Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 17–25/2020
z 19 marca 2020 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Medycyna paliatywna potrzebuje strategii rozwoju

Halina Pilonis

– Skuteczne leczenie bólu czy duszności u pacjenta może być równie satysfakcjonującym dla lekarza sukcesem jak przeszczepienie narządów – mówi prof. Wojciech Leppert, krajowy konsultant w dziedzinie medycyny paliatywnej. Opowiada też o najważniejszych wyzwaniach polskiej opieki paliatywnej i hospicyjnej.



Halina Pilonis: Pod koniec ubiegłego roku został Pan konsultantem krajowym w dziedzinie medycyny paliatywnej. Co Pana zdaniem jest największą bolączką tego obszaru naszego systemu?

Wojciech Leppert: Komunikacja personelu medycznego w szpitalach z chorymi. Brakuje empatii i zaangażowania. Panuje ciche przyzwolenie na taki sposób kontaktowania się z pacjentami i nikt tego nie piętnuje. To jest olbrzymi kryzys etyczny, nad którym ubolewam. Kiedy chorzy trafiają do hospicjów, często mówią, że dopiero tutaj normalnie się z nimi rozmawia. Wielu stwierdza nawet, że żałuje, iż tak późno się tu znalazło. Problemy finansowe polskiej służby zdrowia są duże i aby je rozwiązać pewnie potrzeba czasu, ale złe, niewłaściwe traktowanie chorych można zmienić bezkosztowo. Będę zabiegał, aby w standardach kształcenia lekarzy znalazła się opieka paliatywna. Dziś są tylko pewne jej elementy, jak leczenie bólu czy przekazywanie trudnych informacji, ale to za mało.

H.P.: Czy wszyscy potrzebujący w Polsce mają dostęp do opieki paliatywnej i hospicyjnej?

W.L.: Niestety, nie. Odwiedzam wiele ośrodków i stwierdzam, że są miejsca, gdzie czeka się długo na taką opiekę, a są też takie, gdzie są miejsca wolne. Mamy ośrodki, które robią nadwykonania, za które w końcu, po czasie, NFZ płaci, a są też oddziały, które generują ogromne długi dla szpitali. Moja poprzedniczka, dr Wiesława Pokropska, wyliczyła, że nadwykonania stanowią około 20%, więc nie jest to duża kwota i trzeba by ten problem rozwiązać.

H.P.: Z kontroli NIK wynika, że ze świadczeń medycyny paliatywnej korzysta o ponad 30 proc. mniej pacjentów z gmin wiejskich niż miejskich. Czy można to zmienić?

W.L.: Niestety, dostęp do tych świadczeń jest bardzo nierównomierny. Na przykład w moim województwie, w Pile i Złotowie, są nawet po dwa oddziały, natomiast w Lesznie nie ma wcale. W Poznaniu jest 40 łóżek i są długie kolejki, a w Puszczykowie łóżek mamy 44 i są wolne miejsca. Lepiej mamy rozwiniętą opiekę domową, bo hospicja domowe są w zasadzie w każdym powiecie. Jednak liczba świadczeń jest ograniczona kontraktami z NFZ, co powoduje, że nie wszyscy chorzy mogą od razu otrzymać opiekę.

H.P.: Czy aktualne kryteria kwalifikacji do opieki paliatywnej pacjentów powyżej 18. r.ż. są odpowiednie? Według raportu NIK, z powodu ograniczonej listy chorób kwalifikujących do opieki paliatywnej, corocznie 45 tys. pacjentów umiera ze zdiagnozowanymi chorobami nienowotworowymi, np. cierpiących na niewydolność serca lub nerek. Czy listę chorób należy wydłużyć?

W.L.: To bardzo trudny problem. W tej chwili 95% pacjentów w opiece paliatywnej to chorzy na nowotwory. Lista chorób nienowotworowych kwalifikujących do takiej opieki jest bardzo krótka. Coraz częściej mówi się więc, że powinna się na niej znaleźć niewydolność krążenia. Problem polega jednak na tym, że tych chorych jest bardzo dużo i to wydłużyłoby jeszcze bardziej kolejki i spotęgowałoby problemy kadrowe. Chociaż zanim na listę wpisano stwardnienie rozsiane też było wiele obaw, że drastycznie wzrośnie liczba pacjentów, którzy żyją długo. Ale tak się nie stało. Dyskusja więc trwa, czy sama jednostka chorobowa powinna być kryterium, czy może objawy. Próbowaliśmy stosować tzw. kartę kwalifikacyjną, ale to się nie przyjęło. Choroby nienowotworowe są naszą piętą achillesową, bo mamy przecież jeszcze przewlekłą niewydolność nerek, wątroby i inne choroby o niekorzystnym rokowaniu.

H.P.: W wielu krajach, m.in. w USA i Europie Zachodniej, w których promuje się wczesną integrację onkologii z opieką paliatywną, istnieją jasne wytyczne wskazujące, kiedy należy nie tylko rozmawiać, ale i włączyć do zespołu terapeutycznego konsultanta opieki paliatywnej – jak to wygląda w Polsce?

W.L.: Najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie wczesnej opieki paliatywnej już w trakcie leczenia przyczynowego nowotworów. Tacy pacjenci mogliby trafiać do poradni medycyny paliatywnej, aby od początku terapii prowadzić działania dwutorowo. U nas często jest tak, że gdy pacjent, który był pod opieką lekarza pierwszego kontaktu lub specjalisty, trafia do opieki paliatywnej, jego lekarz rodzinny, czy prowadzący przestaje się nim interesować. Tymczasem najlepiej byłoby zintegrować tę opiekę. Taka dwutorowość z opieką paliatywną powinna dotyczyć onkologii, podstawowej opieki zdrowotnej, geriatrii i innych dziedzin medycyny. W Polsce wciąż nie potrafimy wyznaczyć konkretnego momentu, kiedy konsultant opieki paliatywnej powinien zostać włączony. Tymczasem im wcześniej, tym lepiej. Można bowiem już na wstępie leczenia opracować jego plan, i dzięki temu uniknąć daremnych terapii, które często zamiast pomóc, szkodzą chorym.

H.P.: Czy wczesne zastosowanie konsultacji w zakresie opieki paliatywnej wpływa na całkowite koszty leczenia?

W.L.: Zdecydowanie tak. Zaplanowana i przedyskutowana z chorym terapia pozwala uniknąć niepotrzebnych kosztów. Taka opieka sprawia też, że pacjenci rzadziej trafiają na SOR czy na różne oddziały szpitalne.

H.P.: Czy liczba miejsc w hospicjach jest wystarczająca? Czy we wszystkich województwach zapewniono minimalną liczbę łóżek w paliatywnej opiece stacjonarnej, zalecaną przez Europejskie Towarzystwo Opieki Paliatywnej (EAPC), tj. 80–100 łóżek na 1 mln mieszkańców?

W.L.: Brakuje nam około tysiąca łóżek. Zgodnie z zaleceniami, powinno ich być około 3800, a jest około 2800. Do hospicjów domowych też są często bardzo długie kolejki. Tam jest dość dobra wycena, bo osobodzień to 56 zł, więc NFZ limituje ilość tych świadczeń. Tymczasem są podmioty, które przekraczają te limity znacznie, niektóre nawet dwukrotnie.

H.P.: NFZ dopuszcza finansowanie ponad limit jedynie w odniesieniu do świadczeń ratujących życie. Tymczasem świadczenia opieki paliatywnej nie są ukierunkowane na ratowanie życia, lecz na zapewnienie godnych warunków umierania. Czy limity przyznawane hospicjom przez NFZ są wystarczające?

W.L.: Hospicja stacjonarne czy oddziały medycyny paliatywnej i hospicja domowe nie mają obowiązku przysyłania raportów dotyczących kolejek pacjentów oczekujących na przyjęcie, trudno więc takie zapotrzebowanie szacować. Faktem jest, że kolejki są nieetyczne, bo wielu pacjentów może nie doczekać uzyskania właściwego świadczenia. Nielimitowanie ich byłoby więc najlepszym rozwiązaniem. Również lepsza wycena wizyt domowych w ramach poradni medycyny paliatywnej mogłaby zmniejszyć kolejki do opieki hospicjów domowych. Obecnie cena wizyty pacjenta w poradni i wizyty domowej jest taka sama, co powoduje, że te ostatnie generują straty i są bardzo rzadko wykonywane.

Chciałbym też wprowadzić do koszyka świadczeń gwarantowanych oddziały dzienne, gdzie pacjent przyjeżdżałby na parę godzin. Takie jednostki działają w kilku miastach Polski, m.in. w Częstochowie, dzięki środkom unijnym i świetnie się sprawdzają. Chorzy w dobrym stanie ogólnym przyjeżdżają do takiego ośrodka, gdzie spotykają innych pacjentów, uczestniczą w terapii zajęciowej, mają zapewnione posiłki, opiekę medyczną i psychologiczną. To nie jest wielki wydatek, a bardzo dobra opcja dla pewnej grupy pacjentów. Będę także zabiegał o powołanie szpitalnych zespołów wspierających opieki paliatywnej. W wielu krajach to działa. Lekarz i pielęgniarka przychodzą do szpitala i udzielają porad pacjentom oraz konsultacji personelowi. Byłoby to pomocne w tych szpitalach, gdzie nie ma oddziałów opieki paliatywnej. Pamiętajmy przecież, że ponad połowa chorych umiera w szpitalach.

H.P.: Wzrost nakładów NFZ na opiekę paliatywną i hospicyjną wciąż nie zapewnia pokrycia kosztów funkcjonowania hospicjów. Swoją działalność muszą finansować z innych źródeł, np. z odpisu 1 proc. podatku dla organizacji pożytku publicznego. Czy wartość kontraktów jest dopasowana do rzeczywistych potrzeb? Co powinno się zmienić w modelu finansowania?

W.L.: Jeszcze w 2015 r. specjalny zespół wspólnie z AOTMiT, wykorzystując dane z lat 2013 i 2014, oszacował, że osobodzień w hospicjum stacjonarnym czy oddziale medycyny paliatywnej kosztuje 405 zł, a wyceniony był wówczas na 203 zł. Dziś po pięciu latach doszliśmy do kwoty 340 zł, która, niestety, nie pokrywa kosztów funkcjonowania placówek. Wyliczono, że aby bilansowały się, powinna ona wynosić dziś około 500 zł. Niedofinansowanie jest więc znaczne, dlatego niepubliczne zakłady zbierają środki w różny sposób. Mój szpital kliniczny z powodu niedoszacowania wyceny świadczeń opieki paliatywnej generuje około 2 mln zł strat rocznie. W Świętokrzyskim Centrum Onkologii wyliczono, że środki z NFZ pokrywają 40% kosztów funkcjonowania oddziału. Będę rozmawiał na ten temat z NFZ. Absurdalna jest też wycena świadczeń w przychodni, która bez względu na to, czy wizyta jest w placówce, czy lekarz musi pojechać do pacjenta – kosztuje 55 zł. Tymczasem wiadomo, że wizyta wyjazdowa jest droższa. Poza tym jest ona efektywna kosztowo, bo są pacjenci, którzy nie musieliby trafiać do hospicjum domowego, gdyby lekarz odwiedzał ich co jakiś czas w domu. To skróciłoby kolejki do hospicjów domowych.

H.P.: Brakuje standardów opieki paliatywnej. Czy trwają prace nad ich opracowaniem?

W.L.: To bardziej zadanie dla Polskiego Towarzystwa Medycyny Paliatywnej. Mamy już zalecenia w leczeniu bólu czy odnośnie do żywienia, w których opracowaniu nasze środowisko brało czynny udział. Brakuje nam jednak dobrych standardów opieki paliatywnej. Rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu opieki paliatywnej i hospicyjnej, które określa między innymi normy zatrudnienia, wymaga nowelizacji i unowocześnienia, i będę o to zabiegał.

Ważne jest też, aby rozwijała się akademicka opieka paliatywna. Pionierem był śp. prof. Jacek Łuczak, założyciel i długoletni prezes Polskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej oraz szef Kliniki Opieki Paliatywnej Katedry Onkologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Na początku lat 90. założył pierwszą w Polsce i pewnie w Europie Środkowo-Wschodniej Klinikę Opieki Paliatywnej przy Katedrze Onkologii ówczesnej Akademii Medycznej. Chciałbym, aby w każdym województwie utworzono taką jednostkę na uniwersytecie medycznym lub – jeżeli w danym mieście nie ma uniwersytetu medycznego – na wydziale lekarskim czy wydziale nauk o zdrowiu „zwykłego” uniwersytetu. Razem z jednostką akademicką powinien funkcjonować oddział medycyny paliatywnej/hospicjum stacjonarne, najlepiej w ramach szpitala klinicznego czy centrum onkologii, które miałyby akredytację na prowadzenie specjalizacji lekarzy i pielęgniarek. Takie jednostki działają już w ramach szpitali klinicznych w Poznaniu, Bydgoszczy, Zielonej Górze, Gdańsku, Łodzi i Krakowie, czy w ramach centrów onkologii w Warszawie, Wrocławiu i w Kielcach. Ale brakuje ich np. w Rzeszowie, Lublinie, Szczecinie, czy Wrocławiu. Tymczasem dzięki takim ośrodkom jesteśmy w stanie podnieść jakość kształcenia, edukacji i w konsekwencji opieki paliatywnej zapewnianej chorym i rodzinom.

H.P.: Alarmujące wskaźniki demograficzne i szybko postępujące starzenie się społeczeństwa wymagają podjęcia intensywnych działań na rzecz zwiększenia dostępności do świadczeń opieki paliatywnej oraz usprawnienia jej funkcjonowania. Czy Polska ma strategię rozwoju medycyny paliatywnej i hospicyjnej? Czy takie prace trwają?

W.L.: Niestety, nie mamy takiej strategii. Świętej pamięci prof. Jacek Łuczak przygotował wstępne założenia, ale strategia do dziś nie powstała. Myślę, że jest bardzo potrzebna, ponieważ jest wiele do zrobienia w tej dziedzinie i plan działań na następne 5–10 lat byłby bardzo pomocny. Odkąd objąłem stanowisko konsultanta krajowego w tej dziedzinie moje działania koncentrują się na rozwiązywaniu bieżących problemów, ale z pewnością taki dokument musi powstać.

H.P.: Z informacji NIL, wynika że na przestrzeni ostatnich lat liczba lekarzy mających tytuł specjalisty medycyny paliatywnej systematycznie rośnie. Czy zasoby kadrowe są wystarczające?

W.L.: Obecnie mamy około 550–600 lekarzy specjalistów medycyny paliatywnej i ponad 2 tysiące specjalistek pielęgniarstwa opieki paliatywnej. Taka liczba lekarzy pokrywa około 50% zapotrzebowania, bo szacujemy, że powinno nas być około 1150. Myślę, że robienie tej specjalizacji w sposób modułowy nie jest konieczne. Najczęściej naszą specjalizację podejmują lekarze specjaliści innych podstawowych dziedzin medycyny, takich jak choroby wewnętrzne, medycyna rodzinna, onkologia czy anestezjologia i intensywna terapia, uzyskując tytuł specjalisty w okresie dwuletnim. Problemem jest to, co zrobić, aby ich zachęcić. Jest to trudna praca, w której ryzyko wypalenia zawodowego jest znaczne. Istotne jest więc, aby już w trakcie studiów lekarskich i pięlęgniarskich pokazać, że to ważny i trudny dział medycyny, że leczenie dotyczy wielu objawów, wymaga znajomości zasad farmakoterapii i działań niepożądanych leków.

H.P.: Wszyscy podobno jesteśmy uzależnieni od sukcesu. Czy sukces w tej dziedzinie medycyny jest możliwy?

W.L.: Pacjenci, którzy do nas trafiają, często byli odsyłani ze szpitali, czy SOR-ów z informacją, że medycyna dla nich nic już nie może zrobić. Tymczasem to nieprawda. Świętej pamięci ksiądz Zbigniew Pawlak, nasz kapelan, mawiał, że lekarz jest zawsze przez chorych oczekiwany i mile widziany, i zawsze ma coś do zrobienia. Leczenie bólu, duszności, bądź innych dokuczliwych objawów może być równie dużym sukcesem, jak przeszczepienie narządów. Również pomoc fizjoterapeutów i wsparcie pozamedyczne są nie do przecenienia, co zawsze podkreślają członkowie rodzin chorych. Wsparcie psychologiczne, socjalne i duchowe pacjentów, ale także opiekunów i rodzin ma ogromne znaczenie. Niekiedy jest najważniejsze, tak jak i leczenie objawów stosowane razem z leczeniem przyczynowym. Niezwykle istotne jest także towarzyszenie pacjentom i rodzinom, często zapewniane przez personel medyczny, ale także przez oddanych idei opieki wspierającej woluntariuszy. Dopiero cały zespół interdyscyplinarny opieki paliatywnej może skutecznie odpowiedzieć na wielorakie potrzeby pacjentów i ich rodzin.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.




bot