SZ nr 43–51/2015
z 11 czerwca 2015 r.
Kto wysłucha pielęgniarek?
Oliwia Tarasewicz-Gryt
Media lubią proste sprawy. Nie interesują się złożonymi konfliktami i problemami, które trudno jednoznacznie rozwiązać. Swoje trudne postulaty najlepiej więc prezentować i wyjaśniać na własnym podwórku – na stronach i w mediach społecznościowych. Tylko kto je wtedy usłyszy?
Fot. Thinkstock
Strajki, pikiety, manifestacje – to narzędzia nacisku tych grup, które nie mają szans na dialog z władzami. Służą wzbudzeniu zainteresowania i przeniesieniu dyskusji z niszy do sfery publicznej. Najprostsza droga do rozgłosu wiedzie przez media. Widać jednak wyraźny rozdźwięk pomiędzy tym, czym zajmują się media – nazwijmy je – mainstreamowe a media branżowe. Czasopisma i strony internetowe adresowane do pracowników ochrony zdrowia służą głównie komunikacji wewnętrznej. Tutaj jednocześnie porusza się najistotniejsze problemy, ważne także dla pacjenta i pozostałych obywateli. Dla mediów mainstreamowych jest to nisza, a pacjent jednak korzysta z tych właśnie mediów i dostaje zupełnie inny koktajl informacyjny. Media mainstreamowe są zainteresowane newsami, najchętniej sensacyjnymi. Pogłębione analizy, wielowymiarowe problemy i niejednoznaczne rozwiązania nie są dla nich atrakcyjne. Aby zaistnieć w publicznej debacie potrzebni są profesjonaliści od kontaktów z mediami. Trudno jednak opłacać ich z publicznych pieniędzy, choć nie jest to niczym niespotykanym np. w środowisku polityków. Trzeba więc szukać innej drogi.
Rozgłos dla budżetówki
Wiele środowisk doświadcza bariery dostępu do mediów. Część nie ma potrzeby tam docierać i swoje problemy rozwiązuje bezpośrednio z pracodawcą. W budżetówce takiej możliwości nie ma. Pracodawcą jest państwo. Niemal każdy Polak płacący podatki wygłaszał co najmniej raz w życiu zdanie: „Ja ich utrzymuję z moich podatków”, zatem tematy związane ze sferą budżetową są zawsze interesujące, zwłaszcza gdy chodzi o pieniądze. Jeśli jeszcze dodamy do tego wątek opieki zdrowotnej i bezpieczeństwa obywateli – mamy jeden z najgorętszych tematów w serwisie informacyjnym. Mimo to są sprawy, które natrafiają na barierę. Przypomina ona szklany sufit, który uniemożliwia kobietom (lub osobom wykluczonym) przedostanie się na wyższe szczeble kariery zawodowej, teoretycznie dostępne, ale w praktyce niemożliwe do osiągnięcia.
Bariery takiej doświadczały przez blisko pół roku pielęgniarki i położne. Media niewiele mówiły o planowanym strajku ostrzegawczym 12 maja. Tematu nie podjęły gazety ani portale internetowe. Część jedynie poinformowała o kwietniowym spotkaniu w ministerstwie. A właściwie: przed nim. O czym dowiedział się z takiego newsa przeciętny Polak? Że w ministerstwie szuka się dróg porozumienia. Czy się znalazły? Do tego już niełatwo dotrzeć, jeśli nieszczególnie interesujemy się sprawą. O fiasku rozmów donosiły głównie media branżowe, rządowe i lokalne stacje radiowe. Informacja nie pojawiła się w telewizyjnych wiadomościach.
Stwórzmy własne media
Skoro tak trudno zaistnieć w mediach, należy poszukać innej drogi. W dobie mediów społecznościowych nietrudno stać się znaną osobą, więc może równie łatwo opowiedzieć swoją historię? Eryk Mistewicz – znawca mediów, doradzający firmom i instytucjom w zakresie nowych mediów zachęca: „Czas na media własne”. Sugeruje, że ludzie utracili dziś zaufanie do tradycyjnych mediów, dlatego do realizacji swoich celów trzeba tworzyć własne kanały komunikacji. Większość instytucji, w tym związki zawodowe i samorządy lekarzy i pielęgniarek, ma te media od dawna. To strony internetowe, blogi i profile, które pozwalają opowiedzieć historię z własnej perspektywy, bez oddawania głosu dziennikarzom i stwarzania możliwości mylnej interpretacji. Mistewicz mówi, że to dziś najbardziej efektywne kanały komunikacji: „Komunikaty prasowe rozsyłane przez pracowników PR czy wynajęte agencje, klasyczne techniki wpływania na opinię publiczną to już przeszłość”. Media własne to nie tylko czasopisma i portale, czytane przez środowisko medyczne, choć i one mogą pełnić użyteczną rolę, rozprzestrzeniając przekazy i pozwalając na tworzenie społeczności na własnych stronach poprzez komentarze i dyskusje. To wszystkie te kanały, które pozwalają dotrzeć do odbiorców mediów mainstreamowych, do otoczenia zewnętrznego, które zna sytuację tylko na tyle, na ile ktoś ją wcześniej zinterpretował.
Pielęgniarki i ich narracja
Planujące strajk pielęgniarki od kilku miesięcy usiłują przedstawić swoje racje szerszemu gronu odbiorców. Toczą własną narrację na portalach społecznościowych. Zbierają fakty, relacjonują wydarzenia. Działają jak dziennikarze.
Stworzono liczne media własne, w których w przystępny i zrozumiały sposób przedstawiono postulaty pielęgniarek. Powstał Komitet Obrony Pielęgniarek i Położnych, a wraz z nim strona internetowa. Znacznie łatwiej publikować na Facebooku, więc głównie tam odbywa się komunikacja. Swoją stronę internetową i fanpage ma Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. Na stronie prowadzony jest regularny monitoring mediów, który pozwala na prześledzenie historii sporu. Portal Pielęgniarek i Położnych, mający aż 16 tysięcy fanów na Facebooku, również zbiera aktualności i kontroluje poczynania władz, donosząc m.in., że w tym roku po raz pierwszy minister nie złożył życzeń pielęgniarkom w dniu ich święta. Nadaje temu własną interpretację, stawiającą ministra w negatywnym świetle. Potwierdzają to komentarze. News rozprzestrzenia się na innych fanpage’ach. Media społecznościowe to także narzędzie budowania środowiska wspierającego pielęgniarki. Anonimowy twórca facebookowego profilu o dramatycznej nazwie: „Pielęgniarki i położne – odejdźcie od łóżek. Wyjdźcie na ulicę” od grudnia nawoływał do stworzenia dużej i silnej grupy wsparcia. Udało się zgromadzić 3500 fanów. Facebook pozwala na nawiązanie dialogu. Umożliwia go też serwis YouTube, na którym zamieszczane są filmy – relacje z protestów, konferencji prasowych i spotkań z politykami. Media społecznościowe, oprócz interaktywności, zapewniają też transparentność działań. Pozwalają w łatwy sposób zwizualizować argumenty, co czyni je przystępniejszymi. Pielęgniarki, podobnie jak wcześniej nauczyciele, zdecydowały się publikować na Facebooku paski z wypłaty, by publicznie poświadczyć wysokość wynagrodzenia. To jedna z niewielu inicjatyw adresowana do zewnętrznego otoczenia celem zdobycia poparcia i obalenia ewentualnych argumentów, kwestionujących wysokość wynagrodzenia. Dla zewnętrznego otoczenia powstała też strona swiadomypacjent.info. Przekonuje: „Wszyscy jesteśmy pacjentami”. Zamieszczono tu jednak tylko infografikę, na której obrazowo przedstawiono dane dotyczące głównych postulatów pielęgniarek i ankietę, która bada poparcie dla strajku. Wypełniło ją przed strajkiem około 700 osób.
Czy to wystarcza? Inicjatywy te trafiają głównie do samych zainteresowanych. To one włączają się w ożywione dyskusje pod wpisami. Dlaczego? Bo media społecznościowe rządzą się takimi samymi prawami jak tradycyjne. Temat musi być gorący. I jest – ale dla pielęgniarek. Dla pacjentów stanie się dopiero wtedy, gdy wszystkie odejdą od łóżek. Na razie to temat „niszowy” i aby stał się bardziej popularny, konieczne jest jakieś wzmocnienie.
Jak sprzedać narrację
Kiedy już historia zostaje opowiedziana, trzeba ją umiejętnie „sprzedać”, zainteresować kogoś, kto ma na tyle dużo do powiedzenia i na tyle dużą publiczność, że wzmocni przekaz i pozwoli go rozpowszechnić. Najlepsze do tego celu są oczywiście media. Gdy trudno je pozyskać, można szukać innego wzmocnienia przekazu: wątku, który będzie na tyle atrakcyjny, że wypromuje cały przekaz. W kontekście sporu pielęgniarek z rządem pojawiło się kilka takich wątków. Dotyczą całego społeczeństwa, nie tylko środowiska medycznego. Pierwszy to wątek emigracji pielęgniarek jako realnego zagrożenia, zwłaszcza że w starzejącym się społeczeństwie potrzebny jest wykwalifikowany personel. Wątek starzejącego się społeczeństwa podejmują obie strony – wiceminister zdrowia wykorzystała go na własną korzyść, obiecując, że pielęgniarka będzie niebawem zawodem modnym i potrzebnym (choć dane mówią, że już dziś jest niezwykle potrzebna, bo niedobór personelu jest jedną z podstawowych bolączek).
Wzmocnienie – wyborcze obietnice
Ponieważ datę 12 maja pielęgniarki wyznaczyły na strajk jeszcze przed ustaleniem terminu wyborów prezydenckich, do akcji w planowanym początkowo wymiarze nie doszło. Mimo to sytuacja rozwinęła się dość spontanicznie i niespodziewanie korzystnie dla pielęgniarek, dzięki brakowi rozstrzygnięcia wyborów w pierwszej turze. Trafiły ze swoim przekazem do najważniejszych serwisów informacyjnych – nie dlatego, że od dawna intensyfikowały działania komunikacyjne w mediach społecznościowych, tylko dlatego, że Andrzej Duda wykorzystał sytuację do zdobycia poparcia. Odwiedzając Kraków, spotkał się z protestującymi i obiecał, że rozwiąże ich problemy. To był dla mediów ważny temat.
Szansa wykorzystana połowicznie
Ponieważ od łóżek odeszła tylko część pielęgniarek – część założyła jedynie czarne koszulki, a reszta wcale nie protestowała – idea strajku jako wydarzenia, które ma zwrócić uwagę mediów i społeczeństwa rozmyła się. Komentarze na Facebooku nie pozostawiają złudzeń. Takie rozmycie strajku nie zostało dobrze odebrane w środowisku, a publiczne komentarze świadczą o jego niejednorodności. Media przyciągają spektakularne wydarzenia. To daje szansę, by „przejąć mikrofon” i zaprezentować swoje postulaty, uwrażliwić na swoje problemy. Tak zrobili lekarze POZ na początku roku, sami wcześniej kreując to wydarzenie: strajk – zdecydowany i bez półśrodków. Strajk ostrzegawczy pielęgniarek nie stał się katalizatorem zmiany, nie włączył do debaty osób spoza środowiska. Jeśli nie ma spektakularnych wydarzeń – zamyka się szklany sufit. Kolejna szansa dla pielęgniarek pojawi się we wrześniu, chyba że wcześniej uda się dogadać z pracodawcą bez konieczności nagłaśniania sprawy.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?