Trudno wymyślić bardziej niekorzystny moment rozpoczęcia pracy w Narodowym Funduszu Zdrowia niż ten, w którym przyszło mi objąć stery tej instytucji. Wynika to z rocznego rytmu pracy Funduszu. Bo początek września to czas, w którym należy opublikować zasady kontraktowania na cały następny rok, co z kolei pozwala ogłosić konkursy poszczególnym oddziałom wojewódzkim. A opóźnienie tego procesu może mieć bardzo niebezpieczne następstwa dla rytmiczności świadczenia usług medycznych.
Tak więc wchodząc do Funduszu zastałem już wszystko poukładane na cały następny rok. Ustalony był też już sposób przekazania pieniędzy na podwyżki, zresztą niezgodny z zapisami ustawowymi. Ustalone były zasady kontraktowania. Zdecydowano również, że konkurs obsługiwać będzie już tylko jedna firma komputerowa. I w ten oto sposób miałem stać się bezwolnym wykonawcą wszystkiego, co już wcześniej zaplanowano, ponosząc pełną odpowiedzialność za realizację owych planów, a jednocześnie nie mając na nic wpływu. Wydaje się, że nie spodziewano się chyba, iż odważę się cokolwiek w tej układance naruszyć, właśnie ze względu na bardzo napięty terminarz całego procesu kontraktowania. Wprawdzie nie bez wahania, ale jednak się zdecydowałem.
W ciągu jednego dnia zmieniłem zasady realizacji ustawy "podwyżkowej" – w ten sposób, że świadczeniodawca będzie otrzymywał jednoznacznie określoną kwotę, i to o dwa tygodnie szybciej niż przewidywało poprzednie uregulowanie. Udało mi się również rozbić monopol na informatyczną obsługę konkursu. Już po tygodniu opublikowałem zasady kontraktowania na rok przyszły, ale w tym obszarze nie udało mi się już wiele zmienić.
Od kilku lat silnie kontestuję sposób kontraktowania świadczeń zdrowotnych, który nie dość, że jest w dużym stopniu uznaniowy, to w konsekwencji prowadzi do zafałszowywania sprawozdawczości medycznej. Niestety, w ciągu kilku dni nie sposób było w znaczący sposób zmienić przygotowane już wcześniej zasady. Znalazłem się w klasycznej sytuacji między młotem a kowadłem. Jeśli zacząłbym pracować nad zmianą zasad kontraktowania, to ta praca musiałaby potrwać co najmniej kilka tygodni. Takie opóźnienie opublikowania wytycznych do materiałów konkursowych spowodowałoby zaś zawalenie się całego procesu kontraktowania na rok przyszły, co z kolei mogłoby się stać przyczyną ogromnej zawieruchy. A przyjęcie zasad opracowanych przez poprzednią ekipę może powodować, że będę identyfikowany z tym wszystkim, co tak jednoznacznie poprzednio krytykowałem. Dla dobra stabilności systemu – z ciężkim sercem – zdecydowałem się jednak na to drugie rozwiązanie. Mam nadzieję, że uwierzycie Państwo, iż nie było innego wyjścia.
Od października rozpoczynają się już prace nad nowymi zasadami, które obowiązywać będą, niestety, dopiero od 2008 r. Mam nadzieję, że już późną wiosną zasady te będą znane i będą dobrym sygnałem pokazującym kierunek zmian. Chciałbym przede wszystkim zmniejszyć liczbę jednostek kontraktowych, złagodzić niektóre – zbyt wyśrubowane – wymagania, uprościć sprawozdawczość.
Moje pierwsze wrażenia z pracy w Funduszu? Ogromne zaskoczenie, że ta firma jest tak źle zorganizowana. Niejasne, rozmyte kompetencje, niedoregulowane drogi przepływu korespondencji i spraw oraz dominująca nad wszystkim (także ponad prawem) wola Prezesa. Przyznam, że się tego nie spodziewałem. Stąd płynie pilna potrzeba zmiany organizacji firmy poprzez zmianę jej statutu. Nowy statut został już przygotowany, mam nadzieję, że procedura jego zatwierdzania nie potrwa zbyt długo.
W pierwszym tygodniu mojej pracy został mi przedłożony do podpisania wniosek do Ministra Zdrowia o wyrażenie zgody na zakup 20 samochodów. Samochody w Funduszu mają już rzeczywiście znaczne przebiegi: od 300 do 400 tysięcy kilometrów. Wniosku jednak – mimo że uzasadniony – nie podpisałem. Wyobraziłem sobie, jaką radość miałyby media zawiadamiając, że jedną z pierwszych decyzji nowego prezesa NFZ był wniosek o zakup nowych samochodów, a obok – niby przypadkiem – byłby artykuł, że właśnie zabrakło pieniędzy na sfinansowanie jakiejś drogiej terapii dla ciężko chorego dziecka. Oj, niezły byłby festiwal! Zamiast samochodów zafundowałem Funduszowi dzwonek do drzwi wejściowych, bo jak dawniej lubię pracować nocą, a trudno mi było dobudzić ochroniarzy głośnym stukaniem w szybę.
Zająłem się także sprawami kadrowymi. Bo tak mi się jakoś wydaje, że dobrze byłoby, aby w instytucji zajmującej się finansowaniem świadczeń opieki zdrowotnej pracowali fachowcy, choć trochę otrzaskani z tym tematem. Niekoniecznie natomiast z doświadczeniem zdobytym na polach walk Kambodży, Saharze Zachodniej czy w Kuwejcie. Na polu walki o lepszą służbę zdrowia nie wydaje się ono niezbędne.