Rodzice, którzy obawiają się szczepień, a nawet nie wyrażają zgody na szczepienie swojego dziecka, nie są antyszczepionkowcami. W każdym razie nie muszą być. Ale ruchy antyszczepionkowe to nie fatamorgana. Antyszczepionkowcy są, bezwzględnie grają na ludzkich emocjach, próbują też zastraszać i dyskredytować tych, którzy chcą się im przeciwstawiać.
Początek kwietnia 2018 roku. Europejskie media obiega wiadomość, że w Belgradzie z powodu odry umiera dwuletnia, niezaszczepiona z powodu przeciwskazań zdrowotnych, dziewczynka. Władze Serbii, kolejnego kraju dotkniętego falą zachorowań na odrę, zapowiadają zdecydowane działania przeciw aktywistom ruchów antyszczepionkowych, których obwiniają o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla zdrowia obywateli.
Sprawa małej Nadji wraca w czerwcu, gdy jej matka – Dragana Petrovic – decyduje się na dramatyczny krok: w mediach społecznościowych zakłada stronę „Justice for Nadja”. Opowiadając historię swojej córki, publikując zdjęcia, również te z oddziału intensywnej opieki medycznej, pokazujące do jakiego stanu „niegroźna choroba wieku dziecięcego”, za jaką uchodzi odra, doprowadziła jej dziecko. I apeluje do wszystkich rodziców – przede wszystkich tych, którzy obawiają się szczepień, by zaufali lekarzom i medycynie. – Każde dziecko ma prawo być chronione przed chorobami zakaźnymi – podkreśla matka zmarłej dwulatki.
Nadja nie była zdrowym dzieckiem. Gdy miała rok, zdiagnozowano poważną chorobę autoimmunologiczną, której przebieg powodował częste pobyty w szpitalu. Choroba wykluczyła szczepienie przeciw odrze, śwince i różyczce. – Mieliśmy nadzieję, że ochroni ją odporność zbiorowiskowa.
Gdy na początku stycznia dziewczynka trafia do szpitala, ma przebywać w izolatce, ze względu na upośledzoną odporność. Szpital przeżywa jednak oblężenie, z powodu ogromnej liczby pacjentów przez krótki czas w jej pokoju przebywał chłopiec – dziewięciomiesięczne niemowlę. Po trzech dniach Nadja zostaje przetransportowana do innego szpitala, a jednocześnie matka dowiaduje się, że chłopiec, z którym (krótko!) jej córka znajdowała się w jednym pomieszczeniu, ma odrę.
– Mój świat się skończył. Wiedziałam, że mogła się od niego zarazić, a jednocześnie miałam nadzieję, że do tego nie doszło – pisze matka Nadii. 12 stycznia Nadja dostaje wysokiej gorączki i – jak pisze jej mama – zapada w sen, z którego nigdy się nie obudziła.
Dragana Petrovic ze szczegółami opisuje kolejne fazy odchodzenia swojego dziecka. Odchodzenia, które trwało niemal trzy miesiące – wypełnione cierpieniem, pogarszającymi się parametrami życiowymi. Świadomością, że wirus odry – podobno niegroźny, którego istnienie antyszczepionkowcy wręcz kwestionują – niszczy życie dziecka. Nadja odeszła – pisze jej matka – ale jeśli jej śmierć ma nie iść na marne, jej historia powinna być przestrogą, ostrzeżeniem, żeby nikt nie musiał mierzyć się z podobną tragedią.
Wyrazy solidarności, zrozumienia i współczucia nie były jedyną reakcją Internetu na świadectwo Dragany Petrovic. Równolegle kobietę zalała fala hejtu. Antyszczepionkowcy oskarżyli ją, że sama doprowadziła do śmierci dziecka, bo nie zgodziła się na przeniesienie Nadji do innego (sugerowanego przez działaczkę ruchu antyszczepionkowego) szpitala. Szybko pojawiły się sugestie, że autoimmunologiczna choroba Nadji (o podłożu genetycznym) to efekt szczepień, jakie dziecko otrzymało w pierwszym roku życia. Antyszczepionkowcy zaczęli blokować profil matki na forach internetowych.
Ta historia będzie mieć swój dalszy ciąg, ale jest jednym z dowodów, że antyszczepionkowcy nie są wytworem wyobraźni.
Dowodów nie trzeba zresztą szukać za granicą, dostarczają je również polskie media społecznościowe i portale „informacyjne”. Na łamach jednego z nich przełomową teorię na temat przyczyn niepowodzenia polskich piłkarzy w starciu z drużyną z Afryki ogłosiła prof. Maria Dorota Majewska, dowodząc (w dużym skrócie), że szczepienia, jakimi poddani byli w dzieciństwie polscy piłkarze, a także ich rodzice doprowadziły do de-ewolucji. Mówiąc inaczej – mieszkańcy Afryki, których nikt przymusowo nie szczepi, mają wiele szczęścia (i większe możliwości osiągania sukcesów sportowych).
Dotarliśmy na krańce Internetu? Niewykluczone, że niezupełnie samodzielnie. Podczas jednej z dyskusji w radiu TOK FM pojawiła się teza, że za działalnością portali, na których systematycznie promowane są treści antyszczepionkowe, stoją pieniądze rosyjskich służb specjalnych. Nie chodzi bynajmniej o same szczepienia, ale o szersze zjawisko zakrojonej na szeroką skalę wojny dezinformacyjnej. O sianie zamętu.
Do połowy lipca ruchy antyszczepionkowe zbierają podpisy pod obywatelskim projektem ustawy znoszącym obowiązek (zwany przez nich przymusem) szczepień. Nie wiadomo, czy osiągną cel – ale jeśli nawet nie, samo zorganizowanie akcji świadczy o rosnących wpływach tych środowisk.
Czy środowiska opowiadające się za rozszerzaniem szczepień ochronnych i ich popularyzacją będą miały okazję wykazać się w podobnej akcji? Nieśmiało kiełkuje pomysł – wśród polityków szczebla samorządowego – by zgłosić obywatelski projekt ustawy zamykający publiczne placówki opiekuńcze i edukacyjne dla dzieci, których rodzice nie wykonują obowiązku szczepień, kierując się własnymi przekonaniami. Wzorem Włoch i Francji, w imię bezpieczeństwa zdrowotnego dzieci takich jak Nadja i inne ofiary „niegroźnych chorób dziecięcych”.