Polska przestrzeń publiczna w ostatnich miesiącach wypełniona była przedwyborczym festynem obietnic i licytacji. Wydawać by się mogło, że to doskonały czas na zwrócenie uwagi polityków, mediów i opinii publicznej na istotne priorytety zdrowotne, które pozostają nie rozwiązane oraz okazja do podjęcia merytorycznej dyskusji nad możliwymi rozwiązaniami.
Okazuje się jednak, że po raz kolejny zdrowie Polaków pozostało poza listą spraw pilnych i społecznie istotnych. Co prawda obie partie walczące o przywództwo w polskiej polityce coś tam o zdrowiu wspominały, ale w rzeczywistości chodziło tylko o pozorowanie zainteresowania i przyciągnięcie uwagi cennych (chwilowo) grup wyborców.
Umówmy się, obietnice bezpłatnych leków dla pacjentów powyżej 75. roku życia to zagranie czysto wyborcze, ale niestety niosące bardzo niewielką korzyść zdrowotną dla społeczeństwa. Zapowiedzi o odejściu od systemu ubezpieczeniowego do finansowania opieki zdrowotnej bezpośrednio z budżetu, to z kolei bomba polityczna potencjalnie wielkiego rażenia. Nie wiadomo jednak, dlaczego w ogóle taki pomysł miałby być rozpatrywany, jaką korzyść miałby przynieść i na podstawie jakich założeń został w ogóle przygotowany.
Refleksja, która się narzuca, dotyczy poziomu debaty społecznej wokół kwestii zdrowotnych. To, że politycy w przedwyborczej gorączce doznają chwilowej, często nieużytecznej, iluminacji – to jedno. Czym innym natomiast jest to, że szeroko pojęte środowisko związane ze służbą zdrowia w Polsce właściwie nie przedstawia propozycji rozwiązania piętrzących się problemów systemowych.
Oportunistyczne zagranie ze strony pielęgniarek nakierowane na odchodzącą ekipę rządową jest chyba jedynym przykładem w miarę skutecznej strategii zrealizowanej przez konkretną grupę interesariuszy systemu w okresie przedwyborczym. Zadziałał tu mechanizm silnej presji w stylu „górników”, który został wykorzystany do zaadresowania konkretnych roszczeń finansowych. Czy dodatkowe środki finansowe „wydarte” z budżetu zatrzymają jednak exodus polskich pielęgniarek? To raczej mocno wątpliwe.
Jednym z najważniejszych problemów w polskim systemie opieki zdrowotnej jest bardzo ograniczony dostęp polskich pacjentów do nowoczesnych standardów leczenia. W okresie przedwyborczym pojawiły się sondaże i opracowania, zlecone przez związek firm farmaceutycznych INFARMA, opisujące to istotne wyzwanie. INFARMA stworzyła nawet mikrokampanię pod hasłem „Głosuję na Zdrowie”. Cóż z tego, skoro nigdzie nie pojawiła się choćby wstępna propozycja w jaki sposób temat ograniczonego dostępu do innowacji mógłby być skutecznie zaadresowany. Warto oczywiście mówić o problemach, ale jeszcze bardziej istotna jest rozmowa o rozwiązaniach i trudno oczekiwać, że będą one proponowane wyłącznie przez polityków.
Zaczyna się właśnie zupełnie nowy rozdział w polskiej polityce, wkrótce pojawi się całkowicie nowa ekipa rządowa. To czas, kiedy pacjenci, środowisko medyczne, czy branża farmaceutyczna i medyczna mają szansę zaproponować konkretne rozwiązania istotnych problemów. Jeśli jednak ich działania po raz kolejny ograniczą się wyłącznie do rozmowy o problemach, istnieje duże ryzyko, że za cztery lata wciąż będziemy narzekać i czekać na kolejne przedwyborcze obietnice bez pokrycia.