Mamy już lipiec, a czy ktoś z polskich lekarzy praktyków słyszał coś na temat oficjalnych zastrzeżeń FDA (Federal Drug Administration – amerykańskiej agencji rządowej zajmującej się rejestracją leków sprzedawanych w Stanach Zjednoczonychi i nadzorem nad nimi), podanych do wiadomości na początku maja br., dotyczących dwóch dość popularnych – i dostępnych w Polsce – leków przeciwgrzybiczych, jakimi są terbinafina i itraconazol?
Tymczasem oficjalny komunikat FDA (z 9 maja 2001 r.) mówił, że oba te leki w postaci doustnej lub parenteralnej nie powinny być raczej stosowane w leczeniu grzybic paznokci. Okazało się bowiem, że stosowanie itraconazolu w leczeniu grzybic paznokci było związane z „niedużym, ale rzeczywistym ryzykiem spowodowania zastoinowej niewydolności serca, a zarówno itraconazol, jak i terbinafina – podawane doustnie lub parenteralnie – powodowały uszkodzenia wątroby prowadzące nawet do śmierci pacjentów”.
Po przeprowadzeniu przez FDA dokładnej analizy poważnych działań niepożądanych (zgłoszonych w okresie od września 1992 r. do kwietnia 2001 r.) zalecono, by bezwzględnie nie stosować itraconazolu w leczeniu grzybic paznokci u osób z zastoinową niewydolnością serca (również u tych pacjentów, którzy kiedyś cierpieli na tę chorobę, a w danej chwili nie mają jej objawów).
FDA zwróciła również uwagę lekarzy na możliwość powodowania uszkodzenia wątroby (czasami nawet prowadzącego do zgonu pacjentów) w trakcie doustnego lub parenteralnego leczenia grzybicy paznokci przy użyciu terbinafiny.
Na marginesie warto chyba zwrócić uwagę, że mimo iż oba omawiane leki stosowane są także w leczeniu innych grzybic, to FDA nie wypowiedziało się negatywnie na ich temat. Wynika to po prostu z faktu, że w leczeniu grzybic o innej lokalizacji ani itraconazolu, ani terbinafiny nie stosuje się przez tak bardzo długi okres (trzy, a nawet sześć miesięcy), jak w przypadku leczenia grzybic paznokci. Zwrócić należy także uwagę, że FDA wyraźnie podkreśliło, iż wspomniane zastrzeżenia nie dotyczą miejscowego podawania terbinafiny (w postaci kremu, żelu lub płynu) w leczeniu tych grzybic.
FDA często inicjuje procedury ograniczające stosowanie lub wycofujące ze sprzedaży leki uważane dotąd na świecie za skuteczne i bezpieczne. Lekarze i farmaceuci amerykańscy są w dobrej sytuacji, bowiem komunikaty FDA szybko do nich trafiają – bądź w postaci materiałów rozpowszechnianych przez tę agencję, bądź też w postaci materiałów publikowanych na bieżąco w medycznych czasopismach fachowych. Podobnie jest w krajach Europy Zachodniej, gdzie odpowiednie agencje rządowe lub organizacje starają się na bieżąco informować o zastrzeżeniach i wątpliwościach (wynikających z nowych badań klinicznych lub monitoringu działań niepożądanych leków), jakie są związane ze stosowaniem określonych leków. W dużo gorszej sytuacji są lekarze w Polsce, gdzie producenci leków – zalewając nas reklamami nowych farmaceutyków – wcale nie są zainteresowani (dopóki ich ktoś wyraźnie do tego nie „przekona”), byśmy na bieżąco dostawali informacje mówiące, że niektóre z ich produktów nie są tak bezpieczne, jak dotąd uważano.
Gdyby ktoś – pod tym względem – przeprowadził bieżący przegląd najpopularniejszych polskich medycznych czasopism fachowych, to okazałoby się, że wszystkie wprowadzane u nas leki są „najlepsze” i że żaden z nich po pewnym czasie nie okazał się „nie tak dobry, jak uprzednio sądzono”. Jeżeli dodać jeszcze bardzo długi cykl wydawniczy większości czasopism medycznych (np. niektóre bieżące numery polskich czasopism z „current”, czyli „aktualnościami” w tytule, publikują streszczenia artykułów zagranicznych, które ukazały się w oryginale nawet przed... dwoma albo trzema laty!), to łatwo stwierdzić, że faktycznie nie mamy dostępu do najnowszych informacji, pozwalających na farmakoterapię w pełni bezpieczną, zarówno dla naszych pacjentów, jak i dla nas – lekarzy.
Sadzę, że podany opis dotyczący bezpieczeństwa stosowania terbinafiny i itraconazolu w doustnym i parenteralnym leczeniu grzybic paznokci jest dobrym przykładem ilustrującym niewłaściwą sytuację w systemie (jeśli taki w ogóle w Polsce istnieje) obiegu informacji naukowej, która powinna szybko trafiać do lekarzy praktyków.