Po raz kolejny minister zdrowia udowodnił, że rzuca słowa na wiatr i nie należy traktować poważnie jego deklaracji. A tych, którzy ośmielą się wytknąć mu błędy, ukarze pomówieniami i oszczerstwami.
Od początku sprawowania urzędu Mariusz Łapiński zapowiadał, że zapewni wszystkim równy dostęp do leków. Obiecywał, że stać będzie na nie również 36 proc. pacjentów, którzy odchodzili dotąd od okienka aptecznego nie zrealizowawszy recept. Cała Polska czekała zatem na efekty pracy powołanego przez niego 7-osobowego zespołu ekspertów, opracowującego nowe wykazy leków refundowanych. Liczne protesty chorych (m.in. cierpiących na cukrzycę, nowotwory i astmę) nie wróżyły ministrowi sukcesu. Mimo to nieustannie obwieszczał swoje osiągnięcia. Najważniejszym było wymuszenie na producentach i importerach leków obniżki cen od 3 do 70 procent. Dzięki temu, twierdził, pacjenci dopłacą do refundowanych leków o 20 proc. mniej, a kasom chorych zostanie w budżetach ok. 900 mln zł, czyli również ok. 20 proc. wydatków na ten cel. Sugerował, aby przeznaczyć te pieniądze na świadczenia medyczne w szpitalach.
Śląska RKCh pokusiła się o eksperyment. Korzystając z elektronicznego systemu rozliczania świadczeń medycznych RUM-START, sprawdziła na przykładzie niewielkiego, liczącego niespełna 20 tys. mieszkańców miasta Pyskowice, jak kształtowałaby się odpłatność pacjentów za leki po 10 kwietnia, gdyby nabyli je w asortymencie i ilości takiej jak w ubr.
Wybór Pyskowic nie był przypadkowy. To gmina, w której RUM działa już od 1998 r. Został wprowadzony w ramach pilotowego programu Ministerstwa Zdrowia (w dawnym województwie katowickim objął trzy gminy: oprócz Pyskowic – Chorzów i Dąbrowę Górniczą). Śląska RKCh wzięła również pod uwagę fakt, że mieszkańcy Pyskowic mają własny szpital, dużą publiczną przychodnię, prywatne zakłady opieki zdrowotnej i sześć aptek.
Grzegorz Zagórny, kierownik wydziału gospodarki lekiem śląskiej kasy podkreśla, że Pyskowice są "probierzem możliwości analizowania danych pod różnym kątem".
– Do analizy ordynacji leków można dołączyć możliwość obserwacji poruszania się ubezpieczonych po systemie. Pyskowice są w miarę reprezentatywne. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie mają kliniki, która generuje koszty związane z ordynowaniem drogich, specjalistycznych leków. Ale są recepty z klinik, w których leczą się pyskowiczanie – mówi G. Zagórny.
Symulacja wydatków pacjentów i kasy chorych została wykonana na podstawie 32 tys. recept, zrealizowanych na 42 tys. opakowań leków w ciągu trzech miesięcy 2001 roku. Chodzi o wrzesień, październik i listopad. To okres, w którym Śląska RKCh obserwuje zawsze nieznaczny wzrost refundacji po wakacyjnej przerwie. Największe wydatki dotyczą jednak zwykle stycznia i marca, kiedy zwiększa się zachorowalność.
Uczestnicy pyskowickiego eksperymentu w miejsce starych cen wstawili obowiązujące od 10 kwietnia. Praca była o tyle niewdzięczna, że każdą pozycję musieli wprowadzać oddzielnie. Wyniki zaskoczyły wszystkich, a najbardziej – ministra Mariusza Łapińskiego, który nie omieszkał ich natychmiast skrytykować, odżegnując od czci i wiary autorów wyliczeń.
Kasa wyliczyła, że pacjenci nie zatrzymają w portfelach 20 proc. wydatków na leki refundowane, ale będą musieli jeszcze dopłacić – średnio 7,71 proc. Kasa może natomiast liczyć co najwyżej na 11,2 proc. oszczędności. W ostatecznym rozrachunku zyskać może jeszcze mniej, ponieważ z list refundacyjnych wykreślono ok. 380 pozycji i można przypuszczać, że pacjenci, nie chcąc pokrywać ich pełnych kosztów, przerzucą się na inne farmaceutyki. Na barki kasy spadnie również obowiązek wydatkowania wyższych kwot na leki, których do tej pory nie można było kupić na ryczałt. Chodzi m.in. o statyny i cyklosporynę.
Na tym nie koniec rewelacji. Analiza dotycząca 15 najbardziej "chodliwych" preparatów (w pierwszej trójce znalazły się: Metocard tabl. 50 mg, Tertensif SR tabl. o przedłużonym uwalnianiu (1,5 mg) i Pernazinum (0,025 g) wykazuje, że w ich przypadku odpłatność pacjenta wzrośnie o 19,46 proc. Jeszcze gorzej przedstawiają się wyniki analizy 15 preparatów zestawionych według największej kwoty refundacji. W tym wypadku opłata pacjenta ma wzrosnąć nawet o 57,5 proc. Na tej liście znalazły się m.in. Mixtard 30 HM Penfill, zawiesina do wstrzykiwań 100 j.m./ml, Diphereline S.R. 3,75 liof. i rozpuszczalna do sporządzenia zawiesiny o przedłużonym uwalnianiu do wstrzyknięć domięśniowych 3,75 mg oraz Humulin M3 (30/70), insulina (100 j.m./1 ml).
Jako pierwszych o wynikach tej symulacji dyrektor śląskiej kasy Andrzej Sośnierz poinformował 6 kwietnia lekarzy uczestniczących w okręgowym zjeździe w Katowicach. Kilka dni później informacja przedostała się do mediów za sprawą jednego z regionalnych dzienników. Na głowę dyrektora Sośnierza i jego współpracowników posypały się gromy. Zostali oskarżeni o podawanie nieprawdziwych danych. Minister Łapiński stwierdził, że nie ma za grosz zaufania do wyliczeń kasy, która wielokrotnie podawała niewiarygodne dane. Powołał się m.in. na nieprawdziwą, jego zdaniem, informację o liczbie ubezpieczonych w Śląskiej RKCh. Nie wiadomo, na jakiej podstawie tak twierdzi, skoro NSA nie rozstrzygnął jeszcze, czyje dane na temat liczby ubezpieczonych są bardziej wiarygodne: kasy czy UNUZ-u.
Andrzej Sośnierz wydaje się już wyraźnie zmęczony ciągłymi utarczkami z Mariuszem Łapińskim. Nie może jednak zrozumieć, skąd w ministrze tyle niechęci do rozwiązań zastosowanych w śląskiej kasie. Dziwi się, że symulacja, którą wykonali jego pracownicy, tak bardzo poruszyła szefów resortu zdrowia. – Nie przeprowadziliśmy tej analizy po to, by podważyć wyliczenia ministra – podkreśla. – Chodziło nam wyłącznie o oszacowanie, na jakie wydatki powinniśmy się przygotować.
Własną symulację przeprowadziła również Zachodniopomorska RKCh. Pod uwagę wzięła recepty trafiające od 1,5 mln ubezpieczonych do wszystkich aptek działających na jej terenie. Skupiła się na 102 najdroższych preparatach, które pochłaniają 70 proc. kosztów refundacji. Nie było jednak jej celem zdobycie informacji, jak będzie wyglądała odpłatność pacjentów za leki, ale – jak zmieni się wysokość refundacji kasy. Wyniki nie odbiegają od wyliczeń śląskiej kasy. Specjaliści z zachodniopomorskiej wyliczyli, że zaoszczędzą ok. 10 proc. środków.
Rację mieli więc farmaceuci i lekarze, którzy już od kilku tygodni przestrzegali, że pacjenci stracą na nowych listach refundacyjnych. Podawali zresztą konkretne przykłady. Ale na każdy taki sygnał minister reagował w ten sam sposób. Nazywał ich lobbystami, dbającymi wyłącznie o interesy własne lub firm, które reprezentują. Lobby to ulubione słowo pana ministra. Jego zdaniem w Polsce bardzo silne było do tej pory lobby farmaceutyczne, aptekarskie i lekarskie. Tylko on występuje w obronie pokrzywdzonych pacjentów. Chciał ich do siebie przekonać, więc ich omamił. Dziś widać, że nie wywiązał się z obietnic. I wcale nie zamierza za to nikogo przepraszać.