Proepidemicy, antyszczepionkowcy, antywacki, sekta. Jeśli będziemy w taki sposób myśleć o osobach odmawiających szczepień, nikogo nie uda się przekonać. Nie można ich traktować protekcjonalnie ani spierać się z ich argumentami.
Argumenty używane przez przeciwników szczepień uderzają w dobre imię lekarzy, niszcząc wizerunek środowiska medycznego i pogłębiając brak zaufania, dlatego bezwzględnie trzeba działać. Dyskusja o szczepionkach najczęściej toczy się w Internecie. Tam rozróżnienie pomiędzy faktem a fikcją bywa trudne, manipulacja jest z kolei śmiesznie łatwa. Rodzice obawiający się szczepień pojawiają się jednak także w gabinetach. Jeśli nie zostaną odpowiednio poinformowani i uspokojeni, dziecka nie zaszczepią i wyjdą z przychodni z przekonaniem, że lekarza przekupiła firma farmaceutyczna. Rozwiązaniem alternatywnym jest budowanie z rodzicami relacji opartej na zaufaniu i rozwiewanie ich wątpliwości.
Tak naprawdę nikt nie czuje się antyszczepionkowcem. To rodzice kierujący się troską o dziecko, dlatego trzeba z nimi postępować rozważnie i delikatnie. Zamiast polemiki z internetowymi mitami, w które uwierzyli, trzeba im dostarczyć rzetelnych i prostych argumentów.
Wojna pogarsza sytuację
Toczy się medialna wojna, podsycona przez batalię pomiędzy lekarzem Dawidem Ciemięgą a przeciwnikami szczepień i znachorem Jerzym Ziębą. Z Facebooka przeniosła się niedawno do prokuratury. Temat szczepień stał się popularny, więc media chętnie donoszą o powrocie polio w Wenezueli i epidemii odry za naszą południową granicą. Wprawdzie z przeprowadzonych w ubiegłym roku badań CBOS wynika, że tylko 3 proc. Polaków odmówiło podania dziecku szczepionki z obawy przed skutkami ubocznymi lub w wyniku przeciwwskazań medycznych, jednak w ciągu ostatnich 10 lat dziesięciokrotnie wzrosła liczba osób odmawiających szczepień.
Temat bywa upolityczniany – jak podczas czerwcowego protestu przeciwko obowiązkowi szczepień, na którym pojawił się poseł, zachęcający do buntu. Prawdopodobnie nieprędko wygaśnie, bo budzi ogromne emocje. Zainteresowani, szukając informacji raczej w Internecie niż w gabinecie, trafiają na strony rozpowszechniające nieprawdziwe informacje. Rozdmuchiwanie tematu sprawia, że przeciwników szczepień przybywa. Do
facebookowej grupy Stop NOP założonej 6 lat temu przez Justynę Sochę dołącza miesięcznie około 1800 nowych członków. Jak z tym walczyć?
Egzekwować czy edukować?
Najlepiej zastosować obie te metody. Nie ma na razie w Polsce skutecznego sposobu na egzekwowanie obowiązku szczepienia dzieci. Nie zdecydowaliśmy się nie przyjmować nieszczepionych dzieci do żłobków i przedszkoli – jak Francja, Włochy czy Australia ani karać grzywną za nieszczepienie. 500 euro kary płacą rodzice we Włoszech, gdzie w 2017 roku ponad 4 tysiące osób zachorowało na odrę. Kwietniowe wyroki NSA w Polsce, uznające, że rodzice mają obowiązek zaszczepienia dzieci, a nakaz szczepień jest zgodny z konstytucją mogą napawać optymizmem, jednak mogą też zniechęcić wahających się rodziców do jakichkolwiek wizyt lekarskich, a wówczas trudno będzie do nich dotrzeć.
W Finlandii zastanawiano się nad możliwością pozbawienia rodziców dodatku na dziecko – odpowiednika naszego 500 plus – za brak szczepień, ale uznano ostatecznie, że to wbrew konstytucji, która gwarantuje mieszkańcom swobodę wyboru. Fińska minister ds. rodziny i służb społecznych Annika Saarikko uznała, że dla rodzin niechętnych szczepieniom kluczowe będą informacje, jakie uzyskują w przychodni dla dzieci, dlatego najważniejsza jest edukacja.
Upraszczaj i wykorzystuj emocje
Obserwacja internetowej „dyskusji” Dawida Ciemięgi z przeciwnikami szczepień pokazuje, że absolutnie nie należy wchodzić w merytoryczną dyskusję z przeciwnikami szczepień i obalać ich argumenty. Nieskuteczne będzie przekonywanie, że „szczepienia nie powodują autyzmu”. Nie powinno się w żadnych przekazach łączyć szczepień z autyzmem, ponieważ niezależnie od kontekstu ludzie zapamiętają tylko związek tych dwóch pojęć. Nie można też nazywać tych ludzi antyszczepionkowcami, ponieważ większość się z tym pojęciem nie identyfikuje i czują się niesłusznie ocenieni. Podobnie nie działa udowadnianie, że lekarze nie powołują się na badania sponsorowane przez firmy farmaceutyczne.
Zamiast promowania naukowego punktu widzenia, opartego na założeniu, że „lekarz wie lepiej” przyda się nieco zrozumienia motywów postępowania drugiej strony. Dlaczego przybywa przeciwników szczepień? Jak twierdzi dr Łukasz Srokowski, socjolog, specjalizujący się w edukacji i innowacyjnych metodykach edukacji dorosłych i dzieci, rodzice chętnie wierzą w to, że szczepionki są niebezpieczne, ponieważ – jak my wszyscy – myślą w uproszczony sposób. Dotarły do nich popularne w sieci informacje o tragicznych skutkach ubocznych, więc chcą uniknąć zagrożenia. Tendencja do upraszczania jest uwarunkowana ewolucyjnie. W czasach, kiedy nasz mózg ewoluował, świat był relatywnie prosty – dlatego nauczyliśmy się go rozumieć i reagować, opierając się na prostych informacjach. Człowiek, widząc ruszający się krzak nie analizował potencjalnych przyczyn, tylko zakładał, że może to być coś niebezpiecznego, więc uciekał.
Kiedy przyjmiemy, że mity biorą się z niewiedzy i braku świadomości zagrożeń, uznamy, że wystarczy ludzi oświecić, przedstawiając im fakty. Tymczasem dokładanie nowych danych nie działa. Ludzki mózg nie jest przygotowany do przetwarzania dużych ilości danych. Trzeba upraszczać przekaz. Jak tego dokonać? Zastępując jedne emocje innymi. Rozpowszechniane przez przeciwników szczepień informacje są bardzo często manipulacjami lub dowodami anegdotycznymi, z którymi trudno polemizować, dlatego najlepiej pokazać inne dowody – na przykład skutki zachorowania na choroby, które udało się wyeliminować dzięki szczepieniom.
Co mówić?
Rozmowa powinna być prowadzona z empatią, z uwzględnieniem takiego komunikatu: „Cieszę się, że dbacie o swoje dziecko. Widzę, że martwią was informacje, które do was docierają, ale…”. Zdaniem Łukasza Srokowskiego skuteczne będą metafory i porównania, które pozwalają uchwycić istotę sprawy poprzez analogię i nie dają jednocześnie pola do dyskusji. – W zbijaniu argumentów dobrze sprawdza się porównanie szczepionek do mostu zbudowanego nad rzeką pełną krokodyli. Jest wprawdzie ryzyko, że most się zawali, ale czy naprawdę zaryzykujesz przeprawę przez wodę, w której czają się groźne zwierzęta, żeby uniknąć zawalenia się mostu?
Najczęściej stosowany przez przeciwników szczepień argument to: za granicą nie ma przymusu szczepień. Tymczasem w większości krajów szczepienia są obowiązkowe, a jeśli obowiązku nie ma, to bez szczepień nie można dziecka przyjąć do placówki, wysłać na kolonie itd.
Rodzice mówią często: nie jestem przeciwny szczepieniom, lecz przymusowi. Trudno ich przekonać, że obowiązkowe szczepienia są wyrazem odpowiedzialności nie tylko za własne zdrowie, lecz także za zdrowie tych, którzy z ważnych powodów nie mogą zostać zaszczepieni. Zamiast liczyć, że ktoś przedłoży interes ogółu nad partykularny, można zaapelować do emocji, pokazując, jak można zaszkodzić poważnie chorym dzieciom, nie szczepiąc własnego.
Kolejny argument to: firmy nie biorą odpowiedzialności za NOP. Firmy piszą w ulotce o możliwych działaniach niepożądanych. Zadaniem lekarza jest poinformowanie o NOP. Warto też dodać, że poważne NOP są niezwykle rzadkie, a kiedy do przychodni zgłosi się rodzic z dzieckiem z gorączką po szczepieniu, nie bagatelizować tego.
Należy pamiętać, że istnieje spora grupa osób zagubionych, które potrzebują wsparcia i empatii. Rodzice dzieci z zespołem Downa, alergiami, po trudnych porodach mają mnóstwo wątpliwości. Część z nich na własną rękę szuka informacji o szczepieniach. Trzeba zadbać, by trafili na te właściwe i wesprzeć ich.
Rolę argumentu pełnią też zachęty finansowe. Na refundację szczepionek decydują się samorządy, finansując głównie szczepienia przeciwko meningokokom, pneumokokom, HPV i grypie. Eksperci zastanawiają się także nad refundacją szczepień dla seniorów przeciwko grypie w całym kraju. Nie tylko finanse mają tu znaczenie, także PR. Wszystkie te działania sprawiają, że szczepienia zostają odebrane jako coś potrzebnego i wyraz troski o obywatela.
Wsparcie w Internecie
Ruch antyszczepionkowy narodził się w Internecie, więc nie można nie doceniać jego siły. Wiemy już, co działa na ludzi – opowiadane historie, emocje i osobiste doświadczenia, niezależnie od ich weryfikowalności. Osobiste doświadczenie to domena blogerów. Gdyby państwo zdecydowało się na systemowe działania komunikacyjne, wspierające instytucje w walce o utrzymanie wysokiej wyszczepialności, nietrudno byłoby odnaleźć w Internecie społeczności rodziców zgromadzone wokół wpływowego blogera – rodzica i zaangażować go w promowanie szczepień, udostępniając mu źródła, dane wraz z instrukcjami, jak ich używać w ewentualnej dyskusji. Najlepszymi influencerami są rodzice będący lekarzami, dysponują bowiem zarówno wiedzą, jak i doświadczeniami. Część z nich działa już w tej chwili oddolnie, z własnej inicjatywy.
Zasada komunikowania się w sieci jest identyczna jak w rzeczywistości: trzeba umieć słuchać i okazać zainteresowanie. Najważniejsze, by koncentrować się wyłącznie na przekazywaniu rzetelnych informacji, zamiast dementowania nierzetelnych. Przenoszenie walki na własne terytorium nie ma sensu.