Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 27–48/2024
z 30 czerwca 2024 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Kształcenie na cenzurowanym

Małgorzata Solecka

Czym zakończy się audyt Polskiej Komisji Akredytacyjnej w szkołach wyższych, które otworzyły w ostatnim roku kierunki lekarskie, nie mając pozytywnej oceny PKA, choć pod koniec maja powiało optymizmem, że zwycięży rozsądek i dobro pacjenta. Ministerstwo Nauki chce, by lekarzy mogły kształcić tylko uczelnie akademickie.

Jeszcze w połowie maja wydawało się, że najbardziej prawdopodobny scenariusz to pogrożenie palcem, zamknięcia jednego, maksymalnie dwóch kierunków i wyciągnięcia „pomocnej dłoni” do pozostałych uczelni. Taki rozwój wypadków był tym bardziej prawdopodobny, że podczas swojego pierwszego spotkania z Komisją Zdrowia (a wcześniej – z Naczelną Radą Lekarską), w grudniu ubiegłego roku minister zdrowia Izabela Leszczyna zapewniała, że żadnego hurtowego zamykania kierunków lekarskich nie będzie, choć rząd przykłada wielką wagę do jakości kształcenia. Dowodem miało być zarządzenie audytu w podmiotach, którym były minister nauki Przemysław Czarnek taśmowo wydawał zgody na otwieranie kierunków lekarskich oraz wstrzymanie – do „maja, czerwca” – rozmów między resortami nauki i zdrowia na temat limitów miejsc na kierunkach lekarskich. To ożywiło nadzieje środowiska lekarskiego oraz przedstawicieli uczelni medycznych, zrzeszonych w KRAUM, na zatrzymanie degradacji kształcenia na kierunkach lekarskich.

Prof. Marcin Gruchała, kończący swoją misję rektor GUMed oraz przewodniczący KRAUM wielokrotnie, od stycznia do kwietnia, powtarzał deklarację, że „stare” uczelnie medyczne są w stanie zapewnić miejsca nawet dla wszystkich – mowa o ponad siedmiuset osobach – studentów kierunków lekarskich, które zostały otworzone mimo negatywnej opinii PKA. Zakładając realistyczny – choć ciągle będący do zaakceptowania – scenariusz, że taka decyzja zapadnie nie wobec wszystkich kontrolowanych, ale kilku, które mają tak duże braki – infrastrukturalne czy kadrowe – oferta uczelni akademickich wydawała się rozsądnym, pożądanym kierunkiem.

Jednak z wypowiedzi polityków widać było bardzo wyraźnie, że nikt nie pali się do wejścia na ścieżkę, która oznacza konflikt z lokalną (regionalną nawet) społecznością. Bo to, co rząd PiS „dał”, rząd demokratów ma odebrać? Tak chyba jedynie można wyjaśnić niespotykaną w ostatnich kilkunastu już latach zgodność tonu wypowiedzi posłów podkomisji stałej ds. organizacji ochrony zdrowia, która w marcu i kwietniu dwukrotnie dyskutowała o temacie kształcenia kadr lekarskich: raz przy okazji informacji ministra zdrowia na temat stanu kadr medycznych, drugi raz – podczas posiedzenia poświęconego tematowi kształcenia przeddyplomowego, głównie lekarzy i lekarzy dentystów. Posiedzenie marcowe obfitowało zresztą w zaskakujące momenty, by wymienić tylko ogłoszenie przez reprezentującego resort dyrektora Departamentu Rozwoju Kadr Medycznych, że już w najbliższych latach Polska osiągnie nadpodaż pracy, jeśli chodzi o lekarzy, zaś w nieco dalszej perspektywie będziemy wręcz mogli mówić o kilkudziesięciu tysiącach „nadprogramowych” przedstawicieli tego zawodu.

Nie wszyscy uwierzyli: posłowie, reprezentujący regiony, w których dziś występują skrajne deficyty kadr lekarskich, ale i przedstawiciele środowiska lekarskiego dopytywali o metodologię sporządzenia takiej prognozy i wskazywali, że ministerstwo nie uwzględniło bardziej zaawansowanych czynników, nie tylko takich jak sama demografia, ale również zmiany kulturowe i ekonomiczne, które sprawiają, że obecnie 30–40-letni lekarze nie są gotowi pracować w takim natężeniu jak ich starsi koledzy, nie zamierzają też pracować powyżej racjonalnego wieku emerytalnego, gdy w tej chwili normą jest, że lekarze kontynuują pracę – w różnych formach – jeszcze długo, nie tylko powyżej 65., ale i 70. roku życia.

Ministerstwo Zdrowia – co może szczególnie szokować – przedstawiło też jako sukces radykalne i gwałtowne zwiększenie liczby miejsc na kierunkach lekarskich (!) i tylko pojedynczy posłowie zwrócili uwagę na dysonans między takim stanowiskiem a przewidywaną (nawet jeśli niesłusznie) „nadpodażą” lekarzy.

Niedopracowana (padały określenia „kompromitująca”) informacja resortu to jedno, stanowiska prezentowane przez posłów – drugie. Elżbieta Polak (KO) zwracała uwagę, że w najbliższych dwóch latach będzie do wydania w ochronie zdrowia kilkanaście miliardów złotych, z czego 3 mld zł – na poprawę warunków kształcenia. – To pieniądze ważne, zwłaszcza dla nowych, młodych uczelni, bo tam potrzebne są instytuty i sprzęt. Trzeba zadbać o dobre warunki kształcenia, bo lekarz to zawód wielkiej odpowiedzialności – przekonywała, mówiąc o „wysypie” nowych uczelni, które nie mają „instytutów, nawet patomorfologii, nie mówiąc o bazie naukowej i dydaktycznej”, ale dzięki pieniądzom unijnym te braki można zniwelować, albo przynajmniej zmniejszyć. Że nie był to żaden lapsus, przekonać się można było podczas drugiego, kwietniowego, posiedzenia – podczas którego posłanka mówiła dokładnie to samo, podkreślając jeszcze mocniej wątek „dawania szansy” nowym kierunkom lekarskim. – Gdy my otwieraliśmy kierunek lekarski w Zielonej Górze, też słyszeliśmy negatywne opinie, na przykład rektorów akademickich uczelni medycznych – przypominała, dodając, że w tej chwili absolwenci z Zielonej Góry mają świetne wyniki LEK.

Wywołany niejako do tablicy prof. Marcin Gruchała przyznał, że negatywne podejście „starych” uczelni dekadę temu można uznać za błąd, ale zwrócił uwagę, że gdy podejmowano decyzje o uruchomieniu kierunków lekarskich w Zielonej Górze czy Rzeszowie, tamtejsze uniwersytety musiały spełnić bardzo ostre kryteria – takie same, jakie stawiano wszystkim uczelniom medycznym. Dlatego, w jego ocenie, nie można zestawiać tych dwóch sytuacji – bo dziś problemem jest to, że kształcenie lekarzy powierzono szkołom po kilkukrotnej liberalizacji kryteriów. Rektor GUMed ocenił, że w tej chwili praktycznie każda uczelnia może się starać o zgodę na prowadzenie tego kierunku. – Wystarczy zatrudnić dwanaście osób na umowę o pracę, w pełnym wymiarze, z dorobkiem w zakresie nauk o zdrowiu, czyli np. absolwentów AWF – dodał, dodając, że część uczelni może w całym dorobku naukowym poszczycić się dwustoma publikacjami „w zakresie nauk medycznych, z tym że większość jest w języku polskim”. – To nie jest środowisko, w którym powinni się kształcić lekarze. Apelujemy do państwa o pewien rozsądek, o przyjrzenie się tej sytuacji i dokonanie selekcji – powiedział prof. Gruchała.

Jednym z problemów jest jednak to, że nie bardzo wiadomo, kto jest właściwym adresatem takich apeli. Sprawą kształcenia przeddyplomowego lekarzy zajmowali się posłowie Komisji Zdrowia, którzy wysłuchali informacji Ministerstwa Zdrowia, jednak wielkim nieobecnym byli (przewodnicząca podkomisji, Józefa Szczurek-Żelazko, zapewniła, że zaproszenia zostały wysłane w terminie) przedstawiciele Ministerstwa Nauki oraz Polskiej Komisji Akredytacyjnej – czyli ci, którzy faktycznie są „gospodarzami” tematu. Bo, jak zwracał uwagę Damian

Patecki z Naczelnej Rady Lekarskiej, Ministerstwo Zdrowia nadzoruje już mniejszą część uczelni, prowadzących kierunki lekarskie – większość podlega resortowi nauki. – Ten dualizm powinien zniknąć, bo tak naprawdę nie wiadomo, z kim rozmawiać na tematy jakości kształcenia – stwierdził. Posłowie zaś przyznawali, że chętnie dowiedzieliby się więcej, z pierwszej ręki, nie tylko o postępach w audycie, ale przede wszystkim – o przyczynach, dla których PKA wydała aż dziesięciu uczelniom negatywne oceny.

„Świat nauki” – choć, jak podkreślał, nie ministerstwo – reprezentował na kwietniowym posiedzeniu przedstawiciel Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, dr hab. Marcin Pałys. – Zawód lekarza jest zawodem zaufania społecznego i wszystkie działania, które prowadzą do obniżenia tego zaufania, nie pomagają systemowi ochrony zdrowia, a raczej szkodzą. – Jako Rada wyraźnie mówiliśmy, że kwestia posiadania pozytywnej opinii Polskiej Komisji Akredytacyjnej jest niezbędna do tego, aby otwierać nowe kierunki lekarskie i kontynuować kształcenie na nich.

Doktor Pałys podkreślił, że „nie powinno być ustaw, które dają w drodze decyzji politycznej uprawnienia do prowadzenia kierunków lekarskich, a nie w drodze merytorycznej, opartej na ocenie jakości”, a decyzję co do losu kierunków już otwartych należy podjąć jak najszybciej, bo „trwanie w stanie niepewności utrudnia ewentualne przeniesienie studentów, a liczba osób uczestniczących w tym procesie jest coraz większa”.

– Nie potępiajmy tych uczelni, które podjęły się tego niespotykanie trudnego zadania. Trzeba zweryfikować ich możliwości i pomóc, jeśli podołają temu zadaniu – podsumował dyskusję na forum podkomisji wiceminister Marek Kos.

Przełom przyszedł w ostatnim tygodniu maja. Podczas posiedzenia sejmowej Podkomisji ds. nauki i kształcenia przedstawiciele ministerstw nauki oraz zdrowia a także przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej przekazali informacje, które można wręcz uznać – na tle wcześniejszych dyskusji – za sensacyjne. Po pierwsze, minister nauki zwrócił się do minister zdrowia o to, by nie uwzględniała przy wyznaczaniu limitów miejsc na kierunkach lekarskich szkół, które poddane są nadzwyczajnemu audytowi PKA z powodu uruchomienia kierunku bez pozytywnej oceny tejże komisji. Chociaż kontrole PKA zakończyły się w szkołach w połowie czerwca, ale kolejnych kilka tygodni zajmie domknięcie procesu kontrolnego i przedstawienie wniosków, jest oczywiste, że w kolejnym roku akademickim naboru na kierunki lekarskie na tych uczelniach nie będzie.

Po drugie, Ministerstwo Nauki chce cofnąć trzy nowelizacje ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, które w skrajny sposób zliberalizowały kryteria pozwalające na ubieganie się o zgodę na prowadzenie kierunku lekarskiego. Przepisy mają wrócić do stanu z października 2018 roku, co oznacza – w skrócie – że prawo będzie pozwalało na prowadzenie kształcenia przyszłych lekarzy tylko uczelniom akademickim.

Ministerstwo Zdrowia dołożyło do tych zapowiedzi obietnicę zmian w LEK i L-DEK (odejście od pytań z bazy, a w każdym razie znaczące ograniczenie udziału pytań z bazy w puli pytań). Wystandaryzowany ma też zostać obligatoryjny (zgodnie z nowymi standardami kształcenia) egzamin praktyczny, który będą organizować uczelnie.

Bez żadnej wątpliwości, ogłoszone pod koniec maja decyzje są ogromnym sukcesem środowiska lekarskiego, zwłaszcza samorządu oraz Porozumienia Rezydentów OZZL, które od lat ostrzegały przed konsekwencjami dewastacji kształcenia i nie oddawały pola również w ostatnim półroczu, kiedy wydawało się, że żadnego przełomu nie będzie. – Ministerstwo Nauki tworzy grunt pod umożliwienie kontynuowania kształcenia przyszłych lekarzy w szkołach, które nie mają wymaganego zaplecza dydaktycznego. Rząd Donalda Tuska w tym obszarze zamierza kontynuować politykę PiS – mówił pod koniec marca na spotkaniu z dziennikarzami prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski, informując o głosach, że te uczelnie, które już rozpoczęły kształcenie (albo wręcz dostały zgody, choć naboru jeszcze nie przeprowadziły) „zostawić w spokoju”.

Lekarze mówią bez ogródek: PKA negatywne opinie formułowała całkiem niedawno. Niektóre z obecnie kontrolowanych uczelni mają za sobą nie jedną, ale dwie kontrole PKA – obie zakończone negatywnie, a jednak ciągle mogą uczyć przyszłych lekarzy. – To tak, jakbyśmy pozwolili komuś, żeby jeździł bez prawa jazdy, bo być może w przyszłości uda mu się zdać egzamin. Wygląda na to, że rządzący chcą tym uczelniom dawać szanse aż do skutku. Sprzeciwiamy się takiemu podejściu oraz utrzymywaniu strategii, że lepszy jakiś lekarz, niż żaden.

Brak naboru na rok akademicki 2024/2025 nie spełnia postulatu lekarzy, na pewno nie wprost. Ten jest prosty: wszystkie uczelnie, które nie przejdą rzetelnego audytu i nie wykażą, że już teraz mogą kształcić (kształcą) lekarzy zgodnie z wysokimi standardami, należy pozbawić prawa do prowadzenia kierunków lekarskich zaś studentów z tych uczelni powierzyć uczelniom akademickim.

– Były minister nauki Przemysław Czarnek mówił, że państwowe uczelnie wyznaczały limity przyjęć na kierunki lekarskie, a lekarzy potrzeba więcej. Postanowił „obejść” stare uczelnie i pokazać, że lekarzy mogą kształcić inni – tłumaczył mediom Damian Patecki. Problem w tym, że to nie państwowe uczelnie wyznaczały limity przyjęć, bo pierwotną przesłanką do kształtowania ich liczby były ustalone przez rząd limity miejsc na kierunkach dziennych. Gdyby, o czym rektorzy największych uniwersytetów medycznych wielokrotnie mówili, stawka za studenta „dziennego” była wyższa i za większą ich liczbę państwo wykładałoby pieniądze, uczelnie nie musiałyby uruchamiać studiów płatnych, czy – zwłaszcza – English Division.

Z tymi pierwszymi jest już zresztą kłopot. Collegium Medicum UJ ogłosiło właśnie, że od najbliższego roku akademickiego nie będzie już uruchamiać studiów płatnych. Powody są dwa: duża liczba miejsc na kierunkach lekarskich radykalnie zmniejszyła zainteresowanie studiami na uczelni renomowanej, ale – drogiej. Drugi powód również daje do myślenia: na studiach płatnych odsetek studentów niekończących nauki jest wyraźnie wyższy, niż na studiach dziennych (i tylko część z nich zmienia studia na dzienne w ramach tej samej lub innej uczelni, pozostając na kierunku lekarskim). Damian Patecki na posiedzeniu podkomisji nawiązał zresztą do tych informacji, stawiając pytanie, jak poradzą sobie ze studiowaniem medycyny osoby, które ledwo zdały egzamin maturalny z przedmiotów kierunkowych, skoro rady nie dawali na przestrzeni ostatnich lat ci, którym zabrakło stosunkowo niewiele do dostania się na studia dzienne? Ale myliłby się ten, kto sądzi, że tylko przedstawiciele środowiska lekarskiego mają wątpliwości co do rozmachu, z jakim przystąpiono do kształcenia lekarzy. Podczas kwietniowego Kongresu Rzecznicy Zdrowia z podobnym niepokojem o jakości kształcenia wypowiadał się m.in. Waldemar Malinowski, przedstawiciel pracodawców szpitali powiatowych, który zwracał uwagę, że placówki te rzeczywiście potrzebują lekarzy, bo najbardziej odczuwają deficyt kadr medycznych, ale nie stać ich – w żadnym wymiarze – na lekarza gorzej przygotowanego do wykonywania zawodu. Jeśli dodać do tego głos organizacji pacjentów, które już w zeszłym roku z niepokojem przyjmowały zmiany w systemie kształcenia, można odnieść wrażenie, że jedynymi zainteresowanymi w utrzymaniu kursu obranego przez rządy PiS są politycy. Niezależnie od barw.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.




bot