrzymywanie dystansu do osoby agresywnej. Miejmy z tyłu głowy najgorszy scenariusz: odsuńmy się do tyłu, przejdźmy za biurko, za krzesło, pamiętając, że to krzesło za chwilę może być dla nas barykadą.
W takich wypadkach warto głośno krzyczeć, podnieść krzesło, czajnik, książki, rzucać w sprawcę czymkolwiek, co może odwrócić jego uwagę i nas ochronić. Działajmy zespołowo i wykorzystujmy sprzęt, jaki mamy pod ręką, w obronie własnego życia. Jest szansa, że sprawcę to mocno zaskoczy, opuści budynek i poszuka innych ofiar.
K.C.: W szpitalnej izbie przyjęć zostawiono plecak. Zastanawiamy się: Może to któregoś z właśnie przyjmowanych pacjentów? Może pacjent poszedł do toalety? Czas ucieka. Co robić?
J.S.: Bądźmy liderami i włączmy się w zdarzenie. Pierwsza i najprostsza rzecz, jaką trzeba zrobić, to zapytać ludzi wokół: „Przepraszam, drodzy państwo, może wiecie, czyj to plecak? Czy ktoś zauważył osobę z tym plecakiem?”. I może się okazać, że na tym etapie mamy odpowiedź, bo właściciel siedzi tuż obok. Możemy też usłyszeć komunikat: „Nie wiem” albo „Tak, ktoś wybiegł z pomieszczenia i wyglądał podejrzanie”.
To, czego nie wolno absolutnie robić, to dotykać znalezionego przedmiotu, przemieszczać, sprawdzać. Warto natomiast powiedzieć osobom siedzącym najbliżej: „Drodzy państwo, nie wiemy, kto jest właścicielem tego plecaka, przejdźmy do pomieszczenia dalej”. Robimy tzw. częściową ewakuację, opuszczamy strefę największego zagrożenia. Jeśli dojedzie do wybuchu, dzięki utworzonej przez nas strefie bezpieczeństwa, uratujemy ludzkie życia, a odniesione rany będą z pewnością lżejsze. Jeśli wszyscy zostaną obok zagrożenia, być może będziemy mieli ofiary śmiertelne.
K.C.: Czy naprawdę musimy przygotowywać się na najgorsze scenariusze? Może jednak nikt nas nie zaatakuje.
J.S.: Czasy są takie, że warto systematycznie i etapami budować odporność na różnego typu zamachy, począwszy od wysypującego się proszku z koperty, którą przyjmuje nasz pracownik, a skończywszy na furgonetce wypełnionej materiałami wybuchowymi, zaparkowanej przed szpitalem.
W latach 90. w Manchesterze sprawcy o godzinie 8 poinformowali o zaparkowanej furgonetce, a o godz. 9 doszło do wybuchu. Brytyjczycy ewakuowali wtedy 60 tys. osób w promieniu 4 kilometrów i w zamachu nikt nie zginął. To jest dowód na to, że warto się przygotowywać!
Warto zbudować odporność organizacji na scenariusze najbardziej prawdopodobne. I warto przygotować sobie algorytmy postępowania.
K.C.: Na co mamy wpływ w obliczu współczesnych zagrożeń?
J.S.: Chciałbym podkreślić, że prawdopodobieństwo zamachu terrorystycznego w Polsce, pomimo podniesienia stopnia zagrożenia do poziomu BRAVO, jest bardzo niskie. Polska nie jest celem numer jeden terrorystów międzynarodowych. Możemy się raczej spodziewać ataków skrajnych radykałów o charakterze politycznym, czy sprawców niepoczytalnych.
Mamy sprawnie działający system bezpieczeństwa państwa, zatem minimalizacja skutków zamachów w wymiarze systemowym powinna być skuteczna. Polskie obiekty mają dość wysoką odporność pożarową. A dobre praktyki wypracowywane na wypadek pożaru, można implementować do zdarzeń o charakterze kryminalnym. Jednak należy je dostosować, bo realizacja ewakuacji pożarowej, w przypadku ataku masowego zabójcy z nożem, może tylko pogorszyć sytuację.
Chciałbym podkreślić, że to MY mamy wpływ na poziom naszej odporności. Teraz w czasie pokoju należy budować zdolności reagowania i przygotowywać placówki ochrony zdrowia do współczesnych zagrożeń. Zatem odpowiadając wprost na to pytanie – mamy realny wpływ na naszą bezpieczną przyszłość, nawet w obliczu tak poważnych zagrożeń jak terroryzm lub wojna.