Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 26–33/2019
z 18 kwietnia 2019 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Przychodzi pacjent do szpitala, a szpital… też chory

Małgorzata Solecka

W Sosnowcu na izbie przyjęć po dziewięciu godzinach oczekiwania na
pomoc umiera 39-letni mężczyzna. W Zawierciu na SOR dwudziestolatka w ciąży, prawdopodobnie z udarem, nie dostaje na czas pomocy, jej stan się drastycznie pogarsza. W Dąbrowie Górniczej, znów na izbie przyjęć, pacjentka traci przytomność – reagują i pomagają jej inni pacjenci. Wszystko na przestrzeni kilku dni. Czy pacjenci mogą czuć się bezpieczni?


Mówiąc szczerze – nie powinni. I wcale nie dlatego, że w szpitalach pracują „konowały”, „lenie”, ba – nawet „mordercy”, a rządzi w nich „znieczulica” i „pazerność” (określenia zaczerpnięte od internautów, którzy pod materiałami dotyczącymi niepożądanych zdarzeń w szpitalach zostawili setki komentarzy). System ochrony zdrowia, oparty na patologiach – patologicznie niskim finansowaniu, patologicznie małych zasobach kadrowych, patologicznie dużym obciążeniu pracą – nie może gwarantować bezpieczeństwa. Większość, na szczęście, tego nie odczuwa. Jeszcze.

W Sosnowcu, Zawierciu i Dąbrowie Górniczej doszło do błędów ludzkich. Kontrole, zarządzone przez NFZ i Ministerstwo Zdrowia, zapewne pozwolą ustalić „winnych” – zaniedbania, niedopatrzenia, przeoczenia, braku właściwej decyzji. I co to zmieni? – W całym cywilizowanym świecie doskonali się rozwiązania systemowe, tak aby zapobiegały błędom ludzkim albo minimalizowały ich skutki – mówi Jacek Górny, prezes Porozumienia Lekarzy Medycyny Ratunkowej. Tymczasem polskie rozwiązania systemowe stwarzają wręcz cieplarniane warunki do powielania starych błędów i pojawiania się nowych.

Po tragediach, które miały miejsce na Śląsku, pod ostrzałem opinii publicznej znalazły się przede wszystkim szpitalne oddziały ratunkowe. Powstał nawet poradnik „Jak przeżyć na SOR?”. Autor – Piotr Piotrowski („Fundacja 1 czerwca”, mocno zaangażowany w obronę praw pacjentów) stawia tezę, że szpitalne oddziały ratunkowe to prawdziwe pole walki, wręcz wojna. Pretekstem jest Triage, system segregacji pacjentów ze względu na stan zdrowia (i możliwy czas oczekiwania na pomoc). Zapewne w dobrej wierze Piotrowski rekomenduje pacjentom, by na SOR stawiali się zawsze w towarzystwie bliskiej osoby, by – jeśli dolega im coś poważnego – nie dali się pochopnie „pokolorować” na zielono czy niebiesko, bo oznacza to wielogodzinne oczekiwanie, by nie dawali o sobie zapomnieć lekarzowi (lekarz na SOR to „towar deficytowy” – przyznaje Piotrowski) i pielęgniarkom lub ratownikom, dopytując się o wyniki badań i kolejne etapy postępowania. By, wreszcie, jeśli mają problemy z zapamiętaniem, co lekarz mówi, nie wahali się nagrywać. Na polu bitwy wszystkie chwyty są dozwolone, a pacjent walczy o życie.

Poradnik powstał w dobrej wierze, ale autor chyba nie do końca przewidział, jak zostanie wykorzystany. „Jak nie dać się zabić na SOR?” – to tylko jeden z tytułów, pod jakim media zaczęły udostępniać oraz nagłaśniać i tak gorący tekst, prowokujący tysiące udostępnień i komentarzy. W większości, mówiąc oględnie, nieprzychylnych pracującym na SOR lekarzom i – szerzej – personelowi medycznemu.

Sami lekarze nie mają wątpliwości, że ich środowisko, po raz kolejny, nie tylko znalazło się na cenzurowanym, ale jest obarczane pełną odpowiedzialnością za niepożądane zdarzenia, do których doszło. Tymczasem, zwracają uwagę, problem ani się nie zaczyna od błędu ludzkiego, ani się do niego nie ogranicza. Przykład? Na izbach przyjęć w szpitalach często nie ma lekarza dyżurnego. Lekarze przychodzą na izbę z oddziałów, zostawiając swoich pacjentów, często jedynie po to, by dopełnić formalności – zlecić badania (tak było w Sosnowcu), zdecydować o przyjęciu na oddział. Pod warunkiem oczywiście, że na tym oddziale są miejsca. Pacjent, który trafi na izbę przyjęć (a akurat na Śląsku zdecydowana większość szpitali ma izby przyjęć, szpitalne oddziały ratunkowe można policzyć na palcach, mimo ogromnej liczby placówek w regionie), nie ma szans na interdyscyplinarną diagnozę stanu zdrowia i na pewno nie na wdrożenie leczenia. To może się rozpocząć dopiero na oddziale (jeśli pacjent zostanie przyjęty).

Szpitalne oddziały ratunkowe mają z kolei inne problemy. Po pierwsze, jak zwracają uwagę eksperci, od lat trwa na nich prowizorka. Docelowo na SOR-ach mieli pracować specjaliści medycyny ratunkowej. Tych, w stosunku do potrzeb, jest jak na lekarstwo – około tysiąca, nawet trzy razy mniej niż powinniśmy mieć, by zabezpieczyć wszystkie potrzeby. Do tego w systemie pracuje zaledwie połowa! SOR-y muszą więc zatrudniać innych lekarzy, tak zwanych lekarzy systemu. – Jednak żadna specjalizacja, poza medycyną ratunkową i do pewnego stopnia anestezjologią nie przygotowuje lekarza do zajmowania się pacjentem interdyscyplinarnym, który potrzebuje równoczesnego zabezpieczenia kilku problemów klinicznych – uważa Jacek Górny. Tymczasem na SOR-ach można spotkać pediatrów, chirurgów, ortopedów, internistów. Dyżurują również, choć – przynajmniej formalnie – nie samodzielnie, lekarze w trakcie specjalizacji. Formalnie, bo faktycznie niejednokrotnie są to dyżury bez nadzoru lekarza systemu.

Dopięcie grafików dyżurów na oddziale ratunkowym to prawdziwa sztuka, a gdy któremuś z wyznaczonych lekarzy coś stanie na przeszkodzie, by stawić się w pracy (choroba, zdarzenie losowe etc.) – prawdziwy dramat dla ordynatorów, którzy w takiej sytuacji najczęściej sami są zmuszeni wziąć dodatkowy dyżur. Nawet stosunkowo wysokie stawki godzinowe, jakie szpitale płacą za dyżury na oddziałach ratunkowych przestają lekarzy kusić. Pod koniec marca brak możliwości zapewnienia pracy SOR w kilka kwietniowych dni ogłosił Radomski Szpital Specjalistyczny. Powód to brak chętnych na dyżury z powodu przeciążenia obowiązkami. Dogodnie położony w centrum miasta szpital jest masowo wybierany przez pacjentów. W Radomiu dyżury pełni jeszcze szpital na Józefowie, który jednak pacjenci wybierają mniej chętnie.

Trudności z wypełnieniem grafików powodują, że – jak można usłyszeć nieoficjalnie – do pracy na SOR przyjmuje się dosłownie wszystkich chętnych, jeśli tylko spełniają kryteria formalne. Nawet jeśli za lekarzem ciągną się negatywne opinie dotyczące tzw. kompetencji miękkich (stosunek do pacjentów, umiejętności komunikacyjne, kultura osobista), jak i fachowości. – Gdy nie ma nikogo, na końcu i tak liczy się pieczątka – można usłyszeć od zdesperowanego dyrektora szpitala. Zwłaszcza że gdy powstawała sieć szpitali, utrzymanie szpitala w pełnej gotowości 24/7 było dla placówki „być albo nie być”.

Oblężenie SOR-ów, na które trafiają pacjenci, których stan zdrowia nie uzasadnia szukania pomocy w oddziale ratunkowym, wcale się nie zmniejszyło. Poradnie nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, które zaczęły funkcjonować przy szpitalach, problemu nie rozwiązują, bo – zgodnie z przewidywaniami ekspertów – pacjenci i tak najpierw zgłaszają się na SOR, potem są odsyłani do poradni i często z niej wracają (np. jeśli lekarz stwierdzi, że nie może udzielić pomocy bez dodatkowej diagnostyki, którą poradnie nie dysponują). Jak duża jest skala problemu? Siedem lat temu Najwyższa Izba Kontroli alarmowała, że w poszczególnych SOR-ach odsetek „niezasadnych” pacjentów wynosi od 30 do nawet 80 procent. Jak zmieniła się sytuacja od 2012 roku? W ubiegłym roku NIK miała dokonać ponownej kontroli systemu ratownictwa medycznego, również z częścią szpitalną, ale od tych planów odstąpiła. Świeżych danych więc nie ma i na razie nie będzie, ale lekarze pracujący na SOR-ach oceniają, że dużej zmiany nie ma.

Pacjentów jest o wiele za dużo, a zmniejszyła się – i to bezpośredni skutek wprowadzenia sieci szpitali – przepustowość oddziałów. Część pacjentów SOR wymaga hospitalizacji. Problem polega na tym, że znalezienie wolnego miejsca dla pacjenta graniczy z cudem. Powód jest banalny – ryczałtowe finansowanie, które wyklucza zapłatę za większość nadwykonań. Na wszystkich konferencjach poświęconych sieci szpitali przedstawiciele płatnika chwalą się, że zlikwidowała ona problem nadwykonań. I zawsze słyszą tę samą ripostę ze strony dyrektorów szpitali: nadwykonania pozostały. Zniknęła wyłącznie zapłata za nie. Szpitale przecież doskonale wiedzą, ilu pacjentów przyjąć, by zmieścić się w optymalnych widełkach, gwarantujących uzyskanie 100 proc. finansowania w następnym okresie rozliczeniowym.

A ponieważ dodatkowo szpitale zaczynają likwidować łóżka – to skutek wprowadzenia rozporządzenia dotyczącego norm zatrudnienia pielęgniarek – umieszczenie pacjenta SOR na oddziale trwa. Dyżurni lekarze zaczynają coraz częściej obdzwaniać sąsiednie placówki. I tam również słyszą odmowę. – Zajęte wszystkie łóżka, krzesła, pacjenci siedzą na kozetkach, na wózkach. Kwestią czasu jest, kiedy zaczniemy ich kłaść w dyżurkach – mówi z przekąsem jeden z lekarzy pracujących na oddziale ratunkowym.

Część pacjentów na SOR zgłasza się do oddziałów ratunkowych na własną rękę (na przykład z drobnymi urazami, skaleczeniami czy błahymi dolegliwościami), część kierują lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. – Często w jak najlepszej wierze, wiedząc, że inaczej czeka ich wielomiesięczne oczekiwanie w kolejkach do diagnostyki i konsultacji specjalistycznych – mówi Jacek Górny. Nie wszyscy lekarze pracujący na oddziałach ratunkowych są tak wyrozumiali. Wielu wskazuje, że odesłanie na SOR (czy szerzej, do szpitala) to próba szukania oszczędności. I przywołują doświadczenia brytyjskie. Tam GP*, którego pacjenci rzadko zgłaszają się do oddziałów nagłej pomocy, otrzymuje premię. W Polsce lekarz POZ, który przeprowadza pacjentom pełną diagnostykę, traci finansowo.

Na funkcjonowaniu SOR permanentnie tracą zaś szpitale. Ryczałt, płacony przez NFZ, pokrywa – według różnych danych – od 40 do 60 proc. kosztów oddziału. I mimo że nominalnie kwota ryczałtu na przestrzeni ostatnich lat znacząco wzrosła, koszty wzrosły jeszcze szybciej. Jak zwykle w realiach polskiej ochrony zdrowia, nawet jeśli analiza problemu nie zaczyna się od pieniędzy, nieuchronnie na pieniądzach, a raczej ich niedostatku, się kończy.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Dobra polisa na życie — na co zwrócić uwagę?

Ubezpieczenie na życie to zabezpieczenie finansowe w trudnych chwilach. Zapewnia wsparcie w przypadku nieszczęśliwego wypadku lub śmierci ubezpieczonego. Aby polisa dobrze spełniała swoją funkcję i gwarantowała pomoc, niezbędne jest gruntowne sprawdzenie jej warunków. Jeśli chcesz wiedzieć, na czym dokładnie powinieneś się skupić — przeczytaj ten tekst!




bot