Nawet 1/3 wszystkich uchodźców padła ofiarą tortur. Takich ludzi trzeba inaczej leczyć. O tym znęcaniu się fizycznym nad ludźmi rozmawiamy z dr Federiką Zamatto, medycznym referentem ds. tortur w organizacji Lekarze Bez Granic (MSF)
Krzysztof Boczek: Pamięta pani pierwszy raz, gdy zorientowała się pani, że pacjent był torturowany?
Federica Zamatto: To było kilka lat temu, gdy pracowałam z uchodźcami we Włoszech. Zauważyłam, że ci sami pacjenci przychodzili z podobnymi problemami. Tydzień w tydzień. Skarżyli się na ogólnie złe samopoczucie, boleści ciała, bóle głowy czy bezsenność. Miałam wrażenie, że ordynuję im właściwą terapię, ale pacjenci wracali. Dopiero gdy porozmawiałam z psychologami w tym samym centrum dla uchodźców, to dowiedziałam się, że jeden z moich pacjentów był torturowany w swoim macierzystym kraju. Zrozumiałam, że przeoczyłam taką możliwość. Dopiero wówczas zaczęłam drążyć temat i zbierać więcej informacji na ten temat. Dowiedziałam się, jak bardzo wysoki jest procent uchodźców, którzy byli wcześniej torturowani. W MSF dopiero w ostatnich 3–4 latach zorientowaliśmy się, jak drastyczna jest pod tym względem sytuacja.
K.B.: I nie widziała pani żadnych śladów tych tortur na ciele pacjentów?
F.Z.: Nie, bo oni byli maltretowani miesiące czy nawet lata wcześniej, więc te ślady już nie były widoczne. Dlatego lekarz musi wiedzieć o takiej możliwości i poszukiwać ewentualnych znaków. Te i tak niekoniecznie będą na ciele, ale raczej w psychice pacjenta.
K.B.: Czy to dlatego pani zaczęła się specjalizować w temacie pacjentów, którzy byli torturowani?
F.Z.: Tak. Ten temat stał się dla mnie istotny. Jeśli jesteś lekarzem MSF, to – aby faktycznie pomóc pacjentom – badając ich, musisz korzystać z wiedzy wielu specjalizacji medycznych (misje MSF-u są najczęściej prowadzone w oddalonych od cywilizacji regionach świata, bez możliwości konsultacji ze specjalistą, a tym bardziej jego udziału w terapii – red.). To niezłe wyzwanie, bo de facto otwierasz drzwi, przez które nie każdy lekarz przechodzi.
K.B.: W swojej relacji pisała pani, że w 2016 r. MSF leczył 1400 osób, nad którymi wcześniej znęcano się fizycznie. To dużo czy mało?
F.Z.: To zależy od perspektywy. Z punktu widzenia MSF-u to jednak dużo, bo dopiero od 3–4 lat stosujemy specjalne leczenie dla ofiar tortur. Ale to też mało, bo szacunki mówią, że od 8 do nawet 30 proc. uchodźców, którzy trafiają do Europy, jest ofiarami tortur.
K.B.: Nawet 30 proc.?! To ekstremalnie dużo!
F.Z.: Właśnie. Ale nawet jeśli weźmie się najniższy próg z tych szacowanych – 8 proc. – to przy setkach tysięcy uchodźców, którzy przybywają do UE, liczba tych, którzy przeżyli tortury i potrzebują specjalnej terapii robi się olbrzymia. To wielokrotnie więcej potrzebujących, niż ta liczba pacjentów, których leczył w 2016 r. MSF. W tym kontekście nasza praca to tylko kropla w morzu potrzeb. Takie specjalne terapie powinny być prowadzone przez państwa UE, w ośrodkach dla uchodźców, a nie tylko przez jedną z organizacji pozarządowych.
K.B.: Skąd głównie pochodzą ci torturowani pacjenci? Z Libii, Syrii, z innych krajów?
F.Z.: MSF leczy pacjentów ponad 30 narodowości. Ale jeśli spojrzymy na dwa nasze centra, które stosują tę specjalną terapię dla torturowanych – w Rzymie i Atenach – to mamy tam ludzi z dwóch głównych kierunków migracyjnych. W Atenach: z Syrii, Iraku, Afganistanu, Pakistanu, zaś w Rzymie głównie leczymy ludzi z Afryki Subsaharyjskiej. Ci, którzy przyjeżdżają do Włoch, często przemieszczają się przez Libię i tam trafiają do obozów zatrzymań, a w nich tortury są niezwykle częste. Prowadzą je gangi, przemytnicy i mafie – one często znęcają się nad migrantami.
K.B.: Czy wiadomo, jakiej narodowości ludzie są najczęściej maltretowani?
F.Z.: Nie mam takich informacji.
K.B.: Te specjalne sposoby leczenia pacjentów po torturach MSF stosuje tylko w tych dwóch centrach, w Rzymie i Atenach, czy jeszcze gdzieś indziej?
F.Z.: W tych dwóch ośrodkach stosujemy wielodyscyplinarne podejście do pacjenta. W przyszłości chcemy także w ten sposób leczyć tam, gdzie prowadzimy misje na świecie.
K.B.: Z tego, co pani mówi wynika, że sytuacja na świecie jest tragiczna.
F.Z.: Skala stosowania tortur była dotychczas znacząco niedoszacowana. A ten brak wiedzy wynika także z tego, że na uczelniach medycznych nic nie mówi się o pacjentach, którzy byli torturowani i jak pomagać takim ludziom. Z tego powodu mało który medyk, a nawet psycholog, ma z tyłu głowy informację, że symptomy, które widzi u pacjenta mogą być efektem tortur, jakich wcześniej zaznał. O torturach się nie mówi, nie pokazuje ich, to głównie element filmów fabularnych, tymczasem są one stosowane bardzo szeroko w wielu krajach świata.
K.B.: Czy MSF przygotowuje lekarzy i medyków do tego, jak leczyć i jak podchodzić do pacjentów z takimi doświadczeniami?
F.Z.: Pracujemy nad tym właśnie. Przygotowujemy także broszury i inne źródła wiedzy na ten temat – chcemy, by otrzymywali je wyjeżdżający na misje.
K.B.: Czy wiadomo, jak przeważnie są torturowani ludzie?
F.Z.: Ciągle są wynajdywane nowe metody. Może to być notoryczne bicie, deprywacja snu, światła, jedzenia. Gwałt i przemoc seksualna są bardzo szeroko stosowane, zarówno na kobietach, jak i mężczyznach. Właśnie raport o tym, jak często jest to stosowane w Libii opublikowały niedawno „The Guardian” oraz „Le Monde”. Wracając do rodzajów tortur – inny popularny sposób to rozciąganie stawów, rozrywanie ich, bicie stóp... Jest bardzo wiele możliwości.
K.B.: Dzieci także są fizycznie maltretowane?
F.Z.: Tak, ale w naszych centrach MSF nie ma takich przypadków. Za to są dzieci, które były świadkami tego, jak ich rodzice byli torturowani, co także jest niezwykle traumatycznym przeżyciem.
K.B.: Czy pamięta pani jakąś historię człowieka, która nawet panią zaszokowała?
F.Z.: Od ponad dwóch lat nie pracuję bezpośrednio z pacjentami, a w centrali MSF, ale konsultuję się z kolegami, którzy opiekują się ludźmi po takich doświadczeniach. Nie przypomnę sobie teraz jakieś konkretnej historii, ale za każdym razem jest to niezwykle wstrząsające dla lekarza. Nawet jeśli codziennie słuchałam o tym, jak ludzie byli torturowani, to za każdym razem było to dla mnie szokujące. Nie potrafię jakoś zaakceptować tego, że jeden człowiek potrafi robić takie rzeczy drugiemu człowiekowi.
K.B.: W ubiegłym roku robiłem wywiad z byłym szefem MSF w Niemczech – Tankredem Stoebem – o sytuacji we wspomnianej też przez panią Libii. W tamtym czasie tortury były często stosowane w obozach zatrzymań.
F.Z.: Niestety, tak. Nawet robiliśmy o tym raport.
K.B.: Jeśli tam jest tak źle, to jak pani podchodzi do tego, że politycy UE cieszą się z „sukcesu” w walce z imigracją z Libii? Coraz mniej uchodźców przypływa z tego kraju, bo Europa dogadała się z jednym z rządów w Libii, by ci lepiej kontrolowali granice i więcej zatrzymywali osób próbujących dostać się na nasz kontynent.
F.Z.: Europa próbuje sprzedać jako „sukces” to porozumienie między Włochami a Libią, ale to skandaliczne podejście. Bo w jego wyniku utykają tam ludzie. Tym samym UE akceptuje trzymanie ludzi w obozach zatrzymań, w których są gwałty, tortury, wręcz nieprawdopodobnie chore traktowanie drugiego człowieka.
K.B.: Czy więc MSF w jakiś sposób informuje rząd włoski, że zablokowanie napływu uchodźców z Libii oznacza, że oni będą tam przechodzili katusze?
F.Z.: W sierpniu 2018 r. opublikowaliśmy duży raport na ten temat i nagłaśnialiśmy go. W Atenach nasze zespoły także dokumentują to, co dzieje się imigrantami na miejscu, z którego uciekają.
K.B.: Czy MSF współpracuje z Human Rights Watch albo Physicians for Rights Watch – organizacjami, które specjalizują się w raportowaniu/opisywaniu m.in. tortur stosowanych w wielu krajach?
F.Z.: Z tymi nie, ale zarówno w Rzymie, jak i Atenach jesteśmy partnerami innych organizacji, które zajmują się ofiarami tortur.
K.B.: Jeśli lekarz rozpozna, iż pacjent był wcześniej torturowany, to jak powinien leczyć taką osobę?
F.Z.: Najpierw trzeba sprawić, by pacjent ci zaufał, by powstała relacja. Potrzebny jest do tego czas i wielka empatia, zrozumienie dla tego, co mógł przeżyć. Trzeba zadawać pytania, nie można się tego bać. I trzeba dawać pacjentowi możliwości wypowiedzi w sposób, w jaki będzie się czuł/a z tym komfortowo. A to, co dalej powinno się robić, zależy od tego, gdzie znajduje się teraz pacjent. Być może w pobliżu działa ośrodek, który specjalizuje się w leczeniu osób w traumie po torturach. Osoby takie wymagają opieki bardzo szerokiej. Psycholog oczywiście, fizjoterapia, kuracja związana z odczuwanymi przez pacjenta bólami, specjalistyczna, dostosowana do tych bólów. My prowadzimy multidyscyplinarne podejście do takich pacjentów. W zespołach, oprócz lekarza, psychologa i fizjoterapeuty jest także pracownik socjalny oraz mediator kultury. Droga rehabilitacji jest bardzo długa, więc stosowane metody będą zależały także od tego, jak długo migrant będzie w danym miejscu – często pomagamy ludziom, którzy są akurat w trasie, zmierzając do jakiegoś miejsca. W Europie potrzeba stworzyć znacznie więcej centrów rehabilitacji dla uchodźców, którzy są ofiarami tortur. W wielu krajach Europy. Problemem jest brak takiej wyspecjalizowanej usługi dla potrzebujących. Jeśli są takowe centra, to mają zbyt małą przepustowość, by odpowiedzieć na faktyczne potrzeby migrantów. Są też i inne potrzeby w świetle tego zjawiska, np. aby lekarze pierwszego kontaktu potrafili także rozpoznawać ofiary tortur. Trzeba uwrażliwić na to również społeczeństwo.
K.B.: Jak sytuacja ofiar tortur będzie się, pani zdaniem, rozwijała w najbliższej przyszłości?
F.Z.: To trudne pytanie, bo nie mam szklanej kuli, ale np. w Libii ich sytuacja nie poprawi się w najbliższym czasie. Organizacje medyczne są ciągle bardzo daleko od tego, by wyspecjalizowaną opieką objąć wszystkich potrzebujących.