Kiedy opadnie kurz kampanii wyborczej, Andrzej Duda będzie musiał się zmierzyć z tematem szczepień przeciwko grypie. To, co powiedział w Końskich na tydzień przed II turą wyborów nie może zostać przemilczane. Prezydent wywrócił budowany misternie od wielu lat program sezonowego zapobiegania tej chorobie.
W promowanie corocznych wkłuć od wielu lat angażowali się sumiennie lekarze od lewa do prawa – bez względu na polityczne poglądy, bo w tym wypadku nie mają one przecież żadnego znaczenia. Tak się akurat jednak składa, że wyjątkowo aktywni w tym względzie byli ostatnio politycy PiS-u. Przed kamerami publicznie ramię wyciągali m.in. ministrowie zdrowia Konstanty Radziwiłł i Łukasz Szumowski oraz ówczesny Marszałek Senatu RP Stanisław Karczewski.
Trudno sobie wyobrazić, żeby teraz, kiedy przyjdzie jesienna słota, ponownie wystąpili jak gdyby nigdy nic i wesoło publicznie się zaszczepili. Teraz to nie będzie takie łatwe, bo autorytet prezydenta rzucił ostry cień mgły na tego typu akcje. Gdyby doszło do ponownego happeningu dajmy na to z Karczewskim czy Szumowskim, złośliwi dziennikarze z komercyjnych mediów od razu zacytowaliby prezydenta i prosili o komentarz szczepiących się.
Andrzej Duda jako głowa państwa z niezwykłą mocą uderzył w promowane przez państwo szczepienia przeciwko grypie – śmiem twierdzić, że rozbił ten program w drobny pył. Nie przejęzyczył się – z premedytacją wykorzystał swoje antyszczepionkowe wyznanie do pozyskania przed wyborami serc tych, którzy w sprawie szczepień, jeśli nawet nie są zdeklarowanymi antyszczepionkowcami, to wahają się albo po prostu na wszelki wypadek nie wyciągają ręki do ukłucia. Pokazał swojakom, że jest swojakiem. O tym, że nie powiedział więcej niż chciał w trakcie gorącej wymiany argumentów w Końskich świadczy wywiad internetowy, jakiego udzielił tuż po tej debacie, a jeszcze przed drugim głosowaniem.
Pan prezydent wyznał w nim, że miał złe doświadczenia związane ze szczepionką przeciw grypie wśród swoich kolegów, którzy się szczepili i bardzo ciężko przechodzili tę chorobę. Stwierdziłem, że to nie ma sensu, bo po co eksperymentować na sobie, po co brać jakieś iniekcje do swojego organizmu, a potem to i tak nie przynosi to żadnego efektu i człowiek ciężko choruje (Polityka Zdrowotna). Skoro tak, to mamy naprawdę bardzo poważny kryzys, przez który nie przebiją się ani Główny Inspektor Sanitarny, ani minister zdrowia ani żaden inny lekarz choćby miał kilkanaście tytułów naukowych. Choćby wszyscy posłowie Zjednoczonej Prawicy wyszli przed parlament i zakasali rękawy do szczepień, to nic to nie zmieni.
A może tylko A. Duda ujawnił to co i tak od wewnątrz gniło i rozpadało się? W końcu zbyt wielu protestów po wypowiedzi z Końskich nie było. Środowisko lekarskie milczy, a wiadomo skądinąd, że w Polsce jedynie od 6 do 8% pracowników służby zdrowia szczepi się przeciwko grypie. Może jesteśmy obłudni i dwulicowi? Może prezydent ma rację? Może to wszystko to faktycznie tylko farmaceutyczna lipa i grypę najzwyczajniej w świecie trzeba po prostu przechorować?
Gdyby jeszcze Andrzej Duda nie wygrał II tury, to pomaszerowałby ze swoją wypowiedzią wprost do historii, ale wygrał i to wyznanie z Końskich będzie mu wiernie towarzyszyć w całej jego dalszej pracy, zapładniając twórczo przez kolejnych pięć lat umysły obywateli. Nawet gdyby teraz nagle zmienił front i powiedział, że warto się jednak szczepić przeciwko grypie, to i tak nikt by mu nie uwierzył. Teraz to przesłanie z Końskich mógłby już przebić tylko osobistym przykładem. Widzę to marzenie senne dr. Jarosława Pinkasa i prof. Lidii Brydak: do Sali Kolumnowej Pałacu Prezydenckiego wchodzi uroczyście wojewoda mazowiecki Konstanty Radzwiłł i bach, pakuje antygrypową strzykawę w prezydenckie ramię. To byłoby coś.