Ponad 1300 [wg danych MZ – przyp. red.] lekarzy specjalistów i rezydentów w ramach kontynuowania akcji protestacyjnej wypowiedziało w listopadzie klauzulę opt-out. Oznacza to, że lekarze ci będą mogli pracować w swoim szpitalu do 48 godzin tygodniowo, co pozwoli średnio na dwa dyżury miesięcznie. Może to nie wystarczyć do obsadzenia wszystkich dyżurów i w efekcie będzie prowadziło do naruszenia warunków umowy z NFZ. Grupowe wypowiedzenia w poszczególnych szpitalach czy oddziałach mogą więc już wkrótce spowodować duże problemy w organizacji pracy tych placówek.
Trudno dzisiaj wyrokować, czy czekają nas poważniejsze perturbacje w funkcjonowaniu całego systemu. Będzie to przede wszystkim zależeć od krajowej skali wypowiedzeń w najbliższych miesiącach, a także od gotowości do dyżurowania lekarzy „z zewnątrz” lub zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych, których klauzula nie obejmuje. Wprawdzie organizatorzy akcji zwrócili się do nich z apelem o solidarność i ograniczanie swojego czasu zatrudnienia w trakcie protestu, ale jaka będzie reakcja, tego teraz nie wiemy. Na marginesie warto zauważyć, że nie jest możliwe łączenie umowy o pracę i umowy cywilnoprawnej u jednego pracodawcy.
Nasuwa się pytanie, czy w obecnej akcji chodzi bardziej o wywarcie skutecznego nacisku na władze celem realizacji postulatów, czy też o rzeczywiste ustalenie granic maksymalnego czasu pracy lekarzy bez względu na formę zatrudnienia i liczbę miejsc pracy.
We wspólnym stanowisku OZZL i Porozumienia Rezydentów podkreślono, że postulaty pozostają niezmienne. Najważniejszym z nich jest zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do 6,8% PKB w ciągu trzech lat.
Racjonalność tego postulatu musi budzić wątpliwości w sytuacji uchwalenia przez sejm ustawy gwarantującej coroczny wzrost wydatków na ochronę zdrowia aż do osiągnięcia 6% produktu krajowego brutto (PKB) w roku 2025. W ciągu 10 lat budżet państwa ma przeznaczyć na zdrowie dodatkowo ok. 547 mld złotych. Dzisiaj wydajemy rocznie ponad 80 mld złotych. Skala wzrostu wydatków w najbliższych latach będzie więc znaczna. Od początku transformacji, rozpoczętej ponad 27 lat temu, publiczne nakłady na ochronę zdrowia wahały się wokół 4,5% PKB. Teraz w ciągu 8 lat mamy osiągnąć 6%.
Gdyby natomiast chodziło o ustalenie granic maksymalnego czasu pracy lekarzy, to nie da się pominąć faktu, że realia z tym związane są dzisiaj bardzo skomplikowane. Limit 48 godzin tygodniowo dotyczy umowy o pracę w jednej placówce. A przecież wielu lekarzy wykonuje zawód w różnych formach prawnych i wielu miejscach oraz prowadzi praktyki lekarskie.
W tej sprawie zabrał głos Rzecznik Praw Obywatelskich, występując w październiku do ministra zdrowia o ustalenie maksymalnych norm czasu pracy gwarantujących bezpieczeństwo pacjentów i lekarzy, zapewniających m.in. minimalne okresy odpoczynku zatrudnionym w więcej niż w jednym miejscu, niezależnie od formy prawnej. Rzecznik zaproponował też przyjęcie publicznie dostępnego rejestru, gdzie ujawniane byłyby wszystkie miejsca wykonywania zawodu przez lekarza, aby lepiej monitorować sytuację.
Szybszego tempa wzrostu wydatków na zdrowie osiągnąć się nie da, ale efektem obecnego protestu mogą być w nieodległej perspektywie duże zmiany systemowe. Jakie one będą oraz czy większość lekarzy będzie z nich zadowolona tego nie wiemy. Może dojść np. do zmniejszenia wymogów w zakresie obsady lekarskiej w porze nocnej i zmiany organizacji pracy szpitali. O tym trzeba dyskutować. Dobrze byłoby, gdyby swoje propozycje przedstawił samorząd lekarski.