– Wprowadzenie sieci szpitali odbyło się płynnie. Pacjenci nie odczuli zmiany systemu, czego dowodem jest brak wiadomości w mediach. Gdyby działo się coś niepokojącego, dziennikarze by o tym informowali – przekonywał po trzech tygodniach funkcjonowania sieci minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Wystarczy jednak posłuchać głosów ekspertów, dyrektorów szpitali, wreszcie – samych pacjentów, by urzędowy optymizm ministra opatrzyć dużym znakiem zapytania.
Już na posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia, która w pierwszych dniach października zajęła się głodowym protestem rezydentów, Konstanty Radziwiłł postawił dość karkołomną tezę, że protest nieprzypadkowo wybuchł wtedy, gdy wchodziła w życie sieć – w domyśle, by projekt sieci zakłócić. Albo odwrotnie: odwrócić uwagę opinii publicznej od niewątpliwego i niepodważalnego sukcesu rządu Beaty Szydło.
Bo co do tego, że sieć szpitali jest sukcesem, minister wątpliwości nie ma. – Brak wiadomości to dobra wiadomość, bo oznacza, że pacjenci nie odczuli żadnych problemów – stwierdził Radziwiłł podczas sesji plenarnej XIII Forum Rynku Zdrowia, które odbywało się trzy tygodnie po starcie sieci szpitali.
Gryza: sieć to nie socjalizm
Plusy sieci długo może wyliczać również odpowiedzialny za projekt wiceminister Piotr Gryza. Największą pozytywną zmianą dla szpitali, jego zdaniem, jest to, że w tej chwili to „dyrektor szpitala dysponuje zasobami w ramach ryczałtu. Może przesuwać środki tam, gdzie uzna to za korzystne. Jest to ważna zachęta do istotnych zmian restrukturyzacyjnych w systemie, oparta na założeniu, że to nie regulator centralny wie lepiej, ale podmiot lokalny wie lepiej” – mówił podczas sesji poświęconej sieci szpitali. Przestrzegał jednocześnie szefów sieciowych placówek, by nie wierzyli tym, którzy twierdzą, że sieć szpitali to powrót do budżetowania i socjalistycznych rozwiązań w stylu „czy się stoi, czy się leży…”. – Jeśli szpital uwierzy, że można nic nie robić i otrzymać środki finansowe, to się głęboko pomyli, ponieważ w kolejnym okresie rozliczeniowym będzie miał znacznie obniżony ryczałt. A jeśli nie będzie wykonywał świadczeń, to NFZ zerwie z nim umowę – mówił Gryza.
Ale sieć szpitali, zdaniem Gryzy, przyniesie pozytywny efekt nie tylko w skali mikro. Konkursy ofert zawsze wiązały się z ogromnym konfliktem. – To między innymi dlatego nie było od sześciu lat konkursów świadczeń medycznych w skali całego systemu. Decydent bał się podejmowania takich decyzji – ocenił. Konkursy wiązały również ogromne siły Narodowego Funduszu Zdrowia – NFZ przekonał się o tym boleśnie jesienią, gdy w największych oddziałach nie udało się przeprowadzić konkursów uzupełniających, ponieważ zabrakło pracowników. – Wyczerpaliśmy wszystkie zasoby nadgodzin – przyznał p.o. prezesa NFZ Andrzej Jacyna. – Nasza instytucja jest za słaba w takich obszarach jak kontrola świadczeniodawców i aptek, a także analiza posiadanych danych – kontynuował, nie kryjąc nadziei, że Ministerstwo Zdrowia zdecyduje się na wzmocnienie kadrowe Funduszu, co pozwoli lepiej wypełniać funkcje kontrolne i analityczne.
Zdanie opozycji w sprawie sieci szpitali jest daleko mniej optymistyczne. Była wiceminister zdrowia Beata Małecka-Libera podkreślała, że sieć szpitali pomija kryterium jakości i z założenia premiuje szpitale publiczne. Podkreślała również, że wielu pacjentów w tej chwili ma gorszy dostęp do nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, bo punkty NPL zostały przeniesione do szpitali sieciowych. – Punktów NPL jest o sto więcej – ripostował Konstanty Radziwiłł. Posłanka PO Lidia Gądek przyznała, że rzeczywiście liczba „wieczorynek” wzrosła. – Problem w tym, że znacznie więcej punktów NPL pojawiło się w dużych miastach, gdzie jest największe skupisko szpitali sieciowych. W mniejszych miejscowościach mieszkańcy mają gorszy dostęp – przypomniała. Dodała również, że dużym problemem dla szpitali jest już w tej chwili zapewnienie obsady na dyżurach „wieczorynki”.
Dyrektorzy: są plusy,
ale są też realne zagrożenia
Głos opozycji nie brzmi do końca wiarygodnie? Problem w tym, że wiele argumentów przeciw sieci, które pojawiły się już na etapie prac nad projektem, znalazło odbicie w wypowiedziach praktyków – dyrektorów szpitali.
Artur Puszko, dyrektor naczelny Szpitala Specjalistycznego w Nowym Sączu (budżet szpitala powyżej 100 milionów złotych, ponad 30 tysięcy pacjentów rocznie) przyznał, że z jego punktu widzenia brak konkursu ofert i elastyczny ryczałt, którym może swobodnie zarządzać, to duża zmiana na korzyść. Jednak wskazywał też na zagrożenia: pojawiły się telefony ze szpitali powiatowych, które chcą odsyłać pacjentów. – Drogi pacjent trafia do nas. Przyjmujemy, bo jesteśmy szpitalem wojewódzkim, a choremu trzeba pomóc. Są też kliniki, które wykonują najbardziej skomplikowane operacje. Pacjenci po opuszczeniu kliniki też trafiają do nas, bo mieszkają najbliżej naszego szpitala – mówił, dodając, że jeśli znacząco zwiększy się liczba pacjentów, których leczenie jest kosztowne, budżet szpitala może się załamać.
Z kolei podczas sesji poświęconej kolejkom dyrektorzy placówek rozwiewali nadzieje pacjentów, ale przede wszystkim samego ministra zdrowia, że sieć szpitali w jakikolwiek sposób skróci czas oczekiwania na świadczenia. Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor Szpitala Bielańskiego im. ks. J. Popiełuszki SPZOZ w Warszawie, stwierdziła wprost, że sieć szpitali nie ma wmontowanego mechanizmu zmniejszenia kolejek. Gwarancję 100 proc. ryczałtu daje wykonanie zaplanowanego budżetu na poziomie 98 proc. – Właściwie nie mamy danych, żeby podjąć tak odpowiedzialną zarządczą decyzję jak wykonywanie świadczeń ponadlimitowych, bo tylko te mogłyby skrócić kolejkę – podkreślała.
A co z kolejkami na SOR? Była to najważniejsza obietnica Ministerstwa Zdrowia, sieć szpitali miała radykalnie zmniejszyć oblężenie SOR-ów. W Szpitalu Bielańskim „wieczorynka” funkcjonuje już od 2012 roku. – Mieliśmy jeszcze więcej pacjentów, bo niestety jakość nocnej pomocy lekarskiej nie odpowiada standardom, jakich oczekujemy. Teraz na oddziale ratunkowym mamy rzeczywiście mniej pacjentów, o 40 na 200 przyjmowanych dziennie do tej pory. Ale w nocnej pomocy lekarskiej, choć dostaliśmy mniejszy obszar do obsługi, liczba pacjentów się zwiększyła. W prostym rachunku szpital nie wychodzi przy tym na swoje – wyliczała Dorota Gałczyńska-Zych. Jej zdaniem, kolejki na SOR-ach nie znikną tylko dlatego, że ministerstwo wprowadziło sieć szpitali. Aby się znacząco zmniejszyły, konieczne byłyby takie zmiany w systemie, które doprowadzą do sprawnego funkcjonowania specjalistyki, POZ i opieki poszpitalnej. Inaczej pacjenci będą wybierać szpitale z nadzieją, że tam zostanie przeprowadzona pełna diagnostyka. Dostało się też lekarzom POZ. – Podjęłam próbę dyskusji z lekarzami rodzinnymi o celowości skierowań do SOR – tych wypisanych zdawkowo, nie popartych żadnymi dodatkowymi badaniami. Powybierałam, powysyłałam do tych lekarzy, których sprawa dotyczyła. Byłam zaskoczona, jak bardzo źle to zostało odebrane – stwierdziła.
Jacyna: sieć nie jest
narzędziem zmniejszenia kolejek
Andrzej Sośnierz, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia i najbardziej radykalny krytyk reform Konstantego Radziwiłła, wprost stwierdził, że sieć nie rozwiąże problemu kolejek. – Jeśli zmniejsza się liczba miejsc dostępu pacjenta do systemu, nie ma szans, żeby coś się zmieniło. Koncentracja świadczenia usług w ośrodkach powoduje, że trafi do nich więcej pacjentów i siłą rzeczy zwiększy się kolejka – stwierdził. Tę opinię podzielił również Marek Balicki, dyrektor Wolskiego Centrum Zdrowia Psychicznego Szpitala Wolskiego w Warszawie, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, który raczej wspiera pomysły Ministerstwa Zdrowia. – Wprowadzenie sieci szpitali nie zmienia na tyle warunków funkcjonowania systemu, żeby uległ skróceniu przeciętny czas oczekiwania pacjenta na świadczenia – powiedział.
Ale, jak się okazuje, dywagacje czy sieć szpitali wpłynie na kolejki, czy nie, można traktować jako dyskurs wyłącznie akademicki. Bo zdaniem Andrzeja Jacyny sieć szpitali nie powstała po to, by rozładować kolejki. Taki efekt byłby, co przyznał szef NFZ, pożądany, ale celem była przede wszystkim koncentracja środków w placówkach, które z punktu widzenia systemu i bezpieczeństwa pacjentów mają kluczowe znaczenie. – Jeżeli skoncentrujemy i kadry, i środki finansowe, to myślę, że efekty będą lepsze – powiedział.
NPL piętą achillesową sieci?
Z wielu wypowiedzi dyrektorów można wnioskować, że najsłabszym ogniwem sieci szpitali już w tej chwili jest Nocna Pomoc Lekarska. Mariusz Wołosz, wiceprezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego, dyrektor SPZOZ Szpital nr 2 im. dr. Tadeusza Boczonia w Mysłowicach, przypomniał, że w czasie konsultacji publicznych zarówno menedżerowie szpitali, jak i eksperci czy samorządowcy przypominali ministerstwu, że w szpitalach już w tej chwili brakuje kadr, a niskie ryczałty na NPL nie pomogą w kompletowaniu załogi. – Dzięki determinacji dyrektorów zmiana ruszyła, ale odbywa się to kosztem finansów szpitali – podkreślił.
Pojawiły się zresztą pierwsze sygnały, że dla wielu szpitali sieciowych NPL to kula u nogi: w Dąbrowie Górniczej i Koszalinie szpitale próbowały nawet wypowiedzieć umowy o prowadzenie „wieczorynki”, Fundusz jednak przypomniał, że oznacza to wykreślenie z sieci szpitali – a więc w praktyce groźbę zamknięcia placówki.
Jednak prawdziwe problemy prawdopodobnie dopiero nadejdą: wypowiadanie klauzul opt-out, czyli druga faza protestu Porozumienia Rezydentów OZZL, a także apel Naczelnej Rady Lekarskiej o ograniczanie czasu pracy przez lekarzy do 48 godzin tygodniowo w pierwszej kolejności uderzą właśnie w przyszpitalne poradnie NPL – eksperci nie mają tu wątpliwości.