Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 17–25/2016
z 10 marca 2016 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Chorzy z urojenia

Bogumiła Kempińska-Mirosławska

W sali posiedzeń Société Médico-Psychologique, 28 lipca 1880 r., gromadzą się uczeni, by wysłuchać odczytu Jules’a Cotarda o urojeniach hipochondrycznych występujących w ciężkiej postaci melancholii. Ten znany w swoim środowisku neurolog, od lat zajmuje się patologiami układu nerwowego. Tym razem zaciekawił go niezwykły przypadek Mademoiselle X.

Tajemnicza Panna X, 43-letnia kobieta, była pacjentką Cotarda, u której rozpoznano ciężką postać melancholii. Panna X, bo tak właśnie kazała się nazywać, początkowo była przekonana, że brakuje jej niektórych części ciała. Twierdziła, że nie ma mózgu, nerwów, klatki piersiowej, ani wnętrzności. Jest tylko skórą i kośćmi. Potem zaczęła twierdzić, że nie żyje i dlatego nie może już umrzeć w sposób naturalny, czyli, paradoksalnie, że będzie żyć wiecznie. Panna X prosiła o spalenie żywcem. Podejmowała też próby samobójcze, które były nieskuteczne. Urojenie nieistnienia spowodowało, że zaczęła odmawiać przyjmowania jedzenia. I to, niestety, doprowadziło ją do śmierci głodowej. Analizując przypadek Panny X Cotard zdiagnozował u niej tzw. lypemanię – melancholię życia, zaburzenie wprowadzone do systematyki chorób psychicznych przez J.-É. Esquirola. Twierdził, że występujące u Panny X objawy, w tym przekonanie o nieistnieniu, mogą wynikać z urojonej interpretacji wrażeń płynących z własnego ciała. Cotard sugerował, że różne formy urojeń nieśmiertelności mogły być kiedyś źródłem legendy o Wędrującym Żydzie (Wandering Jew). Sama legenda pojawiła się ok. XIII w. i mówiła o złorzeczącym Jezusowi w drodze krzyżowej Żydzie. Pokutą miała być wieczna wędrówka, aż do ponownego przyjścia Jezusa. Cotard, opisując przypadek Panny X, wskazał nowy typ lypemanii, charakteryzujący się lękiem melancholicznym, myślami potępienia, zachowaniami samobójczymi, niewrażliwością na ból oraz urojeniami nieistnienia i nieśmiertelności. Cotard wprowadził też pojęcie urojeń nihilistycznych. Pacjenci z tego typu urojeniami mieli wykazywać skłonność do negowania wszystkiego, w skrajnych przypadkach – jak Panna X – negowania istnienia nawet samego siebie. Opisany przez Cotarda inny przypadek melancholii u chorego z urojeniami nihilistycznymi, zgłaszającego niemożność wizualizacji twarzy swoich dzieci, nasunął mu myśl, że tego typu urojenia mogą być wtórne do utraty tzw. widzenia psychicznego, czyli tworzenia wyobrażeń obiektów bez pobudzenia zmysłów. Po przedwczesnej śmierci Cotarda na błonicę, którą zaraził się od swojej córki, pisano o nim, iż był uczonym zwracającym uwagę na paradoksy, ale kierującym się poczuciem rzeczywistości. W dowód uznania zespół objawów występujących u Panny X nazwano w 1893 r. syndromem Cotarda.


Panna X była przekonana, że nie żyje. Pan R.T. natomiast trafił do kliniki psychiatrycznej, żywiąc przekonanie, iż zamienił się w wilka. Motyw przemiany człowieka w zwierzę to zarówno zjawisko kulturowe, jak też objaw psychopatologiczny. Oba zjawiska określane są pojęciem likantropii, co dosłownie odnosi się do przemiany w wilka, ale obejmuje też przemianę w inne zwierzęta. W literaturze medycznej opisy likantropii pojawiały się już w starożytności. Marcellus Sidetes, grecki lekarz z II w., wskazywał, że jest to rodzaj melancholii, która sprawia, że osoby nią dotknięte wychodzą nocą, naśladują wilki, przebywają aż do rana nad grobowcami. Chorzy ci mają słabowity wygląd, bladą skórę, suche oczy i język, są spragnieni, a na ich ciele widoczne są owrzodzenia. Jako leczenie zalecał upust krwi aż do omdlenia, dietę, kąpiele, środki przeczyszczające, teriak. Areteusz z Kapadocji, rzymski lekarz z czasów Nerona, opisywał melancholików jako tych, którzy „niepomni na siebie, żyją życiem niższych zwierząt”. Przytaczał towarzyszące melancholii urojenia: „jednemu wydaje się, że jest wróblem, kogutem lub glinianą wazą. Niektórzy wierzą, że są ziarnem gorczycy i bez przerwy trzęsą się ze strachu, że zje ich kura”.


Nowożytny opis likantropii podał R. Burton w pracy z 1621 r. pt. Anatomy of Melancholy. Określił on likantropię jako „wycie ludzi na grobach i polach nocą, bez możliwości wyperswadowania im, że nie są wilkami”. Twierdził też, że likantropia jako choroba, mogła być źródłem legend o przemianach ludzi w wilki. Pogląd, że wilkołactwo jest możliwe pokutował do końca XVIII w., ale wraz z rozwojem psychiatrii likantropię zaczęto wyjaśniać bez uciekania się do mitycznych tłumaczeń. W systematykach chorób psychicznych z XIX wieku objaw przemiany w zwierzę pojawia się pod nazwą likantropii, zoantropii oraz innymi nazwami, jak np. melancholia metamorphosis Heinrotha. W polskiej literaturze medycznej likantropia opisywana była rzadko. B. Frydrych, pierwszy polski lekarz zajmujący się psychiatrią etatowo, w 1845 r. wydał pracę pt. „O chorobach umysłowych”. W przytoczonym podziale chorób umysłowych umieścił likantropię w grupie tzw. monomanii, czyli obłąkań jednoprzedmiotowych, będących według niego rodzajem majaczeń. O likantropii wzmiankował też A. Poradnia w „Tygodniku Lekarskim”. W jednej z prac opisał przypadek tzw. szczekania histerycznego, jako objawu histerii kobiecej. Najczęściej o likantropii pisali lekarze niemieccy i francuscy. Definiując ją jako wyobrażenie danej osoby o przemianie w zwierzę bądź byciu zwierzęciem, wiązali z urojeniami. W kulturach industrialnych, opartych na racjonalizmie, ujawnienie przez człowieka odczuwania zwierzęcej metamorfozy jest uważane za patologię. W kulturach preindustrialnych, akceptujących pierwiastki irracjonalne w życiu społecznym, likantropia może mieścić się w pojęciu normy. W latach 80. XX w. podano dwa kryteria diagnostyczne pozwalające na jej rozpoznanie. Pierwsze, to zgłaszanie przez chorego „poczucia bycia zwierzęciem”, drugie – zachowanie chorego w sposób przypominający zwierzę.


A na co cierpiała Pani B? Pani B. od kilku lat narzekała na złe samopoczucie. Zmęczenie, migreny, bóle całego ciała były jej codziennością, do której przywykła. Akceptowała nawet pojawiające się na skórze czarne, drobne punkciki, przypominające wągry. Gdy jednak pewnego ranka po wstaniu z łóżka zauważyła w niej małe, różnokolorowe drobne „sznureczki”, których pełno było także na pościeli, i poczuła intensywne swędzenie, wiedziała, że dzieje się z nią coś złego, czego nie potrafiła zrozumieć. Zrozumienia nie znalazła też u najbliższych. Gdy lekarz rozpoznał u niej chorobę psychiczną, jej życie legło w gruzach. Ale nie tylko jej. Z początkiem XXI w. lawinowo zaczęła rosnąć w USA liczba podobnych przypadków. Do lekarzy zgłaszali się zrozpaczeni pacjenci, skarżący się na męczące doznania czuciowe: „pełzanie”, „szczypanie”, lub „drapanie” skóry, pojawianie się w niej „włóknopodobnego materiału” oraz złe samopoczucie i zaburzenia pamięci. Ponieważ badania nie wykazywały przyczyn somatycznych, lekarze rozpoznawali parazytozę urojeniową. Z „psychiatryzacją” cielesnych dolegliwości nie chciała się pogodzić Marie M. Leitao, mieszkanka Kalifornii, która niepokojące objawy chorobowe zauważyła u swojego 2-letniego syna. Nie znajdując satysfakcjonującego rozpoznania, przejrzała dawną literaturę medyczną i natrafiła na artykuł z 1935 r., w którym opisano „dziwne” schorzenie – morgellons. Termin morgellons został po raz pierwszy użyty w XVII w. przez lekarza T. Browne’a na określenie choroby występującej endemicznie u małych dzieci w Langwedocji. Głównym objawem było pojawianie się na plecach włosów, czemu towarzyszył nasilony kaszel i konwulsje. Inni opisywali napady płaczu, brak apetytu, wyniszczenie oraz niewyjaśnione zmiany w skórze. Dla jednych były to robaki lub glisty, sugerujące pasożytniczą etiologię choroby. Dla innych, jak dla Browne’a, były to włosy lub szczecina. W kolejnych wiekach pojawiło się jeszcze wiele różnych opisów, lecz nie przyniosły one rozwiązania zagadki. Nazwa morgellons ostatecznie poszła w zapomnienie.


Przypomniała ją M. Leitao, wykorzystując na określenie nowej, jak sądziła, nieznanej choroby, choć nieco podobnej do tej sprzed wieków. Założona przez nią w 2002 r. organizacja zaczęła zbierać informacje o zachorowaniach. Pierwsze zgłoszenia pochodziły z Kalifornii, następne z Teksasu i Florydy, potem z pozostałych stanów. Do 2006 r. zarejestrowano 2 tys. przypadków, w 2008 było ich aż 12 tys. Niezwykłość objawów morgellons powodowała pojawienie się wielu teorii etiologicznych. Wskazywano na czynniki infekcyjne. Wśród podejrzanych patogenów była wywołująca boreliozę Borrelia burgdorferi. Twierdzono, że pojawiające się w skórze „twory” są podobne do struktur, jakie rozwijają się w długotrwałych kulturach komórkowych, zainfekowanych niektórymi wirusami. Sugerowano, że może to dawać objawy parazytozy „bez pasożytów”, czyli parazytozy urojeniowej, w której to różne odczucia wcale nie byłyby urojeniem, ale rzeczywistością. Pojawił się też wątek związku morgellons z uprawami GMO. Wobec nacisku opinii publicznej rządowe CDC w Atlancie podjęło w 2006 r. decyzję o rozpoczęciu badań naukowych, mających wyjaśnić zagadkę. Przeprowadzono badania epidemiologiczne i laboratoryjne materiału pobranego od chorych, w tym analizę włókien, jakie ponoć występowały w skórze. Opublikowane w 2012 r. wyniki badań wykazały jednak, że w ciałach pacjentów brak jest obcych organizmów, a tajemnicze włókna pochodzą z… ubrań. Niestety, Pani B. cierpiała jednak na parazytozę urojeniową. Tacy chorzy nie chcą pogodzić się rozpoznaniem choroby psychicznej i dla potwierdzenia obecności pasożytów przynoszą w pudełeczkach lekarzowi różne „twory” wyjęte ze skóry, co nazywane jest w psychiatrii „matchbox sign”. Szukając pomocy u dermatologów, oczekują licznych i potwierdzających ich przekonania badań oraz leczenia dermatologicznego. Zwykle nie chcą też podjąć leczenia psychiatrycznego, ponieważ odrzucają chorobę psychiczną jako źródło ich skórnych dolegliwości. Świat urojeń bywa przecież dla chorych tak bardzo rzeczywisty.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.




bot