Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 34–42/2017
z 18 maja 2017 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Czarne sny Bułhakowa

Małgorzata Solecka

Z Pawłem Reszką, autorem książki „Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy” rozmawia Małgorzata Solecka

Małgorzata Solecka: Najpierw była „Chciwość. Jak nas oszukują wielkie firmy”, której bohaterami byli pracownicy sektora finansowego. Teraz zająłeś się lekarzami. Dlaczego?

Paweł Reszka: Wydawnictwo Czerwone i Czarne myślało o drugiej części „Chciwości” – książce, która opowie o jakimś kawałku dzisiejszej Polski. Ale we mnie siedziała od lat jakaś opowieść o lekarzach – czy są tacy, o jakich myślimy, co czują. Więc można powiedzieć, że „Mali bogowie” powstali z ciekawości. Pewnie też dlatego, że jako dziecko dorastałem w tym środowisku. Moja mama pracowała jako pielęgniarka w prowincjonalnym niedużym szpitalu w Choszcznie. Wracała z pracy, kroiła ogórki na mizerię i opowiadała ojcu o krwotokach, woreczkach żółciowych, o tym, że znów kogoś udało się uratować. Albo nie. Chodziłem po szkole do mamy do pracy, kręciłem się po szpitalu. To było coś absolutnie normalnego.
Teraz o służbie zdrowia mówi się dużo. Głównie źle. Chciałem sprawdzić, jak jest.

M.S.: I jak jest? Lekarze to konowały i potwory?

P.R.: Potworny jest system, w jakim pracują. Materiały do książki zbierałem prawie rok, przegadałem z lekarzami długie godziny. Mogę powiedzieć, że ich rozumiem. Ich opryskliwość, czasami wręcz niechęć do pacjentów, ich uzależnienia. Niekiedy od alkoholu, narkotyków, najczęściej od pracy. To zresztą nie jest nic nowego. Michaił Bułhakow, który był nie tylko genialnym pisarzem, ale też lekarzem, doskonale opisał życie i napięcia, z jakimi musi sobie radzić lekarz. Jest takie opowiadanie „Zamieć”, w którym autor „Mistrza i Małgorzaty” opisuje swoje doświadczenia jako prowincjonalnego lekarza. Bułhakow był morfinistą. Ale był też, używając współczesnej terminologii, pracoholikiem. Przyznawał się do czarnych snów, w których są tłumy pacjentów, jakie na co dzień kłębiły się w szpitalu, są dwa razy większe i on wie, że to już za wiele, że nie da rady. Ale gdy tytułowa zamieć nie pozwoliła ludziom dotrzeć do szpitala i Bułhakow zderzył się z pustką, z brakiem pacjentów, chodził po ścianach, nie wiedział, co ze sobą robić.

M.S.: Pisząc książkę, zatrudniłeś się w szpitalu…

P.R.: …na dwa tygodnie. Znaleźć pracę nie było trudno, złożyłem podanie w jednym z warszawskich szpitali i niemal natychmiast zostałem przyjęty. Na stanowisko sanitariusza. Musiałem tylko zrobić badania, co nie było skomplikowane, bo dużą część bez kolejki wykonano w szpitalu, dostałem służbowy strój i już mogłem wozić pacjentów. Wozić to było moje podstawowe zadanie. Woziłem chorych przyjętych do szpitala na oddziały albo na badania.

M.S.: Z SOR-u?

P.R.: Nie, z izby przyjęć. To, co utrwaliło mi się w pamięci – czasami rozpoczynając dwunastogodzinny dyżur, widziałem pacjenta czekającego w kolejce i gdy robiłem ostatni w tym dniu kurs, on nadal tam siedział.

M.S.: Dwa tygodnie wystarczyły na poznanie systemu od podszewki?

P.R.: Po dwóch tygodniach zostałem rozpoznany. Można powiedzieć – zdekonspirowany. Od razu zaznaczę, że w CV nie nakłamałem, żeby dostać pracę. Napisałem, że po skończeniu szkoły podstawowej imałem się różnych zajęć, co jest absolutnie zgodne z prawdą! (Śmiech).

M.S.: Nie wspomniałeś tylko, że te różne zajęcia to: korespondent wojenny, reportażysta, dziennikarz śledczy, korespondent zagraniczny… Po nagłym przerwaniu kariery sanitariusza w Warszawie nie starałeś się, wzorem Bułhakowa, zaczepić gdzieś na prowincji?

P.R.: Nawet jeśli o tym myślałem, życie brutalnie zweryfikowało plany. Pogodzenie pracy dziennikarza z pisaniem książki i zasuwaniem na etacie sanitariusza, i jeszcze z życiem rodzinnym jest bardzo trudne. Poza tym, przez te dwa tygodnie napatrzyłem się, jak funkcjonuje szpital. W książce mogłem wykorzystać tylko część swoich obserwacji.

M.S.: Pewnie też dlatego, że narracja „Małych bogów” to przede wszystkim opowieści samych lekarzy. Potrafiłeś ich słuchać i zadać właściwe pytania.

P.R.: Na pewno pomogło to, że gwarantowałem anonimowość i starałem się, żeby byli nierozpoznawalni.

M.S.: Opowieści są anonimowe, ale każdy, kto ma zawodowo do czynienia ze służbą zdrowia w tych opowieściach odnajduje codzienność systemu. Na przykład lekarz opisuje poczekalnię w przychodni i swoją obawę przed opuszczeniem gabinetu. Nie może wyjść po herbatę i kanapkę, bo boi się, że tłum pacjentów może go nie zlinczuje, ale będzie miał za złe. Albo pacjent idzie za lekarzem do toalety, też słyszałam to nieraz. Co myślisz teraz, po pracy nad „Małymi bogami”, o lekarzach?

P.R.: Przede wszystkim wydaje mi się, że ich rozumiem. Są takimi samymi ludźmi, jak my. Chcieliby normalnie żyć, normalnie zarabiać. Zamiast tego zostają wkręceni w jakąś absurdalną spiralę. Pracując normalnie, powiedzmy nawet nie 8, ale 10 godzin dziennie, pięć razy w tygodniu, nie byliby w stanie się utrzymać, założyć rodziny. Zdobycie specjalizacji otwiera niemal nieograniczone możliwości zarabiania kasy – ale jednocześnie zabija możliwość normalnego życia.

To szczególnie jest widoczne u młodych lekarzy. Oni patrzą na swoich starszych kolegów i całym sercem nie chcą stać się tacy sami. Chcą w życiu zachować równowagę między pracą a czasem dla siebie, dla rodziny. Starsi patrzą na nich ze zgorszeniem, z oburzeniem wręcz. Komentują: – My mieliśmy jeszcze gorzej, lekarze zawsze tak pracowali. Tak, czyli po osiemdziesiąt, po sto godzin tygodniowo. Etat w szpitalu, własny gabinet, praca w przychodni sieciowej, dyżur w przychodni nocnej pomocy lekarskiej albo karetce. Dwa dni bez dyżuru, bez dodatkowego zajęcia – to już luksus.

M.S.: W „Małych bogach” ten podział pokoleniowy jest bardzo widoczny. A przecież dość powszechnie się sądzi, że środowisko lekarskie to monolit…

P.R.: Na pewno tak nie jest. Wśród lekarzy jest wiele podziałów. Choćby między tymi, którzy pod koniec lat 90. przejęli przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej, dziś sami przyjmują pacjentów, ale też są właścicielami tych przychodni, zatrudniają innych lekarzy, pielęgniarki. W środowisku często są postrzegani jak biznesmeni. Że patrzą na pacjenta pod kątem kosztów. Najlepiej, jakby się zapisał na listę aktywną, NFZ za niego płacił stawkę, a pacjent nie pamiętał, że ma swojego lekarza. Tak mówią lekarze – specjaliści ze szpitali, zwłaszcza ci, którzy dyżurują na SOR. Rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana, bo to głównie lekarze pracujący w przychodniach POZ przyjmują w ciągu ośmiu, czasem więcej, godzin pracy, kilkudziesięciu pacjentów i widzą przed swoimi gabinetami gęsty tłum. Natomiast to, co na pewno można powiedzieć o lekarzach – choć jest wśród nich wiele podziałów, są równocześnie środowiskiem bardzo hermetycznym. I z tych opowieści, które słyszałem, można też wnioskować, że w razie zagrożenia z zewnątrz – solidarnym. Bronią swoich, mówiąc wprost.

M.S.: Czują się atakowani, na przykład przez dziennikarzy?

P.R.: Czasami. W moich rozmowach przewijał się wątek nagonek na lekarzy. Bardziej realny wydaje się w tej chwili problem, może raczej zjawisko, rosnącej roszczeniowości pacjentów. To już nie chodzi tylko o to, że pacjenci uważają, że wszystko im się należy, że lekarz powinien być do ich dyspozycji non stop. Chodzi o zagrożenie pozwami za złą, zdaniem chorego albo jego rodziny, opiekę medyczną.

M.S.: Opisujesz przypadek, gdy rodzina występuje z pozwem przeciw szpitalowi, bo zmarł dziewięćdziesięcioletni dziadek. To daje do myślenia.

P.R.: Na mnie większe wrażenie zrobiła opowieść lekarza, anestezjologa, który znieczulał kobietę do cesarki, i znieczulenie, mówiąc kolokwialnie, nie zadziałało. Pacjentka poczuła straszny ból. Natychmiast dostała narkozę, otoczyli ją opieką, tłumaczyli, że bardzo rzadko, ale takie rzeczy mogą się zdarzyć. I ten młody lekarz dostaje pismo, w którym pacjentka się skarży nie tylko na fizyczny ból – nikt nie kwestionuje tego, że wydarzyła się straszna rzecz – ale również na to, że on zabrał jej radość macierzyństwa. Ten lekarz jest przekonany, że pismo przygotowała lub przynajmniej konsultowała kancelaria prawna, specjalizująca się w sprawach o błędy medyczne. I mówi: „Mógłbym powiedzieć to samo, że ta kobieta zabrała mi radość z mojej pracy, że już zawsze będę patrzył na pacjentów z podejrzliwością, że będą chcieli wykorzystać moją pracę przeciwko mnie”.

M.S.: Czego jeszcze boją się lekarze?

P.R.: Ci młodzi na pewno boją się, że staną się tacy sami, jak starsi. Że przestaną patrzeć na pacjentów jak na ludzi. Ta znieczulica, którą umieściłem w tytule, to jest – tak mi się przynajmniej wydaje – jeden z upiorów, który straszy młodych lekarzy. Oni niemal codziennie sprawdzają, czy jeszcze coś czują, czy są zdolni do empatii. Nie chcą traktować pacjentów po chamsku, nie chcą być niemili czy obojętni. Gdy im się to zdarzy, tłumaczą sobie, że to był tylko incydent, że przecież normalnie „tacy” nie są. Ale przychodzi taki moment, że już nie sprawdzają. Że stają się tacy, jacy nie chcieli być. To strasznie smutne.

M.S.: Miałbyś jakąś receptę?

P.R.: Jako sanitariusz? W dodatku były?

M.S.: Jako Paweł Reszka, autor książki, dziennikarz, obserwator rzeczywistości.

P.R.: Coś musi się zmienić. Bez przerwy mówi się o reformach w służbie zdrowia, ale zasadnicza sprawa jest dość prosta: lekarze muszą więcej zarabiać przy mniejszym nakładzie pracy. Jeśli to się nie zmieni, to żadne reformy nie pomogą. Bo pacjent tak czy owak stanie przed przemęczonym, obojętnym, znieczulonym na jego problemy, i na niego samego, lekarzem.




Ludzie funkcjonują w taki sposób, że chcą żyć na określonym poziomie. Wychodzą z założenia, że jeśli tego poziomu nie daje im społeczeństwo, płacąc podatki na ochronę zdrowia, to oni te pieniądze sobie zarobią. Będą brali tyle dyżurów, aż kasa się zgodzi. A że będą gorzej leczyli, narażali bezpieczeństwo pacjentów? To już problem społeczeństwa – skoro nie chce płacić, to ma.

Paweł Reszka, Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy,
Wydawnictwo Czerwone i Czarne, 2017


O trwających nie kilkadziesiąt, ale sto i więcej godzin lekarskich maratonach alarmowała już Państwowa Inspekcja Pracy, która w 2014 roku skontrolowała prawie trzysta szpitali. W co piątym były złamane przepisy prawa pracy – lekarze pracowali na etacie od 8.00 do 16.00, a potem zaczynali dyżurować. Na podstawie kontraktu. Już wtedy PIP odnotowała rekord – neurolog spędził w pracy tydzień – 175 godzin. Trzymając się nomenklatury sportowej – ten rekord nie został uznany, bo lekarz dyżurował zarówno w szpitalu, jak i częściowo w domu, pod telefonem. (…) Rok później swój raport z kontroli w szpitalach opublikowała NIK. Liczne przypadki „ciągłego, długotrwałego świadczenia pracy przez personel medyczny zatrudniony na kontraktach” stwierdzono w blisko połowie placówek. Lekarz rekordzista pracował nieprzerwanie 130 godzin. „W ocenie NIK stan ten – choć prawnie dopuszczalny – może powodować, że fizyczne i psychiczne zmęczenie lekarzy będzie stwarzać ryzyko dla bezpieczeństwa pacjentów i samych lekarzy” – napisali kontrolerzy.

Małgorzata Solecka, Służba zdrowia? Jak pokonać chory system,
Wydawnictwo WAM, 2017




Najpopularniejsze artykuły

Fenomenalne organoidy

Organoidy to samoorganizujące się wielokomórkowe struktury trójwymiarowe, które w warunkach in vitro odzwierciedlają budowę organów lub guzów nowotworowych in vivo. Żywe modele części lub całości narządów ludzkich w 3D, w skali od mikrometrów do milimetrów, wyhodowane z tzw. indukowanych pluripotentnych komórek macierzystych (ang. induced Pluripotent Stem Cells, iPSC) to nowe narzędzia badawcze w biologii i medycynie. Stanowią jedynie dostępny, niekontrowersyjny etycznie model wczesnego rozwoju organów człowieka o dużym potencjale do zastosowania klinicznego. Powstają w wielu laboratoriach na świecie, również w IMDiK PAN, gdzie badane są organoidy mózgu i nowotworowe. O twórcach i potencjale naukowym organoidów mówi prof. dr hab. n. med. Leonora Bużańska, kierownik Zakładu Bioinżynierii Komórek Macierzystych i dyrektor w Instytucie Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej w Warszawie im. Mirosława Mossakowskiego Polskiej Akademii Nauk (IMDiK PAN).

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

2024 rok: od A do Z

Czym ochrona zdrowia będzie żyć do końca roku? Kto i co wywrze na system ochrony zdrowia największy – pozytywny i negatywny – wpływ? Do pełnej prognozy potrzeba byłoby zapewne stu, jeśli nie więcej, haseł. Przedstawiamy więc wersję, z konieczności – i dla dobra Czytelnika – skróconą.

Demencja i choroba Alzheimera – jak się przygotować do opieki?

Demencja i choroba Alzheimera to schorzenia, które dotykają coraz większą liczbę seniorów, a opieka nad osobą cierpiącą na te choroby wymaga nie tylko ogromnej empatii, ale także odpowiednich przygotowań i wiedzy. Choroby te powodują zmiany w funkcjonowaniu mózgu, co przekłada się na stopniową utratę pamięci, umiejętności komunikacji, a także zdolności do samodzielnego funkcjonowania. Dla rodziny i bliskich opiekunów staje się to wielkim wyzwaniem, gdyż codzienność wymaga przystosowania się do zmieniających się potrzeb osoby z demencją. Jak skutecznie przygotować się do opieki nad seniorem i jakie działania podjąć, by zapewnić mu maksymalne wsparcie oraz godność?

Wygrać z sepsą

W Polsce wciąż nie ma powszechnej świadomości, co to jest sepsa. Brakuje jednolitych standardów jej diagnostyki i leczenia. Wiele do życzenia pozostawia dostęp do badań mikrobiologicznych, umożliwiających szybkie rozpoznnanie sespy i wdrożenie celowanej terapii. – Polska potrzebuje pilnie krajowego programu walki z sepsą. Jednym z jej kluczowych elementów powinien być elektroniczny rejestr, bo bez tego nie wiemy nawet, ile tak naprawdę osób w naszym kraju choruje i umiera na sepsę – alarmują specjaliści.

Jak cyfrowe bliźniaki wywrócą medycynę do góry nogami

Podobnie jak model pogody, który powstaje za pomocą komputerów o ogromnej mocy obliczeniowej, można generować prognozy zdrowotne dotyczące tego, jak organizm za-reaguje na chorobę lub leczenie, niezależnie od tego, czy jest to lek, implant, czy operacja. Ilość danych potrzebnych do stworzenia modelu zależy od tego, czy modelujemy funkcjonowanie całego ciała, wybranego organu czy podsystemu molekularnego. Jednym słowem – na jakie pytanie szukamy odpowiedzi.

Budowanie marki pracodawcy w ochronie zdrowia

Z Anną Macnar – dyrektorem generalnym HRM Institute, ekspertką w obszarze employer brandingu, kształtowania i optymalizacji środowiska pracy, budowania strategii i komunikacji marki oraz zarządzania talentami HR – rozmawia Katarzyna Cichosz.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Kongres Zdrowia Seniorów 2024

Zdrowy, sprawny – jak najdłużej – senior, to kwestia interesu społecznego, narodowego – mówili eksperci podczas I Kongresu Zdrowia Seniorów, który odbył się 1 lutego w Warszawie.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.




bot