Poniedziałek
Telefon poderwał mnie z popołudniowej drzemki. Byłam już po rannych przyjęciach, nic specjalnego się nie działo, ot, banalne przeziębienia, jakiś niegroźny ból brzucha, słowem – dzień jak co dzień. Było parno, miało się chyba na burzę, po obiedzie położyłam się na chwilę i przysnęłam.
Podniosłam słuchawkę.
- Czy pani doktor? – usłyszałam.
- Córka wbiła sobie nóż w udo, strasznie krwawi, męża nie ma w domu, nie wiem, co robić.
- Już jadę – zapewniłam.
Dom był niedaleko. Weszłam na schody, od razu zauważyłam krople krwi na stopniach, w mieszkaniu już nie krople, a pasmo krwi ciągnące się aż do drzwi łazienki. Drzwi były zamknięte.
- Gdzie córka? – spytałam przerażonej matki.
- W łazience i nie chce wyjść.
- Ile ma lat?
- Jedenaście.
- Kasiu, otwórz! – wołała matka.
Cisza. Spróbowałam otworzyć, drzwi były zamknięte od wewnątrz.
- Może zemdlała, może się jej słabo zrobiło? – matka była coraz bardziej przerażona.
- Nie ma na co czekać, niech pani da siekierę, otworzymy drzwi – poleciłam.
Przyniosła siekierę. Po mocnym uderzeniu w klamkę drzwi puściły. Dziewczynka blada jak papier przykładała do rany gąbkę i wyciskała ją do wanny. Wanna była zbroczona krwią, na podłodze – czerwone plamy, całość sprawiała makabryczne wrażenie. Posadziłam dziewczynkę na muszli klozetowej, ręcznikiem wytarłam okolice zranienia, przyłożyłam gazę i silnie zabandażowałam. Matce kazałam zadzwonić po karetkę, powiedzieć, że jest krwotok tętniczy z rany, żeby się pospieszyli.
Opatrunek szybko przemókł, w międzyczasie przygotowałam drugi z gąbką spongostanu i przewinęłam. Dziewczynkę przeprowadziłyśmy do pokoju, gdzie położyłam ją na wersalce, tymczasem matka obmywała ją ze śladów krwi.
Po 20 minutach usłyszeliśmy syrenę karetki. Mała pojechała z matką do szpitala. Gdy wsiadały, przyjechał ojciec.
Wytłumaczyłam, co się stało, pojechał za karetką, by po wszystkim zabrać żonę do domu, bo córkę na pewno zostawią na urazówce. Znalazł się też schowany w szopie ze strachu syn, ośmioletni, który mógł wyjaśnić, jak do tego doszło. Otóż chcieli sobie zbudować szałas. Dziewczynka ostrzyła kije, mające służyć za podporę dachu, koniec kija oparła o nogę, nóż się ześlizgnął i nieszczęście gotowe. Tylko, dlaczego się potem zamknęła?
Wtorek
Zaczęły się sianokosy. Widać to po tym, że zgłaszają się pacjenci z urazami przy zwózce. Dziś przyszedł, a raczej przykuśtykał, młody chłopak, któremu pawęż spadła na stopę. Zasiniała, obrzękła stopa nie wykazywała jednak złamania kości. Na wszelki wypadek – wysłałam go na zdjęcie, przywiózł klisze, kości okazały się w porządku. Kazałam okładać serwatką i jakiś czas raczej unikać zeskakiwania z wozu.
Pracować w polu może, choć będzie to bolesne.
Wezwana zostałam do babki z bólami serca. Pojechałam sama, nikt nie ma teraz czasu przyjeżdżać po lekarza. Dom przy drodze, wiem który, nie potrzebuję przewodnika. Babka od dawna choruje na serce, od 30 lat ma potwierdzoną wadę zastawki mitralnej, po zdenerwowaniu lub choćby najmniejszym wysiłku występują bóle wieńcowe. Ciśnienie niskie, 120/85. Tętno 90/min. Podałam jej eucardine i zaleciłam nie zapominać o lekarstwach. Tym razem zaostrzenia choroby dopatrywałam w zagrażającej burzy; siano mieli dopiero co przewrócone, za świeże do składania, babka się zdenerwowała, że może je zalać. Pocieszyłam, że burza będzie dopiero w nocy. A ona przecież i tak nie pójdzie w pole. W domu nie ma nikogo, by się nią opiekował, na wszelki wypadek podałam jeszcze Lexotan. Teraz powinna spokojnie zasnąć, bez obawy o deszcz.
Gdy wróciłam do domu, już na mnie czekano. Pies sąsiadów dostał się pod ostrze kosiarki, ma przeciętą łapę, na szczęście niedużo. Pies niespokojny, nie przyzwyczajony do obcych, ledwo się dał zbadać, a tu trzeba szyć, nie wyobrażam sobie, by bez znieczulenia ogólnego można tego dokonać. Chwilowo zabandażowałam i zadzwoniłam po weterynarza. Na szczęście, udało mi się złapać go telefonicznie. Właściciel psa umówił się z nim w lecznicy i pojechał z synem i psem. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.
Następna była dziewczyna z chrypką. Ledwo mówiła, jest uczulona na pyłki. Niemniej gardło miała czerwone, a w płucach szmer oddechowy pęcherzykowy zaostrzony. Dałam jej Dexaven i poleciłam pić syrop ze świerka, który corocznie robią właśnie na takie przypadki. Po Dexavenie dziewczyna odzyskała głos i już spokojnie poszła do domu. Syrop mają.
Środa
Starszy mężczyzna nie może wstać z łóżka, syn dzwonił od samego rana prosząc o wizytę domową. Przyjechał po mnie samochodem, droga jest zła, nie chciał mnie narażać na wypadek. Znałam tę drogę, raz, parę lat temu, o mały włos a byłabym spadła z urwiska; śliska od deszczu gliniasta droga nie dawała zaczepienia dla kół. W ostatniej chwili udało mi się zatrzymać, wyciągano mnie końmi, inaczej wyjechać się nie dało. Zawsze później jeździłam tam konno, jednak kopyta mają znacznie lepszą przyczepność niż koła.
Tym razem dojechaliśmy bez kłopotu, może dlatego że było sucho, a może po prostu kierowca, mieszkając tam i stale jeżdżąc tą drogą, ma większą ode mnie wprawę.
Dziadek leżał w łóżku i skarżył się na ból stopy. Nie mógł wstać z łóżka. Stopa była zimna, zasiniona, bolesna. Stwierdziłam, że skoro brak jest tętna na grzbietowej tętnicy stopy, to musiał wytworzyć się zakrzep naczynia uniemożliwiający dopływ krwi do kończyny. Nic tu nie mogłam sama zrobić, szczególnie że – jak dziadek mówił – zaczęło się to już trzy dni temu, choć dziś boli najbardziej. Nie pozostało nic innego niż wypisać skierowanie do szpitala na chirurgię i poprosić syna, żeby jak najprędzej zawiózł tam ojca.
Po powrocie zastałam następny czekający na mnie samochód. Młoda dziewczyna ma silne bóle brzucha i krwawi. Więcej nie udało mi się dowiedzieć. Na miejscu zbadałam pacjentkę, stwierdziłam, że jest po prostu w trakcie porodu, a krwawienie jest spowodowane najprawdopodobniej brzeżnie przodującym łożyskiem. Z sąsiedniego domu kazałam wezwać karetkę z położną, a sama zajęłam się rodzącą.
Miała już bóle parte, w kroczu ukazywała się główka. W przerwie między bólami płynęła obficie krew. Nie miałam ze sobą żadnych płynów do podania, pacjentka była blada i wyraźnie wykrwawiona, jak powiedziała jej matka – znalazła ją stojącą w kącie obory w kałuży krwi i stąd siłą przyprowadziła do mieszkania. Dziewczyna prawdopodobnie chciała ukryć przed wszystkimi fakt porodu.
Udało mi się urodzić dziewczynkę, dziecko było słabe, 7 w skali Abgar. Natychmiast kazałam je rozcierać, żeby się zaróżowiło, a sama masowałam macicę rodzącej, by zmniejszyć krwawienie. Na szczęście, właśnie wtedy nadjechała karetka. Przytomnie przysłali erkę, nie wiem, jak telefonujący po pogotowie mógł to tak dobrze załatwić. Lekarz z pogotowia od razu podłączył kroplówkę, pod moim masażem łożysko odkleiło się całkowicie i odeszło, sprawdziłam – całe. Podłączyłam drugą kroplówkę w drugą rękę i można było obie pacjentki, matkę i córkę, jeszcze słabą, ale już popłakującą wsadzić do karetki.
Okazało się, że przyjazd erki zawdzięczałam brakowi innej karetki pogotowia. Wszystkie pozostałe były w terenie.
Czwartek
Zaczyna się, jak zwykle podczas prac przy sianie, okres angin. Upał, szybka praca na słońcu, byle zdążyć przed deszczem, do tego zimne napoje i angina gotowa. Dziś także pierwszym pacjentem był młody człowiek z bólem gardła. Migdałki duże, czerwone z białawymi nalotami. Zapisałam Augmentin i płukanie gardła. No i odpoczynek w domu przy telewizorze. Ale i tak wiem, że zamiast do łóżka pójdzie do siana, bo łóżko może poczekać.
Następnie weszła kobieta o lasce, mocno kulejąc.
- Co to się stało? – pytam, bo jeszcze wczoraj biegała jak sarenka, a dziś ledwo przyszła.
- Schodziłam ze schodów i potknęłam się. Noga mi się zwyrtła i teraz na niej stanąć nie mogę – wyjaśniła
Oglądnęłam nogę. W stawie skokowym – duży obrzęk, bolesność przy ruchach, co ja mówię bolesność: w kostce niemal nie ma ruchów, tak ją boli. Trzeba będzie zrobić zdjęcie, ale jeżeli to jest tylko skręcenie, to będzie długo boleć, a zawsze już ta noga nie będzie tak sprawna jak uprzednio.
Dałam skierowanie na rentgen i do ortopedy. Syn ją zawiezie, jak skończy przewracać siano. Tymczasem poczeka. Czekać mogła tylko u mnie, syn ją przywiózł i odjechał, sama do domu nie dojdzie. Dałam jej środek przeciwbólowy i zaprowadziłam do ogrodu, gdzie posadziłam na fotelu. Teraz może spokojnie czekać.
Chłopa z nogą przebitą widłami spotkałam przed gabinetem, właśnie szedł po poradę.
Widły sam wyciągnął. Dobre i to. Kiedyś przyjechał do mnie chłop z wbitymi widłami i musiałam sama je wyciągać. Zawsze mówię, żeby składać kopy przy pomocy grabi, ale chłopi wolą widły, że to niby prędzej. Nie jest wcale prędzej, kopy są gorzej postawione, a w pośpiechu – zamiast w siano – widły trafiają w nogi. Poleciłam okładać żywicą z drzewa iglastego, zmieniać opatrunek parę razy dziennie, aż wszystek brud z rany wyciągnie. Za trzy dni powinno być czyste i niemal zagojone.
Piątek
Kobieta z wyraźnym cierpieniem na twarzy zgłosiła się do mnie koło dziewiątej rano. Całą noc miała silne bóle brzucha, wyrostek wycięty, więc się nie bała, że to zapalenie wyrostka i czekała z tymi bólami do rana. Brzuch raczej miękki, jedynie w okolicy nerki żywa tkliwość i objaw Goldflama dodatni. Nie miała nigdy badań w kierunku kamicy nerkowej, a w ogóle to tego rodzaju ból chwycił ją pierwszy raz.
Dałam jej zastrzyk Buskolizyny i skierowanie na USG jamy brzusznej. Na razie nie może jechać, nie zrobiła prawa jazdy, a mąż i syn pracują i nie ma jej kto zawieźć. Może na razie dałabym coś przeciwbólowego, mąż weźmie wolne, to ją zawiezie.
Dałam receptę na tabletki No-Spa i w razie silnego bólu poleciłam zadzwonić po pogotowie lub przyjechać po mnie. Kazałam też zrobić badanie moczu.
Wezwała mnie kilkuletnia dziewczynka – na polu przy sianie zasłabła jej matka. Kobieta choruje na nadciśnienie i serce, zmęczyła się stawianiem kop i pewno to właśnie sprawiło, że zrobiło się jej słabo. Wzięłam wszystko, co mogło być potrzebne i poszłam z dzieckiem na łąkę.
Kobieta leżała pod drzewem, skarżyła się na silny ból głowy i kołatanie serca. Twarz miała czerwoną, ciśnienie 220/130, tętno 100/min. Podałam cordafen i posłałam córeczkę do domu po kogoś z samochodem, żeby ją zawieźli do szpitala lub przynajmniej do domu. Bałam się puścić ją piechotą, gdyż miała silne zawroty głowy, zresztą tak wysokie ciśnienie mogłoby się skończyć wylewem.
Po chwili przyjechał syn samochodem. Pojechałam z nią do domu, do szpitala nie godziła się jechać. Sprawdziłam, co zażywa: Minipress i Enap. Dziś rano zapomniała wziąć leki. Zażyła je dopiero przy mnie. Zmierzyłam jej ponownie ciśnienie, opadło, było już tylko 195/100. Poleciłam jej położyć się do łóżka, jeśli to tylko możliwie, unikać pracy na słońcu. Jutro przed wyjściem z domu – zmierzyć ciśnienie i jeżeli byłoby tak wysokie jak obecnie, przyjść do mnie do gabinetu.
Wieczorem zjawiła się matka sześcioletniej dziewczynki, która zagorączkowała i ciężko oddycha. Mała miała 39,3 stopnia gorączki, gardło czerwone, a w płucach rozsiane świsty. Zleciłam przede wszystkim bańki, syrop ze świerka, kwiat lipowy z sokiem malinowym, nacieranie psiną ze spirytusem kamforowym i Biseptol 2 razy po 480. Obiecałam przyjechać jutro rano.
Sobota
Zadzwoniłam od razu z samego rana dowiedzieć się o dziewczynkę. Matka mówi, że temperatura spadła, ma już tylko 38 stopni i czuje się znacznie lepiej. Niemniej pojechałam zobaczyć dziecko na własne oczy. W płucach było mnóstwo rzężeń, ale tylko pojedyncze świsty. Bańki czarne, widać że dobrze stawiane. Zleciłam postawić wieczorem jeszcze raz bańki.
Kobieta, która wczoraj zasłabła przy sianie, czekała już na mnie, gdy wróciłam z wizyty u dziecka. Ciśnienie nadal wysokie, choć nie aż tak, już "tylko" 170/95. Dodałam jej Tertensif SR rano, a poprzednie leki ma zażywać systematycznie. Dziś niech jeszcze daruje sobie pracę w polu, do siana może iść, gdy ciśnienie jej spadnie do 150/90.
Podejrzenie kamicy nerkowej u wczorajszej pacjentki z bólami okolicy nerek potwierdziło się. Wieczorem zrobiła prywatnie USG i wykazało kamień w wejściu do moczowodu, jednak bez zatrzymania moczu w nerce. Dałam jej skierowanie do poradni urologicznej. Ten kamień, gdy urośnie, wywoła wodonercze, a teraz jeszcze można go usunąć.