W pierwszych dniach stycznia pani premier w towarzystwie ministra zdrowia stanęła przed radomską przychodnią i ogłosiła sukces: w tym roku nie ma protestów w podstawowej opiece zdrowotnej. Gołym okiem widać, że faktycznie nie ma. Wybranie na stanowisko ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła procentuje. Pan doktor jako lekarz rodzinny problemy Podstawowej Opieki Zdrowotnej zna akurat jak mało kto. Liderzy Porozumienia Zielonogórskiego potwierdzają: dogadaliśmy się. Umowy zgodnie z przepisami aneksowali do połowy 2016 roku. Jedynym punktem potencjalnie zapalnym było zarządzenie prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia z 19 listopada o warunkach funkcjonowania POZ. Tadeusz Jędrzejczyk poprawił je. Kompromis został osiągnięty nie w wyniku negocjacji, ale po prostu rozmów. Z jednej strony Porozumienie Zielonogórskie, z drugiej prezes funduszu w asyście ministra zdrowia. Można? Można. Marek Twardowski z PZ, były wiceminister zdrowia w rządzie PO, ze wstydem przyznaje, że różnica w stylu komunikowania się między Bartoszem Arłukowiczem a Konstantym Radziwiłłem jest kolosalna. Według lekarzy rodzinnych z B. Arłukowiczem rok temu nie dało się negocjować; dominował styl walki. Na konferencjach prasowych B. Arłukowicz mówił o „wąskiej grupie działaczy, która szantażuje pacjentów” i przeciwstawiał ją „większości uczciwych pracowników służby zdrowia”, zapowiadał podpisywanie umów z konkurencyjnymi gabinetami, które nie podjęły protestu. Ta sytuacja zeszłoroczna, jak i obecna mają faktycznie wiele wspólnego – przede wszystkim i wtedy, i obecnie największym problemem nie były pieniądze. Wtedy lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego chcieli przede wszystkim ocalić swoją niezależność – walczyli o utrzymanie zwyczaju podpisywania rocznych kontraktów. Dzięki temu nadal mają w ręku bacik, którym w razie uzasadnionej potrzeby mogą pomachać rządzącym; są języczkiem u wagi całego systemu ochrony zdrowia. Manipulowanie przy Podstawowej Opiece Zdrowotnej, próby zaoszczędzenia pieniędzy na lekarzach rodzinnych kończyły się w przeszłości i będą się kończyć ogólnopolskimi awanturami. I dobrze.
Z dużym zainteresowaniem przyglądam się tej idyllicznej atmosferze, jaka zapanowała po wyborach w relacjach między resortem na Miodowej a środowiskiem lekarskim. Chciałbym, żeby trwała jak najdłużej, a jak długo potrwa w rzeczywistości? Czy za chwilę przy jakimś niespodziewanym przesileniu nie ulotni się jak bańka mydlana? Konstanty Radziwiłł ma duży kredyt zaufania, ale piętrzą się przed nim równie duże problemy wymagające pilnego rozwiązania. Na rozminowanie czeka m.in. Instytut im. M. Skłodowskiej-
-Curie. Czy starczy autorytetu, aby skutecznie zreformować system opieki onkologicznej w tak bardzo skonfliktowanym środowisku? Czy wystarczy siły przebicia w rządzie, aby wreszcie stworzyć ogólnopolski komputerowy rejestr usług medycznych? Czy wystarczy pieniędzy, aby przy okazji powrotu do finansowania budżetowego służby zdrowia zrealizować pomysł objęcia ubezpieczeniem wszystkich obywateli? Czy starczy pieniędzy na leki dla 75-latków? Czy protestów w ochronie zdrowia nie wywołają działania odsuwające od służby w pogotowiu ratunkowym prywatne podmioty?