SZ nr 9–16/2020
z 20 lutego 2020 r.
Odliczanie do nowelizacji
Małgorzata Solecka
Ponad rok temu minister zdrowia otrzymał projekt zmian w ustawie o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Ministerstwo projekt „przeorało”, choć złośliwi lub tylko rozgoryczeni współautorzy powiedzą pewnie, że raczej „zaorało” i przedstawiło własny. W jakiej formie zostanie on uchwalony, przekonamy się jednak dopiero najwcześniej w marcu.
Dość nieoczekiwanie Komisja Zdrowia przychyliła się bowiem do postulatu samorządu lekarskiego, by ustawą zajęła się specjalna podkomisja. Rząd, a konkretnie Ministerstwo Zdrowia, zakładało, że ustawa wejdzie w życie z początkiem kwietnia. Tak się jednak nie stanie, a w tej chwili najwcześniejszym terminem wydaje się czerwiec – choć można usłyszeć głosy, że prace będą się przeciągać, a to, czy w ogóle wejdzie ona w życie, zależy w największym stopniu od wyników wyborów prezydenckich.
Jest bowiem pewne, że senat „przytrzyma” ustawę przez miesiąc, a następnie wniesie do niej poprawki. Jeśli prezydentem na drugą kadencję zostanie wybrany Andrzej Duda, rządowy projekt – zapewne z niewielkimi zmianami wprowadzonymi już w sejmie (podkomisją kieruje Bolesław Piecha, doświadczony parlamentarzysta i były wiceminister zdrowia, któremu nie sposób odmówić orientacji na ten temat i kompetencji do przepracowania ministerialnych propozycji).
Jeśli nie – projekt, ze wszystkimi zmianami wyczekiwanymi przez lekarzy i tymi, których środowisko nie akceptuje, przepadnie. Czego można się będzie spodziewać w następnych kilku tygodniach (przewodniczący Komisji Zdrowia Tomasz Latos wstępnie zakreślił horyzont prac na miesiąc, ale w marcu Sejm spotyka się pod koniec miesiąca, więc podkomisja ma w teorii nawet sześć tygodni na przygotowanie sprawozdania)?
Pod koniec stycznia Naczelna Rada Lekarska wydała kolejne stanowisko wobec nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Widać w nim wolę porozumienia i wyciągniętą w kierunku ministerstwa rękę. Część zapisów została oceniona pozytywnie – zgodnie zresztą z powszechnym w środowisku odbiorem wielu mniejszych zmian, ułatwiających życie lekarzom.
Co aprobuje Naczelna Rada Lekarska (a także, między innymi, Porozumienie Rezydentów OZZL)?
• Wcześniejsze ogłaszanie terminów LEK i LDEK: zgodnie z założeniami projektu terminy LEK i LDEK dyrektor CEM ma ogłaszać co najmniej na sześć miesięcy przed planowanym egzaminem. Nowelizacja wprowadza też możliwość bezpłatnego złożenia po raz drugi LEK albo LDEK w przypadku braku zaliczenia tego egzaminu w pierwszym podejściu albo nieprzystąpienia do niego.
• Udział w szkoleniach dodatkowych: w trakcie odbywania stażu podyplomowego lekarz będzie mógł przeznaczyć sześć dni na udział w dodatkowych konferencjach, kursach lub szkoleniach.
• Wniosek o odwołanie rezydentury: lekarz, który został zakwalifikowany do odbywania rezydentury i rozpoczął szkolenie specjalizacyjne, będzie mógł, bez podawania przyczyny, złożyć ponowny wniosek o odbywanie rezydentury w innej dziedzinie medycyny nie więcej niż jeden raz. Utrzymana zostanie też możliwość zmiany rezydentury ze względu na stan zdrowia (niezależnie od wykorzystania opcji „bez podawania przyczyny”).
• Regulacje dotyczące pracy w systemie zmianowym: lekarz odbywający specjalizację może pracować w systemie zmianowym, ale tylko wtedy, gdy program danej specjalizacji przewiduje pracę w takim systemie oraz lekarz odbywający szkolenie specjalizacyjne i kierownik specjalizacji, pod którego nadzorem jest lekarz, pracują na tej samej zmianie.
• Brak zgody na pełnienie samodzielnych dyżurów medycznych: lekarz odbywający szkolenie specjalizacyjne może nie zgodzić się na pełnienie samodzielnych dyżurów medycznych przez rok od rozpoczęcia szkolenia specjalizacyjnego.
• Nowelizacja przewiduje również, a samorząd lekarski popiera to rozwiązanie, że lekarze korzystający z uprawnień związanych z rodzicielstwem lub ze stanem zdrowia nie mogą być obowiązani do pracy w ramach pełnienia dyżuru medycznego w porze nocnej lub w wymiarze łącznie przekraczającym 50 proc. wymiaru czasu pracy w ramach pełnienia dyżurów.
Część nowości zyskała pozytywną ocenę samorządu, choć z istotnymi zastrzeżeniami. Prawo do odpoczynku bezpośrednio po zakończeniu pełnienia dyżuru medycznego – tylko dla rezydentów: lekarzowi, który pełni dyżur medyczny objęty programem szkolenia specjalizacyjnego w wymiarze uniemożliwiającym skorzystanie mu z prawa do co najmniej 11-godzinnego dobowego nieprzerwanego odpoczynku, przysługuje okres odpoczynku bezpośrednio po zakończeniu pełnienia dyżuru medycznego. Czas tego odpoczynku nie będzie wydłużał szkolenia specjalizacyjnego i zostanie wliczony lekarzowi do podstawowego wymiaru czasu pracy, a korzystanie z niego nie spowoduje obniżenia wynagrodzenia. Ponieważ jednak specjaliści będą rozliczani „za zejścia” na dotychczasowych zasadach, NRL zwraca uwagę na niczym nieuzasadnioną dywersyfikację charakteru pracy dwóch grup lekarzy i przysługujących w jej ramach przywilejów i obowiązków. Podobnie ambiwalentna ocena dotyczy wprowadzenia wynagrodzenia dla kierowników specjalizacji. NRL pozytywnie ocenia ten zapis, z zastrzeżeniem, że „jest ono wprowadzone na poziomie zdecydowanie niższym niż postulowany przez środowisko lekarskie i nieadekwatnym do zakresu obowiązków i odpowiedzialności kierownika specjalizacji”. Kierownik specjalizacji ma otrzymywać 500 złotych brutto za jednego specjalizanta, tysiąc złotych – jeśli jest ich więcej.
Zupełnie więc jak w komedii Stanisława Barei, projekt – z punktu widzenia środowiska lekarskiego – ma niewątpliwie swoje plusy, ale ma też minusy. I chodzi o to – jak w „Misiu” – by te plusy nie przysłoniły tych minusów.
Minusem, który według wielu lekarzy przysłania wszystkie korzyści, płynące ze zmienionych przepisów, ma być uproszczenie trybu przyznawania prawa wykonywania zawodu lekarzom spoza UE. Zdaniem Naczelnej Rady Lekarskiej wprowadzenie takich zapisów „niesie realne zagrożenie dla bezpieczeństwa pacjentów”. Jest również nieuzasadnione z punktu widzenia prawidłowości funkcjonowania polskiego systemu ochrony zdrowia. Według samorządu lekarskiego projektowane przepisy nie wskazują odpowiednich kryteriów weryfikacji faktycznej wiedzy i umiejętności lekarzy. Oznacza to, że weryfikacja przedkładanej w tym trybie przez cudzoziemców dokumentacji (w szczególności dotyczącej uzyskanej specjalizacji i doświadczenia zawodowego) będzie utrudniona albo w ogóle niemożliwa.
To oficjalnie. W kuluarowych rozmowach można usłyszeć obawy, że otwarcie rynku dla lekarzy zza wschodniej granicy „zepsuje rynek”. Czyli że stanie się to, o czym marzą eksperci i dyrektorzy szpitali: zelżeje presja płacowa, bo więcej lekarzy to mniejszy potencjał negocjacyjny ze strony już pracujących.
Bo Ministerstwo Zdrowia nie ukrywa, że wprowadzenie do projektu nowelizacji przepisów dotyczących zatrudniania cudzoziemców (w projekcie, który minister otrzymał rok temu, ta tematyka w ogóle nie była poruszona), to odpowiedź na zgłaszane przez szpitale braki kadrowe w poszczególnych obszarach medycyny. Z przeprowadzonych w 2019 roku wśród pracodawców badań wynika, że największe zapotrzebowanie (a więc największe braki) występuje w pediatrii oraz internie (po 23 proc.), anestezjologii i intensywnej terapii (21 proc.), chirurgii ogólnej (15 proc.), medycyny ratunkowej i neonatologii (po 13 proc.).
Jednak wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują, że obawy lekarzy (i nadzieje menadżerów placówek medycznych) są płonne. Ustawa, w tym kształcie, który jest, nie daje żadnej wartości dodanej cudzoziemcom, którzy chcieliby tu podjąć zatrudnienie. Oferuje, tak naprawdę, ograniczone prawo wykonywania zawodu w kraju, w którym etatowe stawki wynagrodzenia dla lekarzy są po prostu żenująco niskie, w dodatku – bez żadnych bonusów (typu dodatek na relokację, pokrycie kosztów kursów językowych etc.).
Ograniczone prawo wykonywania zawodu oferują też lekarzom spoza Unii Europejskiej choćby Niemcy, z o wiele wyższym wynagrodzeniem minimalnym dla lekarza i dodatkami socjalnymi. – Polska nie była, nie jest i nie będzie atrakcyjnym krajem emigracji zawodowej dla lekarzy, poza tymi, którzy chcieliby tu przyjechać i pracować na przykład ze względów rodzinnych – ocenia jeden z ekspertów po analizie przepisów dotyczących zatrudniania cudzoziemców.
Samorząd lekarski zwraca uwagę, że Ministerstwo Zdrowia z jednej strony chce przyciągnąć lekarzy zza wschodniej granicy, z drugiej zaś – mimo akcentowania braków kadrowych – w ustawie nie wprowadza ułatwień dla tych lekarzy, którzy w Polsce zdobyli dyplom, ale zaraz potem wyjechali. NRL wytyka to jako błąd, a nawet poważną wadę, bo tym samym lekarze, wykształceni w Polsce, którzy zdobyli doświadczenie, kwalifikacje za granicą i chcą wrócić do pracy w Polsce mają wręcz gorszą sytuację wyjściową niż cudzoziemcy spoza UE.
Determinacja Ministerstwa Zdrowia, by ustawa została uchwalona szybko, nie oznacza, że niemożliwe są jakiekolwiek zmiany w już złożonym w sejmie projekcie. Na początku lutego minister zdrowia obiecał np. przedstawicielom Porozumienia Rezydentów OZZL, że uwzględni kilka ich postulatów, których w rządowym projekcie nie ma: rezydenci, którzy w ramach specjalizacji będą dojeżdżać do szpitali powiatowych (tzw. zsyłki do powiatów) dostaną 400 złotych dodatku, a matkom-lekarkom rezydentura zostanie wydłużona o czas urlopu wypoczynkowego, do którego nabędą prawo w czasie macierzyńskiego. W innych sprawach, które chcieli przewalczyć rezydenci, ministerstwo pozostało jednak nieugięte. Czy takie pozostanie również wobec posłów?
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?