Nikogo nie oszukałem – minister zdrowia Łukasz Szumowski ma żal do przedstawicieli OZZL, samorządu lekarskiego, rezydentów, posłów opozycji. Żal o to, że oskarżają go o oszustwo w sprawie ustawy 6 proc. PKB na zdrowie, choć chodzi o zapisy, które w ustawie znalazły się w czasie, gdy ministrem zdrowia był Konstanty Radziwiłł.
Trzeci miesiąc trwa roztrząsanie kwestii metodologii obliczania 6 proc. PKB na zdrowie. Na początku kwietnia sprawa stanęła wreszcie na sejmowej Komisji Zdrowia, oczywiście na wniosek posłów opozycji, którzy – podobnie jak przedstawiciele strony społecznej, zarówno pracowników, jak i pracodawców – zarzucali Ministerstwu Zdrowia i rządowi manipulowanie wskaźnikiem. Powód? Wbrew początkowym pomysłom i intencjom Ministerstwa Zdrowia (wyrażonym w pierwotnej wersji projektu ustawy z 2017 roku) w uchwalonej jesienią 2017 roku ustawie zapisano, że wydatki na zdrowie w roku bieżącym odnoszą się do PKB sprzed dwóch lat. Reguła N-2 została wpisana do projektu, gdy był on procedowany w Komitecie Stałym Rady Ministrów na żądanie Ministerstwa Rozwoju i Finansów, kierowanego przez Mateusza Morawieckiego. Morawiecki chciał, by pierwsze skutki finansowe ustawy 6 proc. PKB na zdrowie dla budżetu pojawiły się nie wcześniej niż w 2020 roku – i taki zapis gwarantuje to z nawiązką. Bo, jak przyznał w rozmowie z dziennikarzami minister Łukasz Szumowski, prawdopodobnie również w 2020 roku dodatkowy spływ składki sfinansuje przewidziany w ustawie minimalny wzrost nakładów.
Dlaczego jednak zarzuty „oszustwa” kierowane są pod adresem Łukasza Szumowskiego, skoro z dokumentów procesu legislacyjnego jasno wynika, że wszystko było przesądzone, gdy w listopadzie 2017 roku projekt trafił do sejmu. I – jak z nieukrywaną satysfakcją wypominali zarówno przedstawiciele rządu, jak i klubu Prawa i Sprawiedliwości – opozycja również go poparła. Były co prawda zgłaszane poprawki, ale nie dotyczyły metodologii obliczania wskaźnika PKB i reguły N-2.
Opozycja nie zamierza bić się w piersi. Wytyka resortowi zdrowia, że nowelizując ustawę latem 2018 roku, dodatkowo wykreślił przepis, który pozwalał na ewentualne korygowanie wielkości PKB w trakcie roku, dodając dodatkowo zastrzeżenie, że podstawą obliczeń są dane GUS dotyczące wysokości PKB według stanu na koniec sierpnia.
Poseł Marek Hok (PO), odczytując uzasadnienie wniosku o zwołanie wtorkowego posiedzenia komisji zdrowia zwracał uwagę, że choć przy obliczaniu wskaźnika na 2018 rok oparto się na danych PKB za 2016 rok, znana jest już wartość PKB za rok 2018: – Wynosi on 2 bln 116 mld złotych. Ministerstwo Finansów poinformowało, że wszystkie wydatki na zdrowie w ub.r. to prawie 90 mld zł, czyli 4,25 proc. PKB. Do podanych zapisem w ustawie 4,78 proc. PKB brakuje więc 10 mld zł – mówił Marek Hok. Jeszcze większa luka jest w 2019 roku, gdy do realnego zabraknie ok. 13 mld zł.
Wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski konsekwentnie tłumaczył, że resort nie ukrywał ani przed parlamentarzystami, ani w trakcie konsultacji społecznych, sposobu wyznaczania odsetka PKB na opiekę zdrowotną. Warto jednak przypomnieć, że w 2017 roku konsultacji społecznych pierwotnego projektu ustawy nie było, były tylko uzgodnienia w rządzie, konsultowano natomiast projekt nowelizacji ustawy w połowie ubiegłego roku. – Podobne zapisy wynikają także wprost z porozumienia zawartego z rezydentami. W toku prac legislacyjnych nic się w tej kwestii nie zmieniło – zapewniał wiceszef resortu zdrowia, dodając że „ustawa 6 procent” po raz pierwszy daje gwarancję systematycznego, corocznego poziomu minimalnego wzrostu odsetka PKB na ochronę zdrowia w Polsce. Nie obyło się bez wytykania obecnej opozycji, że „przez osiem ostatnich lat”, czyli w latach 2007–2015, nakłady na zdrowie nie były wcale priorytetem. – Przypomnę, że od 2010 roku obserwowaliśmy coroczne spadki nakładów na zdrowie w stosunku do PKB. W 2010 roku było to 4,95 proc. PKB, natomiast w 2015 już tylko 4,57 proc. – stwierdził Gadomski, postulując, by posłowie analizowali również nominalny wzrost nakładów. – Plan wydatków na zdrowie w 2019 r. to 97,6 mld zł, czyli o ponad 7,6 mld zł więcej niż w 2018 roku, a to już poziom 4,92 proc. PKB – podkreślał Gadomski.
Z posłami opozycji polemizował poseł PiS Tadeusz Dziuba: – Przecież posłowie PO też głosowali za ustawą i zawartą w niej metodą wyliczania odsetka PKB na ochronę zdrowia. Innego sposobu nie można było zastosować – podkreślał. – Budżet na 2018 rok, w tym wydatki na ochronę zdrowia, zostały uchwalone na przełomie 2017 i 2018 roku. Czy wtedy wiedzieliście państwo, jaki będzie PKB za 2018 rok? – pytał. – Nie wiedzieliście. Także tego, jaki PKB był w 2017 r., bo nie został jeszcze wyliczony. Proszę więc nie posługiwać się kalkulacjami wziętymi z sufitu.
Byłby to argument nie do zbicia, gdyby nie fakt, że tak rygorystyczne podejście zastosowano tylko wobec ochrony zdrowia. Marcin Sobotka, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL, zwracał posłom uwagę, że oparcie wyliczeń na prognozowanej wielkości PKB jest możliwe, bo zostało zastosowane w ustawie o modernizacji i finansowaniu sił zbrojnych. Zakłada ona, że odsetek PKB przeznaczany na cele wojskowe ustala się na podstawie wartości przyjętych w projekcie budżetu państwa na dany rok i dotyczy on tego samego roku, w którym planowane są wydatki na obronność. – Dlaczego w przypadku nakładów na opiekę zdrowotną nie można przyjąć podobnej metody wyliczenia wzrostu wydatków? – pytał młody lekarz.
– Art. 131c ust. 2 ustawy pozwala na manipulowanie odsetkiem PKB na zdrowie, a ponadto nie jest zgodny z ubiegłorocznym porozumieniem zawartym między ministrem zdrowia a rezydentami. Dlaczego zniekształcono treść zapisu, który pierwotnie mówił o tym, że wartość PKB może być w ciągu roku korygowana? – chciał wiedzieć Mikołaj Sinica z Naczelnej Rady Lekarskiej, rzecznik prasowy Porozumienia Rezydentów. – Opierając wyliczenie współczynnika na publikowanym przez Ministerstwo Finansów wskaźniku PKB na 2019 rok, brakuje nam obecnie do ustawowego odsetka 4,86 proc. PKB w 2019 roku około 10 mld zł. Z tych pieniędzy można na przykład finansować przez ponad rok działalność ponad 500 szpitalnych oddziałów ratunkowych lub trzykrotnie skrócić kolejki do specjalistów – przekonywał.
Wysiłki strony społecznej na nic się zdały. Mimo takich argumentów, większość posłów popierających rząd odrzuciła projekt dezyderatu do premiera o wprowadzenie takich zmian w ustawie, by planowanie nakładów na zdrowie opierać na prognozach PKB na dany rok, analogicznie do wydatków na obronność.
Resort zdrowia podkreśla jednak, że ustawa 6 proc. PKB, niezależnie od metodologii liczenia wskaźników, działa. I gwarantuje, że środków w systemie pojawia się coraz więcej. Ministerstwo przedstawia dane, z których wynika, że o ile w latach 2012–2015 nakłady wzrosły o 4,2 mld zł, o tyle na przestrzeni lat 2015–2019 było to już 22,8 mld zł (74,7 mld zł w 2015 roku, 97,5 mld zł planowanych wydatków na rok 2019). Rosną również dynamicznie nakłady per capita: gdy w 2012 roku wydawaliśmy 1829,75 zł na jednego mieszkańca, w 2019 roku będzie to już 2538,7 zł. Wydatki w 2019 roku mają być wyższe niż te z 2018 roku o około 8 proc. – Wzrost finansowania ochrony zdrowia wyprzedza wzrost PKB – zapewniał wiceminister Sławomir Gadomski. Resort zdrowia nie pokazuje jednak zasadniczego elementu: gros wzrostu pochodzi ze składki zdrowotnej, która ze względu na doskonałą koniunkturę oraz olbrzymią presję płacową, dynamicznie rośnie. Rosłaby również wtedy, gdyby ustawy 6 proc. PKB nie było.
Gdy lekarze wyciągają – ponownie – na sztandary kwestię wysokości nakładów, Ministerstwo Zdrowia i NFZ uspokajają, że pieniędzy w ciągu roku będzie przybywać. W marcu NFZ przekazał do szpitali pierwsze uwolnione w wyniku zmiany planu finansowego kwoty, a już zapowiada kolejną zmianę planu – prawdopodobnie w lipcu. I tym razem dodatkowych środków może być znacznie więcej – 1,5 mld zł, a nawet 2 mld. Dlaczego? Do NFZ szerokim strumieniem płynie dodatkowa składka – tylko w styczniu było to 143 mln zł. Do tego Fundusz może liczyć na blisko miliard złotych z tytułu „trzynastki” dla emerytów i rencistów. Pytanie, na jaką nowelizację planu finansowego zgodzi się resort finansów, który często mrozi dodatkowe środki NFZ, wykorzystując je do poprawy księgowego bilansu finansów publicznych.
Czy obietnice wystarczą? Na początku kwietnia ponownie pod siedzibą resortu zdrowia stanęli przedstawiciele szpitali powiatowych, powiatów, ale tym razem również pracowników tych placówek. Kilkaset osób z transparentami („Nasze szpitale umierają powoli”) domagało się zwiększenia finansowania placówek o 15 proc. Zdaniem dyrektorów szpitali dotychczasowe decyzje resortu zdrowia i NFZ (podniesienie wycen w dwóch zakresach świadczeń, interny i chirurgii ogólnej o kilka procent) oznacza minimalny wzrost przychodów, absolutnie niewystarczający do rozwiązania problemów szpitali. Dyrektorzy placówek powiatowych przypominają, że tylko w ubiegłym roku ich strata przekroczyła pół miliarda złotych. Powód? Niskie wyceny i, dodatkowo, nowe zasady finansowania, czyli ryczałt wykluczający rozliczanie wykonanych dodatkowo świadczeń. – Mamy poczucie, że jesteśmy spychani na pobocze. Gdy tworzono sieć, konsultowano się z nami, teraz jest cisza. Szpitale potrzebują planu! – można było usłyszeć podczas manifestacji.
Ludwik Węgrzyn ze Związku Powiatów Polskich przypominał, że powiaty od dwudziestu lat walczą o swoje szpitale. – Tam nie przyjedzie prezes leczyć się na nogę. Tam leczą się normalni ludzie. Zrobimy jako powiaty wszystko, by nie tylko ratować te szpitale, ale by mogły one się rozwijać.