Czterotygodniowa kontrola prowadzona przez lubuski oddział NFZ mogła być przyczyną śmierci naszego kolegi – twierdzą członkowie PZ z Gorzowa Wlkp. 49-letni lekarz rodzinny Mieczysław Widła zmarł na zawał serca. Dzień wcześniej skarżył się kolegom na uciążliwą kontrolę Funduszu. Zmarły osierocił czwórkę dzieci.
Mieczysław Widła od początku lat 90. pracował w Gorzowie Wlkp. jako lekarz rodzinny. – Był bardzo lubiany i pracowity. W praktyce był dostępny od rana do nocy – wspomina kolega zmarłego, wiceprezes Lubuskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia Krzysztof Radkiewicz.
Sprawował opiekę nad około 6 tys. pacjentów. M. Widła skarżył się kolegom z PZ, że lubuski oddział Funduszu w styczniu br. zakwestionował liczbę jego podopiecznych. Nie chciał zapłacić za 4 tys. i rozpoczął kontrolę. Kontrolerzy starali się udowodnić, że lekarz od dwóch lat dostawał za dużo pieniędzy i powinien je wszystkie zwrócić.
Widła od początku roku nie otrzymał od NFZ żadnych pieniędzy, choć nadal świadczył usługi swoim pacjentom. Kontrola trwała 4 tygodnie, do tej pory formalnie nie została zakończona.
Czy to był mobbing?
W czasie pogrzebu wiceprezes LZPOZ K. Radkiewicz powiedział, że choć nikogo nie oskarża, to jest przekonany, że jeśli ktoś przyczynił się do śmierci jego kolegi, to z pewnością ma poczucie winy. – I niech z tym uczuciem żyje dalej – kończył.
Członkowie PZ, jeśli tylko rodzina zmarłego lekarza się na to zgodzi, będą starali się udowodnić w sądzie, że przyczyną śmierci był mobbing. W polskim Kodeksie pracy dopiero od 1 stycznia br. funkcjonuje pojęcie mobbingu, a dotyczy relacji pracownik – pracodawca. Jednak zdaniem lekarzy świadczeniodawca pracujący na kontrakcie jest w podobnej relacji z NFZ. Mobbing zaś to działania lub zachowania wobec pracownika, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu. Na przykład – nadmierne krytykowanie, kontrolowanie, przeciążenie nadmiarem pracy itp.
Zdaniem lekarza rodzinnego Roberta Sapy, rzecznika PZ, trwająca przez miesiąc kontrola oraz brak pieniędzy mogą spowodować olbrzymi stres i napięcie. Krzysztof Radkiewicz twierdzi, że zawał mięśnia sercowego u mężczyzny, który wcześniej nie chorował, jest wywołany napięciem nerwowym. – Sam przeżyłem kontrolę. Zakwestionowano moje skierowanie pacjenta do specjalisty. Zdaniem kontrolerów wpis w karcie: bóle gastryczne – nie był wystarczającym powodem, by skierować go do gastrologa. Nie wzięto oczywiście pod uwagę tego, że pacjent już wcześniej skarżył się na tego typu bóle i że specjalista zdiagnozował guz żołądka.
Przerzucanie papieru
Kontrolowani lekarze skarżą się, że urzędnicy NFZ przerzucają tylko dokumentację, żądając odbitek ksero przypadkowo dobieranych dokumentów. Nie próbują wyjaśnić lekarzowi swoich wątpliwości. – Zanim napisze się wnioski pokontrolne, warto porozmawiać z kontrolowanym – uważa nie tylko Radkiewicz. – Nie można, zasłaniając się dobrem publicznym, robić z każdego lekarza złodzieja – dodaje.
Janusz Tylewicz, członek sekretariatu Federacji PZ z Zielonej Góry uważa, że kontrole NFZ są często bezzasadne. Jego praktyka była kontrolowana z powodu skargi pacjentki, że nie można się dodzwonić do gabinetów. We wnioskach pokontrolnych napisano: zwiększyć liczbę linii telefonicznych. Oczywiście, Fundusz nie zaproponował większych stawek.
Lekarze z Lubuskiego uważają, że przysyłanie przez cztery tygodnie do świadczeniodawcy różnych grup kontrolerów i nakazywanie przyjmowania pacjentów, za których nikt nie płaci, jest postępowaniem nieetycznym.
Fundusz tłumaczy, że nie płacił, ponieważ lekarz nie wystawiał rachunku. – Jak mógł go wystawić, skoro zakwestionowano mu listę pacjentów? – zastanawiają się lekarze.
Znikający pacjenci
Zdaniem członków Lubuskiego Związku Pracodawców OZ, zakwestionowanie listy podopiecznych Widły to wynik bałaganu, który panuje w NFZ. Lekarz, podpisując kontrakt z NFZ, pokazuje deklaracje wyboru urzędnikom, ale Fundusz dysponuje listą podopiecznych jedynie w formie elektronicznej. Jeśli zmieniają się dane w bazie NFZ, lekarz w żaden sposób nie może udowodnić, że rozliczał się prawidłowo. A nadal zdarza się, że pacjenci zapisują się do kilku lekarzy, wielokrotnie wypełniając deklaracje. Lekarz nie może jednak ponosić odpowiedzialności za to, że system jest nieszczelny.
Rzecznik lubuskiego oddziału NFZ Ewa Lurc poinformowała "SZ", że Fundusz nigdy nie kwestionował liczby podopiecznych Widły. – Współczujemy rodzinie lekarza, nie czujemy się jednak winni tej tragedii. Kontrola była rutynowa, przebiegała spokojnie, co prawda 4 tygodnie, bo to duża praktyka, ale z przerwami. Lekarz nie skarżył się nam na uciążliwości wynikające z kontroli – mówi.
Lekarze z PZ twierdzą, że jeśli dojdzie do procesu, NFZ nie znajdzie autorytetu medycznego, który zaprzeczy, iż kontrola nie mogła być przyczyną śmierci ich kolegi.