Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 43–50/2018
z 14 czerwca 2018 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Od porozumienia do rozczarowania

Małgorzata Solecka

– Minister zdrowia szybko zużył kredyt zaufania, jakim go w lutym obdarzyliśmy – mówią rozgoryczeni liderzy Porozumienia Rezydentów OZZL. Projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach finansowanych ze środków publicznych, która ma zostać w czerwcu uchwalona przez sejm, spotkał się z niezwykle ostrą krytyką ze strony młodych lekarzy. Zresztą – nie tylko młodych, i nie tylko lekarzy. Ale to rezydenci mają do ministra największy żal. I to oni mówią: „Czujemy się oszukani”.

Ministerstwo Zdrowia opublikowało projekt ustawy, gdy majowy numer „Służby Zdrowia” wysyłaliśmy do drukarni. Zdążyliśmy go tylko pokrótce omówić.

Kluczowe punkty projektu to:
• skrócenie okresu dochodzenia do 6 proc. PKB wydatków na zdrowie ze środków publicznych do 2024 roku (projekt nowelizacji stanowi, że w tym roku na zdrowie zostanie wydanych ponad 2 mld zł więcej w stosunku do ustawy z jesieni 2017 roku, natomiast w latach 2019–2020 żadnego dodatkowego wzrostu nie będzie);
• wprowadzenie dla rezydentów tzw. dodatku lojalnościowego. Lekarze, którzy zobowiążą się do przepracowania po zakończeniu specjalizacji dwóch z pięciu kolejnych lat, będą otrzymywać dodatkowe pieniądze (600 zł brutto, 700 zł w przypadku specjalizacji deficytowej);
• ustalenie stałego wynagrodzenia dla części specjalistów, pracujących w szpitalach, na poziomie 6750 zł. Takie wynagrodzenie obwarowane jest jednak licznymi warunkami.
Labirynt ustaleń

Na opinie i analizy, co oznaczają propozycje ministra zdrowia, trzeba było czekać, zwłaszcza że w pierwszej chwili liderzy PR OZZL najwyraźniej nie dowierzali własnym oczom. „Wyjaśniamy to z ministerstwem”, „To prawdopodobnie pomyłka”, „Musiał się wkraść błąd urzędnika” – próbowali uspokajać tych, którzy w mediach społecznościowych pytali, co oznaczają np. zapisy dotyczące wymogów odpracowywania bonu lojalnościowego. W lutym, po podpisaniu porozumienia, jego sygnatariusze zapewniali kolegów, że do odpracowania dodatku, pobieranego podczas rezydentury, wystarczy podjęcie jakiejkolwiek pracy w Polsce w okresie dwóch lat (z pięciu po zakończonej specjalizacji).

Projekt przedstawiony przez resort zdrowia nie pozostawia jednak złudzeń: lekarz będzie musiał odpracować bon w publicznym systemie opieki zdrowotnej (w placówce mającej kontrakt z NFZ przynajmniej na część świadczeń) i to w wymiarze czasu odpowiadającym jednemu etatowi. Tak jak przypuszczaliśmy, dla rezydentów jest to propozycja nie do przyjęcia. W trakcie konsultacji publicznych zażądali od ministra zdrowia przywrócenia w ustawie tego, co zostało ustalone w czasie lutowych negocjacji. Problem w tym, że zapisy porozumienia w tej akurat sprawie są bardzo – za bardzo – ogólne. Gdyby czytać je literalnie, lekarz, który wykazałby podjęcie jakiejkolwiek pracy w Polsce (niezależnie od formy, miejsca zatrudnienia, wymiaru godzin etc.) lub udowodniłby odprowadzanie w Polsce podatków przez wymagany w ustawie okres dwóch lat, mógłby spełnić warunek rozliczenia bonu lojalnościowego. Na to jednak ani rząd, ani parlament zgody nie wyrażą. Notabene w ciągu kilku tygodni od opublikowania projektu pojawiło się wiele głosów, że dyskusja na temat odpracowywania bonu lojalnościowego przez lekarzy może się – na przykład w Komisji Zdrowia – rozwinąć w kierunku absolutnie przez lekarzy nieakceptowalnym. – Wśród posłów już dziś słychać, że warunki zaproponowane w projekcie są zbyt liberalne. Że lekarze powinni odpracowywać bon np. w placówkach wskazywanych przez resort zdrowia. Tam gdzie lekarzy danej specjalizacji jest za mało – usłyszeliśmy od jednego z posłów.

Jednak rezydenci w ogóle nie rozważają, że ktoś (posłowie) mógłby pójść krok dalej. Dla nich propozycje ministerstwa to wręcz prowokacja. – Z dzisiejszej perspektywy żałuję, że podpisałem to porozumienie. Rząd próbuje nas oszukać – mówił w maju mediom Damian Patecki, jeden z liderów PR OZZL negocjujących z ministrem Łukaszem Szumowskim treść porozumienia. Rezydenci mówią, że „w środowisku wrze”, że „siedzimy na beczce prochu”, a jeśli rząd się nie cofnie i nie zmieni projektu tak, by uwzględniał nie tylko literę, ale i ducha lutowych rozmów, „wyciągną konsekwencje”. Żądają, by po pierwsze z projektu zniknął zapis dotyczący konieczności odpracowywania dodatku w publicznym systemie, po drugie – by ministerstwo zrezygnowało z zapisu o „wymiarze odpowiadającym minimum jednemu etatowi”. Argumentują, że wielu specjalistów – na przykład patomorfolodzy, stomatolodzy – nie ma możliwości odpracowania bonu na zakładanych przez resort warunkach, co z góry wyklucza ich z możliwości otrzymania dodatkowych pieniędzy, nawet jeśli po ukończeniu specjalizacji pozostaną w Polsce.

Sęk w tym, że na razie to nie rząd, a Ministerstwo Zdrowia odpowiada za kształt projektu. Etap uzgodnień międzyresortowych zakończył się równolegle do konsultacji publicznych, a resort zdrowia obiecywał, że projekt ustawy (wraz z poprawkami) będzie gotowy do końca maja. Tak się jednak nie stało i tylko częściowo można to wyjaśnić niesprzyjającym dotrzymywaniu terminów długim weekendem. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że w rządzie nie będzie zgody na uwzględnienie postulatów rezydentów dotyczących bonu lojalnościowego. Z kolei po stronie rezydentów w tej sprawie zdecydowanie wypowiedział się nowo wybrany prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, co może zwiastować bliskie zwarcie na linii rząd – samorząd lekarski.

Kolejnym punktem zapalnym są wynagrodzenia specjalistów. W porozumieniu zapisano, że specjaliści zatrudnieni na etacie, którzy podpiszą z placówką macierzystą umowę na wyłączność w zakresie świadczeń tożsamych, będą otrzymywać wynagrodzenie zasadnicze w wysokości 6750 zł brutto. I projekt ustawy realizuje ten punkt porozumienia, jednak w znaczący sposób rozszerzając pojęcie „świadczeń tożsamych”. Początkowo, z zapowiedzi ministra sprzed kilku miesięcy wynikało, że umowa na wyłączność będzie dotyczyć tylko dyżurów na oddziałach szpitalnych. Jednak ministerstwo poszło w projekcie znacznie dalej, rozszerzając listę „zakazanych” prac dodatkowych o zatrudnienie w zespołach ratownictwa medycznego, hospicjach, zakładach opiekuńczo-leczniczych czy uzdrowiskach. Specjalistom zostanie więc praca w POZ i poradniach specjalistycznych – ale pod warunkiem że nie są one prowadzone przez podmiot, który ma podpisany kontrakt z NFZ na któreś „zakazane” świadczenie. Rezydenci zwracają uwagę, że w ten sposób bez opieki lekarzy może zostać np. duża część pacjentów w hospicjach onkologicznych. Ministerstwo chce również, by z gwarantowanej pensji mogli skorzystać lekarze, którzy udzielają świadczeń zdrowotnych w trybie całodobowym (a więc wyłącznie ci, którzy są zatrudnieni w strukturze oddziałów i dyżurują). Rezydenci twierdzą, że również ten punkt łamie porozumienie, w którym aż tak licznych obostrzeń nie było.

Czarne scenariusze

Z zupełnie innych powodów propozycje ministerstwa krytykuje wielu dyrektorów szpitali. Co prawda w projekcie resort zobowiązuje się do pokrycia w latach 2018–2020 kosztów podniesienia wynagrodzeń zasadniczych tych specjalistów, którzy podpiszą umowy lojalnościowe, ale szpital nie otrzyma środków choćby na wyższe składki ZUS czy stawki dyżurowe – te obciążenia będzie musiał ponieść samodzielnie. Nie to jednak – jak się wydaje – najbardziej przeraża dyrektorów, zwłaszcza mniejszych szpitali. Bo wszyscy czekają, który z czarnych scenariuszy – po wejściu w życie ustawy w proponowanym brzmieniu – zacznie się realizować.

Wariant A. Z dużym prawdopodobieństwem zakładany przez Ministerstwo Zdrowia, w którym wyższe wynagrodzenie – na tych warunkach – skusi znikomą liczbę lekarzy, nie więcej niż kilka procent w skali kraju (czyli kilka tysięcy). Głównie kobiet i starszych lekarzy, którzy i tak są najmniej skłonni do tzw. turystyki dyżurowej. System nie odczuwa skutków wypadnięcia z rynku lekarzy, którzy w tej chwili zabezpieczają dyżury, bo lekarze, którzy wezmą wyższą gwarantowaną pensję i tak nie pełnili dyżurów.

Wariant B. Okazuje się, że 6750 zł brutto z wyższymi stawkami dyżurowymi to kusząca propozycja dla tych specjalistów, którzy przyjmują pacjentów w prywatnym gabinecie lub poradniach nieudzielających „świadczeń tożsamych” i kilkanaście procent specjalistów pracujących w szpitalach rezygnuje z dyżurowania i pracy poza jednostką macierzystą. Szpitale, zwłaszcza te, które w tej chwili zabezpieczają ciągłość obsady głównie lekarzami kontraktowanymi z zewnątrz, staną przed diabelską alternatywą: podnieść stawki godzinowe, oferować specjalistom pracę na etacie (oczywiście po rynkowych, wyższych stawkach), czyli – zadłużać szpital lub godzić się na coraz mniejszy kontrakt lub nawet wypadnięcie z sieci na skutek niemożności zrealizowania umowy z NFZ. Po stronie właścicieli szpitali (samorządów powiatowych i wojewódzkich) będzie zaś decyzja o ewentualnym zamknięciu lub radykalnym przeprofilowaniu placówki.

Problem może dotyczyć nawet kilkudziesięciu szpitali w Polsce. I uważna lektura projektu każe sądzić, że ministerstwo bierze pod uwagę i ten wariant rozwoju sytuacji. Zawarto bowiem zastrzeżenie, że dyrektor oddziału NFZ może opublikować wykaz placówek, które – ze względu na konieczność zapewnienia dostępności świadczeń zdrowotnych dla pacjentów – zostaną wyłączone z zakazu wykonywania „świadczeń tożsamych”. Część szpitali otrzyma więc zielone światło na zatrudnianie lekarzy, którzy będą otrzymywać gwarantowaną wyższą pensję, część takiej zgody nie dostanie.
Skądinąd – w zamknięciu części szpitali czy oddziałów nie należy upatrywać żadnego armagedonu. Nie od dziś wiadomo, że liczba łóżek w Polsce jest dużo wyższa niż średnia UE i OECD, co przy niskim poziomie finansowania czyni nasz system absurdalnie rozrzutnym. Jednak brak odwagi i woli politycznej kolejnych ekip rządowych nie pozwoliły na żadne radykalne decyzje, które doprowadziłyby do pożądanej koncentracji strumienia finansowego i kapitału ludzkiego. Mniej łóżek, mniej oddziałów, mniej szpitali przynajmniej częściowo pozwoliłoby na rozwiązanie problemów kadrowych. Zawarte w lutym porozumienie otworzyło furtkę do przeprowadzenia przynajmniej minimalnych zmian – i to bez ponoszenia większej politycznej odpowiedzialności. Jeśli bowiem część oddziałów zostanie zamkniętych, a kilkanaście szpitali stanie przed wizją bankructwa, będzie to „wina” lekarzy, nie polityków.

Wariant C. Lekarze – zarówno pracujący na umowach o pracę, jak i kontraktowi – nie czekają na 6750 zł brutto obwarowane licznymi ograniczeniami i przystępują do negocjacji płacowych na poziomie krajowym lub lokalnym. Krajowy Zjazd Lekarzy potwierdził, że dla samorządu lekarskiego postulat ustalenia płac minimalnych dla lekarzy w schemacie 1–2–2,5–3 (średnia krajowa, od stażysty przez lekarza bez specjalizacji i lekarza z „jedynką” po specjalistę) pozostaje niezmienny.
Wiadomo, że płacowe propozycje Ministerstwa Zdrowia – zarówno zawarte w projekcie nowelizacji ustawy o wynagrodzeniach minimalnych, jak i w nowelizacji ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych – nie satysfakcjonują środowiska lekarskiego. W części placówek już w tej chwili lekarze negocjują znacząco wyższe (niż te, które wynikają z propozycji resortu zdrowia) stawki. Pod koniec maja porozumienie ze specjalistami wynegocjowała dyrekcja Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Lublinie – zasadnicza pensja od września ma wynieść 2 średnie krajowe. Porozumienie obejmuje również pielęgniarki (1,5 średniej krajowej), a swoje pensje chcą renegocjować również inni pracownicy. Tymczasem dług WSS w Lublinie wynosi 250 mln złotych. Szpital nie ma jeszcze informacji, jak będzie wyglądać kontrakt na drugie półrocze 2018 roku.
Nie ma, bo zmiany w planie finansowym NFZ nastąpią dopiero w lipcu. A rezydenci obawiają się, że i w tym punkcie rząd nie zamierza dotrzymać umowy. Dlaczego? Wiele wskazuje, że wzrost finansowania na 2018 rok zostanie pokryty wyłącznie (lub niemal wyłącznie) z wyższej składki zdrowotnej.

Wzrost bez wzrostu

GUS podał w maju wstępne dane dot. PKB za 2017 rok. Na podstawie wskaźnika zostanie wyliczony poziom publicznych wydatków na ochronę zdrowia. PKB Polski za 2017 rok wyniosło 1 982,1 mld zł. Zgodnie z ustawą o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych na ochronę zdrowia mamy wydać w 2018 roku 4,67 proc. PKB. Czyli 92,56 mld zł. Na tę kwotę składają się: składka zdrowotna, która wpływa do NFZ, wydatki budżetowe w części budżetu państwa, której dysponentem jest minister właściwy do spraw zdrowia, wydatki budżetowe w dziale „ochrona zdrowia” w innych częściach budżetu państwa oraz wydatki budżetowe w innych działach budżetu państwa przeznaczone na finansowanie składki na ubezpieczenie zdrowotne, koszty związane z realizacją staży podyplomowych lekarzy i lekarzy dentystów oraz specjalizacji lekarzy, lekarzy dentystów, pielęgniarek i położnych.

Na koniec maja, zgodnie z obowiązującą ustawą, do osiągnięcia 92,56 mld zł brakuje ok. 2 mld zł. To prawdopodobnie mniej, niż kwota, o którą zostanie skorygowany plan NFZ.

Projekt nowelizacji ustawy zakłada jednak, że wydatki wzrosną w 2018 roku do 4,78 proc., co daje 94,7 mld zł. To kolejne 2 mld zł więcej. Niewykluczone jednak, że dzięki tegorocznemu szybszemu wzrostowi PKB (instytucje międzynarodowe korygują prognozy dla Polski mocno w górę), wzrostowi płac i malejącemu bezrobociu pobór składki zdrowotnej wystarczy, by pokryć i tę różnicę.

Rezydenci uważają, że zapisy projektu to nic innego jak kreatywna księgowość, która ma wykazać wzrost… bez wzrostu. – W porozumieniu ustaliliśmy, że nakłady na służbę zdrowia będą sukcesywnie rosły do sześciu procent PKB. Rozpisaliśmy to dokładnie, o ile procent mają one wzrosnąć każdego roku. Tymczasem, jak się wczytamy w rządowy projekt ustawy, to te zapisy są tak mało precyzyjne, jakby ktoś chciał sprawę rozmydlić. I wygląda na to, że w praktyce pieniędzy na ochronę zdrowia będzie mniej, choć pozornie, na papierze wszystko niby się będzie zgadzało – podsumował w rozmowie z Onet.pl Damian Patecki.




Z ostatniej chwili

6 czerwca przedstawiciele PR OZZL spotkali się z ministrem Łukaszem Szumowskim, który obiecał, że część ich uwag zostanie uwzględniona. Złagodzona ma zostać definicja „świadczeń tożsamych” (hospicja i ZOL-e będą mogły zatrudniać specjalistów pobierających gwarantowaną pensję za pracę na wyłączność). Zliberalizowane mają zostać zapisy o dodatkach lojalnościowych: będzie można je odpracowywać w mniejszym wymiarze czasu pracy niż jeden etat, ale dłużej (do pięciu lat), pracując w placówkach z kontraktem na NFZ, choć niekoniecznie wykonując świadczenia z zakresu swojej specjalizacji. Jeśli lekarz będzie musiał zwrócić dodatek, będzie to kwota netto powiększona o składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne (ale już nie o podatek dochodowy, jak przewiduje projekt). Łukasz Szumowski obiecał też rezydentom m.in., że poprawi projekt nowelizacji ustawy o wynagrodzeniach minimalnych, tak by gwarancje podwyżek pensji do 2021 roku obejmowały również tę grupę lekarzy.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.




bot