Bilans pierwszego roku rządów Prawa i Sprawiedliwości w ochronie zdrowia nie przedstawia się najlepiej. Nie chodzi o to, że funkcjonowanie opieki zdrowotnej i sytuacja pacjentów nie poprawiły się zauważalnie. Tego chyba nikt rozsądny w tak krótkim czasie nie oczekiwał.
Należało raczej się spodziewać, że pierwszy rok kadencji będzie przeznaczony na dobre przygotowanie reform. Od tego przecież w dużym stopniu zależy sukces. Jednym z ważnych elementów przygotowań powinno być opracowanie rządowego dokumentu zawierającego opis całościowej koncepcji zmian wraz z określeniem założeń, celów ogólnych i szczegółowych, mierników ich realizacji oraz kalendarza działań. Jest oczywiste, że ostateczne przyjęcie przez rząd tak rozumianej strategii wymagałoby wcześniejszej publicznej debaty z udziałem najważniejszych interesariuszy, czyli związków pracodawców, samorządów zawodów medycznych, związków zawodowych, organizacji pozarządowych, pacjentów, a także związków jednostek samorządu terytorialnego. Uzyskanie w jej efekcie szerokiego porozumienia w kluczowych kwestiach mogłoby być jednym z czynników decydujących o ostatecznym powodzeniu. Niezwykle ważne byłoby też wyjaśnienie opinii publicznej, co ma się zmienić i dlaczego. Wszak działalność służby zdrowia dotyczy wszystkich obywateli i powinni oni się stać naturalnymi sojusznikami reformatorów. Tego wszystkiego jednak nie zrobiono. Szkoda, bo choćby doświadczenia kilku ostatnich lat, włącznie z pakietem onkologicznym i kolejkowym pokazały, że bez przemyślanego całościowego planu działań w ochronie zdrowia grozi nam porażka. Problemem nie jest wyłącznie brak strategii. Nie przeprowadzono również pogłębionej analizy obecnego stanu funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej.
A przecież dopiero trafna diagnoza przyczyn narastających problemów i słabości, po 17 latach od wprowadzenia rynku wewnętrznego, może pozwolić na właściwe zakreślenie kierunków działań naprawczych. Bez tego jesteśmy skazani na ryzyko działań fragmentarycznych, niespójnych i opartych nie na faktach, tylko generalizacjach i nierzadko fałszywych opiniach.
Powyższe uwagi nie oznaczają jeszcze, że nic się nie może udać. Tym bardziej że wiele z dotychczasowych zapowiedzi oraz niektóre już wprowadzane zmiany wydają się słuszne. Na przykład dobrym rozwiązaniem, stosowanym zresztą z powodzeniem w wielu krajach europejskich, jest program bezpłatnych leków dla seniorów. Trzeba będzie wprawdzie w przyszłości obniżyć granicę wieku, np. do wieku przejścia na emeryturę i objąć programem wszystkie leki refundowane, ale pierwszy krok został zrobiony. Trudno też nie zgodzić się z zapowiedziami powrotu do traktowania opieki zdrowotnej jako zadania o charakterze użyteczności publicznej. Działalność lecznicza nie może przecież ograniczać się do biznesu.
I na koniec: mało kto zwrócił uwagę na możliwe pozytywne skutki dla zdrowia publicznego rządowego programu Rodzina 500 plus. W ocenie Banku Światowego poprawił on system redystrybucji dochodów i zmniejszył skrajne ubóstwo. To powinno prowadzić do zmniejszenia nierówności społecznych w zdrowiu i poprawy stanu zdrowia całego społeczeństwa.
Wracając do reformy, bez strategii będzie nie tylko trudniej, ale i bardziej ryzykownie. No i cena polityczna ewentualnego niepowodzenia może być wyższa. Widać to już przy kontrowersyjnym projekcie sieci szpitali. Mimo że rok już minął bezpowrotnie, ciągle jeszcze warto ją opracować. W takich przypadkach zwykło się mówić: lepiej późno niż wcale.