W życiu codziennym, kiedy pojawia się jakiś problem, zazwyczaj próbujemy go rozwiązywać. Doświadczenie życiowe uczy, że rzeczywiście ważne problemy same się nie rozwiązują i odwlekanie ich w czasie niczego dobrego nie przynosi. Są oczywiście wyjątki, ale dotyczy to spraw mało ważnych, które rzeczywiście po jakimś czasie znikają, ale to świadczy tylko o tym, że problemy te albo tak naprawdę nie istniały, albo były bardziej wydumane niż rzeczywiste. W polityce jest podobnie. Mało ważne sprawy najczęściej same się rozwiązują, ale rzeczywiście ważne problemy wymagają decyzji i rozwiązania – i to jak najszybszego, ponieważ w krótkim czasie potrafią one urosnąć do wielkich rozmiarów. Odnoszę wrażenie, że w obszarze ochrony zdrowia politycy wszystkie problemy usiłują po prostu przeczekać. Tak było onegdaj z lekarzami rodzinnymi, którzy ignorowani przez ministra stopniowo rośli w siłę i utworzyli organizację, która w końcu zaczęła trząść całym państwem. Dopiero wtedy politycy na serio zabrali się do rozwiązania problemu, którego dotyczył ich protest. Ale było już za późno. Organizacja lekarzy rodzinnych tak urosła w siłę, że do tej pory sama groźba ich protestu budzi olbrzymie zaniepokojenie rządzących. Nie wyciągając żadnych wniosków z „dokonań” poprzedników, całkiem niedawno minister zdrowia próbował zignorować protest lekarzy rezydentów i niestety historia się powtórzyła. Lekceważeni rezydenci zbudowali silną organizację, która zmusiła rząd do kapitulacji i podpisania naprędce porozumień niekorzystnych dla systemu ochrony zdrowia. I w taki oto sposób, nie reagując na czas, rządzący budują siłę nowych organizacji, które później stopniowo coraz bardziej stają się silnymi organizacjami lobbystycznymi, czasem działającymi wbrew interesowi państwa i systemu ochrony zdrowia. Ale ich powstanie i siła są wynikiem błędów popełnianych przez rządzących, którzy nie dostrzegają prawdziwych zagrożeń lub grają na przeczekanie. Tak swego czasu zbudowano siłę związku zawodowego anestezjologów, a teraz buduje się siła ratowników medycznych i techników farmaceutycznych. Ale dzieje się tak nie tylko w obszarze funkcjonowania grup zawodowych. Wszyscy pamiętamy protest niepełnosprawnych i ich rodziców. Po buńczucznych pohukiwaniach w końcu rząd podpisał porozumienie, w którym obiecał więcej niż mógł i stworzył systemowy, realnie nierozwiązywalny, problem w dostępie do świadczeń rehabilitacyjnych. Jak widać, w sferze polityki nauka jednak idzie w las. Zbliżają się wybory. Ugrupowania polityczne przygotowują swoje propozycje programowe również dla obszaru ochrony zdrowia. Jednak, jak na razie, nie widać większej obfitości jakichś oryginalnych pomysłów. Niestety, po raz kolejny ugrupowania prześcigają się w obietnicach, niepomne tego, że potem przychodzi płacić ogromną cenę za niefrasobliwie wypowiedziane słowa. W ostatnich latach znacznie wzrosły nakłady finansowe na ochronę zdrowia – w dużym stopniu dzięki temu, że udało się wbrew wcześniejszym zapowiedziom utrzymać system ubezpieczeniowy. Ale jeśli próbować wyliczyć, co za te zwiększone nakłady uzyskano, to bilans nie wygląda już tak dobrze. Gros tych zwiększonych nakładów finansowych pochłonęły podwyżki płac, ponadto udało się rozwiązać problem dostępu do operacyjnego leczenia zaćmy i dużych stawów, ale to koniec listy rzeczywistych sukcesów. Problemy pacjentów w poruszaniu się w skomplikowanym, nieklarownym systemie polskiej ochrony zdrowia narastają lawinowo. Już nikt, nawet lekarze, nie wie, jak to wszystko działa, co się komu należy, jak zorganizować ruch pacjenta w systemie. No cóż, obyśmy po kolejnych wyborach jeszcze lepiej i sensowniej wydali kolejne duże pieniądze, na które zdaje się możemy liczyć.