Mimo iż należałem do krytyków ustawy o sieci, muszę przyznać, że i mnie zaskoczyła skala jej krytyki w toku kilku dyskusji, w których miałem okazję ostatnio uczestniczyć w sejmie, jak również podczas podsumowania roku funkcjonowania tej ustawy, które miało miejsce podczas konferencji „Priorytety w Ochronie Zdrowia – 2019”, którą zorganizowała redakcja periodyku „Menadżer Zdrowia”. Krytykowano konsekwencje wprowadzenia tej ustawy na spotkaniu szpitali powiatowych. Podobnie się działo podczas spotkania szpitali wojewódzkich, a na wspomnianej konferencji słowa krytyki padły z ust wcześniejszych jej zwolenników. Wygląda na to, że nikt lub prawie nikt nie jest zadowolony z efektów wprowadzenia tej ustawy. Rodzi się więc pytanie, po co w ogóle było brać się do tego trudnego i tak niewdzięcznego przedsięwzięcia, które nie przyniosło żadnych pozytywnych efektów dla funkcjonowania systemu ochrony zdrowia. Są wprawdzie pojedyncze szpitale, które wyrażają pozytywną opinię, ale systemowo było to przedsięwzięcie jałowe.
Przyznam, że nie rozumiem również reakcji urzędników administracji ochrony zdrowia (ministerstwo, NFZ), którzy w obliczu takiej krytyki zamiast zadeklarować, że rozpoczną dyskusję o jakichś modyfikacjach lub zmianach ustawy, bezprzytomnie w pełni ją popierają. Przecież już w tej chwili jest oczywiste, że ustawa o sieci będzie musiała być zmieniona, po co więc zwlekać, to tylko nasili krytykę.
Z drugiej strony rozumiem, że rok wyborczy nie jest najlepszym czasem na dokonywanie większych zmian, ale skanalizowanie napięć przez dyskusję o koniecznych modyfikacjach nie byłoby błędem. Rok wyborczy skłania do zastanowienia się nad propozycjami zmian w systemie ochrony zdrowia, które mogłyby znaleźć się w programach wyborczych poszczególnych partii. Programy te dopiero się krystalizują, ale chciałbym już teraz zaproponować rozważenie kilku zmian, które z jednej strony nie są trudne do przeprowadzenia, a z drugiej strony mogą mieć duży wpływ na funkcjonowanie relacji pomiędzy świadczeniodawcami a NFZ.
Pierwsza propozycja to zniesienie konkursów i zawieranie umów ze świadczeniodawcami na czas nieokreślony. Konkursy, które coraz bardziej wzorują się na rozwiązaniach ustawy o zamówieniach publicznych, nijak nie pasują do specyfiki systemu ochrony zdrowia. Sytuacja, kiedy jest tylko jeden zamawiający, powoduje, że w przypadku odrzucenia oferty oferent całkowicie wypada z systemu. W przypadku innych zamówień jest inaczej. Jeśli np. firma budowlana przegra jeden przetarg, to ma możliwość startowania w innych przetargach i prędzej czy później pozyska jakieś zlecenie. W przypadku konkursów NFZ-owskich tak się nie dzieje, co prowadzi do konieczności zamykania niektórych placówek ochrony zdrowia. W proponowanym przeze mnie rozwiązaniu NFZ prowadziłby okresowe nabory świadczeniodawców, próbując np. wyrównywać dostęp do świadczeń, kierując się wskazaniami zweryfikowanych map potrzeb zdrowotnych, które jednak w obecnej postaci zasadniczo do tego się nie nadają.
Druga z proponowanych przeze mnie propozycji zmian to odejście od rankingowego systemu wyłaniania świadczeniodawców. Przy proponowanym przeze mnie wyżej odejściu od konkursów, ranking pełniłby funkcję pomocniczą dla komisji naborowej prowadzącej postępowanie w drodze negocjacji. Jeśliby natomiast konkursy się ostały, to odejście od rankingu na rzecz negocjacji jest jeszcze bardziej wskazane, a nawet konieczne, bo szkody, jakie wyrządziło rankingowa-nie systemowi ochrony zdrowia, są naprawdę rozległe. Sądzę, że bardzo skrótowo przedstawione w ramach tego felietonu propozycje w szczegółach będą jednak bardziej złożone, ale ziarno trzeba przecież najpierw zasiać. .