SZ nr 77–84/2018
z 11 października 2018 r.
Bezdomni na out
Krzysztof Boczek
Szpitale amerykańskie pozbywają się bezdomnych, chorych psychicznie bez polis, wyrzucając ich na ulice. Nawet gdy na zewnątrz jest mróz.
Fot. iStockW styczniu 2018 r., Imamu Baraka przechodzący obok szpitala University Maryland Medical Center w Baltimore zauważył i nagrał szokujące wydarzenie. Personel placówki – strażnicy – wywoził chorą, bezdomną kobietę, na wózku inwalidzkim. Porzucił ją na ławce pobliskiego przystanku autobusowego. Na mrozie. Miała na sobie jedynie szpitalną koszulę nocną i skarpetki. Nawet nie miała papci czy butów. Personel nie odpowiadał na pytania przechodnia. Kobieta – chora psychicznie – była w jakimś szoku. Trudno było z nią nawiązać kontakt. Przygarbiona dreptała między przystankiem a szpitalem. Płakała. Wezwany przez Barakę ambulans, zabrał chorą do... tej samej placówki. Czyli podwiózł ją kilkadziesiąt metrów. Krążące po sieci wideo szybko upubliczniły stacje telewizyjne. Także ogólnokrajowe. Wybuchł skandal. Szefostwo Uniwersytetu Maryland przepraszało. Twierdziło, że także jest w szoku. – Zawiedliśmy. Nie wypełniliśmy naszej misji – podkreślali. Wobec pracowników, którzy zostawili chorą na mrozie, podjęto kroki prawne.
WYSYPISKO
To wydarzenie jest tylko czubkiem góry lodowej. Media w USA od wielu lat co jakiś czas wyciągają na wierzch nowe przypadki patient dumping – wyrzucania pacjentów na bruk. Słowo „dumping” najczęściej określa pozbywanie się... śmieci. Przykładów jest aż nadto. 11 dni po opisanym wyżej przypadku, w styczniu br., telewizje ujawniły, że pracownicy Aurora Sinai Medical Center w Milwaukee wywieźli na wózku i porzucili na chodniku bezdomnego, chorego psychicznie. W tym czasie padał ścinający zimnem deszcz. Jeszcze tego samego dnia przyszedł mróz i spadło kilkanaście cm śniegu.
– Wyrzucili go jak śmiecia – komentowała w lokalnej TV, Ewa Welch, wolontariuszka z organizacji Aniołowie Ulicy, pomagającej bezdomnym. Ten NGOs ujawnił, że 2 tygodnie wcześniej ta sama placówka postąpiła tak samo wobec innego chorego. Szpital zawiesił pracowników, którzy tego dokonali.
Inny przypadek. Santiago Tarver – transseksualista, epileptyk żyjący na ulicach Los Angeles – też został wyrzucony ze szpitala w lutym br. Mimo iż wymagał dalszej hospitalizacji. To była publiczna placówka, więc Tarvera nie porzucono na poboczu, a dostał bilet na komunikację, by dojechać do swojego namiotu na chodniku w dzielnicy Skid Row. Kał, strzykawki po narkotykach i stosy śmieci – w takim otoczeniu otumaniony lekami Tarver nie miał szans na kontynuację kuracji.
W Los Angeles szpitale najczęściej porzucały bezdomnych właśnie w Skid Row – dzielnicy, którą oprócz stałych mieszkańców, okupuje 7–8 tys. ludzi koczujących w namiotach. Media udokumentowały co najmniej kilkadziesiąt takich przypadków na przestrzeni lat. Porzucano tam wielokrotnie schizofreników. W 2007 r. Amerykanów zszokowała informacja o mężczyźnie z porażeniem nóg, który czołgał się po chodniku Skid Row trzymając w zębach torbę z własnymi rzeczami. Wyrzucił go tam szpital. Innym razem porzucono chorego z pękniętym workiem stomijnym. Pacjenci najczęściej trafiali do Skid Row ubrani tylko w bieliznę szpitalną, pampersa i kapcie. By świadków było jak najmniej, bezdomnych pozbywano się w środku nocy.
Przypadki wyrzucania chorych wprost na ulicę z oddziału szpitalnego miały miejsce w większości dużych miast USA. Od Alabamy po Kalifornię. Raporty potwierdzały wielokrotnie śmierć pacjenta wskutek porzucenia.
W 2013 r. ujawniono, że Rawson-Neal Psychiatric Hospital w Las Vegas – psychiatryczna klinika nr 1 w stanie Nevada – wsadził do autobusów Greyhound i wysłał do innych miast USA ponad 1500 swoich podopiecznych. Kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt godzin chorzy jechali bez jakiejkolwiek opieki. Klinika przekonywała, że prawie wszędzie informowała rodzinę lub instytucje, by odebrali chorego. Ale media udowodniły, że była to nieprawda. Schizofrenicy, chorzy z depresją czy nerwicami tułali się więc po miastach, by po iluś dniach trafić na SOR, do noclegowni lub innego szpitala psychiatrycznego. Placówka z Vegas miała chorego z głowy.
KIJ
W lipcu br. Silver Lake Medical Center – szpital psychiatryczny ze 118 łóżkami – zgodził się zapłacić Urzędowi Miasta Los Angeles, 550 tys. dol. ugody, za to, że aż 750 swoich pacjentów porzucił w autobusach i na dworcach. Dokładnie drugie tyle tysięcy dolarów placówka ma wpłacić na Program Wspomagania Dla Bezdomnych Pacjentów. SLMC zobowiązał się także zmienić procedury zwalniania chorych bez dachu nad głową.
Urząd Miasta Los Angeles doprowadził do podobnych ugód już z 8 innymi placówkami medycznymi. Zapłaciły one w sumie 4 mln dol. odszkodowań. Popularne są też prywatne pozwy, od prawników reprezentujących... bezdomnych. Tylko za ww. porzucenie mężczyzny z paraliżem nóg w Skid Row szpital zapłacił okrągły milion dolarów odszkodowania. Podobne procesy w USA mają miejsce już co najmniej od 25 lat, ale dopiero od 2013 r. szpitale mocniej dostają po kieszeni – kary bywają nawet wielomilionowe. To oraz medialny szum wokół afer, spowodowały, że placówki medyczne obecnie rzadziej niż kiedyś decydują się na takie traktowanie pacjentów.
Dowody? Z raportu nt. patient dumping przygotowanego w 2001 r. wynika, że ten sposób pozbywania się nieubezpieczonych stosowało powszechnie aż 527 szpitali w USA. Z badań prowadzonych w latach 2005–2014 wynika, że aż 43 proc. szpitali było objętych śledztwami dotyczącymi nielegalnego wyrzucania chorych. Teraz jest ich mniej – badania na bezdomnych hospitalizowanych w New Heaven wskazują, że „tylko” 11 proc. trafiło na ulicę prosto z placówki medycznej.
Prawa anty-dumping patient już dawno istniejące, albo zostały zaostrzone, albo władze bardziej dbają o ich przestrzeganie. Szpitale mogą wywozić bezdomnych do ich rodzin, ośrodków opieki nad bezdomnymi, a na ewentualne porzucenie chorego na ulicy muszą mieć jego pisemną zgodę.
MARCHEWKA
Oczywistym, podstawowym powodem, dla którego szpitale wyrzucają niewyleczonych pacjentów, są pieniądze – bezdomni nie mają polis, a jeśli już, to w bardzo podstawowym zakresie. Są obciążeniem finansowym dla tych placówek, działających przecież dla zysku. Badanie z 2014 r. wykazało, że 74 osoby bez dachu nad głową – tzw. superusers – odwiedzili SOR-y Kalifornii w jednym tylko roku ponad... 800 razy. Czyli średnio po 11 razy każdy. Z innego badania prowadzonego przez władze Los Angeles i placówki medyczne Uniwersytetu Południowej Kalifornii wynika, że bezdomni tak często bywali pacjentami tych ostatnich, jakby 20 z nich przez cały rok przebywało non stop w szpitalu. W Kalifornii dzień pobytu w szpitalu to koszt 2–3 tys. dol.
Dlatego m.in. w 2014 r. reforma Obamy wprowadziła podstawowe ubezpieczenia federalne z Medicaid dla osób, których dochody nie przekraczają 133 proc. poziomu ubóstwa. Większość bezdomnych może je mieć. Szpitale na podstawowej pomocy zaczęły zyskiwać. Z badań wynika też, iż 92 proc. pacjentów wyrzuconych przed wyleczeniem na ulicę szybko wróci do jakiejś placówki medycznej z powodu tego samego problemu. Jeśli szpital nie wywiezie pacjenta gdzieś daleko, to jest duża szansa, że wróci on w to samo miejsce. Dlatego placówki medyczne chętniej już zawożą bezdomnych do schronisk. Ale te nie rozwiązują problemu – w samym Los Angeles jest ok. 60 tys. bezdomnych i jedynie 20 tys. miejsc w schroniskach dla nich. Dodatkowo mieszkańcy takich placówek 4-krotnie częściej trafiają do szpitala niż przeciętny Amerykanin.
Kilka lat temu zaczęły się upowszechniać programy wspierania bezdomnych pacjentów. Powstawały ośrodki zapewniające odpowiednie warunki do rekonwalescencji – higieniczne i z podstawową opieką medyczną. To pozwala osobom bez dachu nad głową wyzdrowieć. Połowa z trafiających tutaj staje sama na nogi – znajdują sobie stałe miejsce zamieszkania i nie wracają już na ulicę. Ale największa zaleta takich centrów rekonwalescencji to ich koszt – 15–20-krotnie niższy niż koszty pobytu w szpitalu. Dlatego do budowy takich placówek dokładają się także placówki medyczne, a od 2017 r. wprowadzono w Kalifornii podatek, z którego fundusze płyną właśnie na bezdomnych.
Liczba takich placówek rekonwalescencji to ciągle tylko kropla w morzu potrzeb – w całej Kalifornii w 2016 r. były ich 23, z pół tysiącem miejsc, a w drugim z najlepiej rozwiniętych pod tym względem stanów – Florydzie – już tylko 5.
Paragraf 22
W USA, wg różnych danych, jest od 800 tys. do 3,5 mln bezdomnych. Ta liczba rośnie w czasach kryzysu, maleje – w okresie boomu ekonomicznego. Ale oprócz fazy cyklu gospodarczego, w jakim jest świat, w USA o bezdomności decyduje także... zdrowie człowieka. Kłopoty z nim, choroby przewlekłe, psychiczne, są jedną częstszych przyczyn bankructw Amerykanów – 40 mln z nich nie ma prywatnej polisy zdrowotnej, kilkadziesiąt milionów – tylko podstawową. W przypadkach wielu schorzeń taka nie wystarcza do pokrycia kosztów. Rokrocznie z powodu ogromnych rachunków za opiekę medyczną, bankructwo ogłasza, wg różnych źródeł – od 270 tys. do aż... miliona obywateli. A taka upadłość jest milowym krokiem do utraty dachu nad głową. I pogorszenia i tak fatalnego stanu zdrowia. Wyjście z bezdomności chorego Amerykanina, którego szpitale nie chcą leczyć, jest niezwykle trudne.
Koło się zamyka. Nadzieją na jego przerwanie są wspomniane centra rekonwalescencji.
Patient dumping – krótka historia
W 1946 r. prezydent H. Truman podpisał „Hill-Burton Act” – ustawę, która przeznaczała federalne fundusze na budowę i modernizację szpitali. Także zobowiązywała te placówki medyczne do świadczenia bezpłatnych, podstawowych usług medycznych w „rozsądnym wymiarze”, na obszarze swojego działania, dla osób, których nie stać na opłacenie rachunków. Prawo to nie było w ogóle respektowane. Bezdomni bez polis lądowali na ulicach. Do wczesnych lat 80. tylko 22 stany stworzyły przepisy, które miały minimalizować zjawisko patient dumping. W 1986 r. prezydent R. Reagan wprowadził prawo, które także miało powstrzymać proceder – ustawy EMTALA wyznaczały kary od 50 do 100 tys. dol. za pacjenta wyrzuconego na ulicę, niezgodnie z określonymi procedurami. Karą miało być także ewentualne zabranie funduszy z federalnego ubezpieczenia – Medicare. Ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie zatrzymało zjawiska, które wręcz upowszechniało się. Według badań, do 1992 r., w tych 22 stanach szpitale odmówiły pomocy aż 250 tys. Amerykanów, których nie było stać na leczenie. W Dallas w 1992 r. co miesiąc notowano aż 200 przypadków porzucania pacjentów na ulicy.
Jak w Polsce SOR-y traktują bezdomnych?
Lek. Jarosław Gucwa, specjalista medycyny ratunkowej, od 2000 r. pracuje na SOR-ach pogotowiach, w karetkach:W miastach takich jak Kraków bezdomni na SOR-ze to codzienność. W miasteczkach takich jak Bochnia rzadziej – raz na tydzień. Każdy nieubezpieczony, jeśli wymaga opieki medycznej, to ją dostaje.
Duża część tych przypadków to pijani, zwłaszcza zimą – karetka ich zabiera profilaktycznie, by nie umarli z wyziębienia. Jeśli nie wymagają interwencji lekarskiej, to trafiają do izby wytrzeźwień. Noclegownie przyjmują trzeźwych i takich, którzy chcą tam trafić. A wielu bezdomnych ani nie chce tam iść, ani nie jest trzeźwa.
Druga grupa to osoby z przewlekłymi ranami. Powinni się leczyć w poradniach, ale praktyka jest taka, że do zmiany opatrunku przychodzą na SOR i są leczeni.
Trzecia grupa to głównie alkoholicy, którzy wymagają pozostawienia w szpitalu. Jeśli się zgadzają, to są przyjmowani najczęściej na internę. Szpitale najpierw pytają, czy chory jest ubezpieczony. Jeśli nie, to mówią najczęściej, że nie mają miejsc – wolą dochodowych pacjentów.
Ale zawsze jakaś placówka się zgodzi. Bezdomni potrafią leżeć miesiącami. Jeżeli taki człowiek jest nieubezpieczony, to NFZ nie zapłaci szpitalowi ani złotówki za jego leczenie. Ale szpital może dostać świadczenia za hospitalizację z opieki społecznej – można szybko objąć ubezpieczeniem takiego pacjenta. Chociaż nie zawsze tak jest – kiedyś dwa MOPS-y kłóciły się, który ma objąć opieką chorego. W jednym kiedyś on mieszkał, a w drugim – w momencie interwencji – przebywał. Odbijali piłeczkę w sądach przez ponad rok, a chory u nas leżał w tym czasie i generował koszty. Rozwiązania prawne tej kwestii są kiepskie. Problemem jest też przeniesienie pacjenta, gdy już nie wymaga hospitalizacji. Czasem mają rodzinę – trzeba ją znaleźć albo trzeba wyznaczyć opiekuna prawnego i to też może ciągnąć się miesiącami.
Nie słyszałem w Polsce o przypadkach, by karetką wywoziło się bezdomnego chorego ze szpitala i porzucało gdzieś na ulicy.
Bezdomni w polskiej ochronie zdrowia
Krzysztof Boczek: Jak szpitale, a zwłaszcza SOR-y, mają postępować z bezdomnymi, którzy z reguły nie są w żaden sposób ubezpieczeni?
Sylwia Wądrzyk, rzecznik prasowy NFZ: Osoby, o które pan pyta mogą otrzymać decyzję potwierdzającą prawo do świadczeń, wydaną przez wójta (burmistrza, prezydenta) gminy właściwej dla ich miejsca zamieszkania. Wójt (burmistrz, prezydent) wydaje decyzję na wniosek osoby ubiegającej się o świadczenie lub jej przedstawiciela ustawowego, a w przypadku stanu nagłego – także na wniosek placówki medycznej (np. szpitala). W Polsce osobami uprawnionymi do uzyskania bezpłatnych świadczeń opieki zdrowotnej, a jednocześnie niemającymi ubezpieczenia zdrowotnego, są osoby, które zamieszkują na terytorium Polski, mają obywatelstwo polskie lub uzyskały tutaj status uchodźcy albo zezwolenie na pobyt czasowy, spełniające jednocześnie kryterium dochodowe określone w ustawie o pomocy społecznej.
K.B.: Czy szpital może odmówić leczenia/udzielenia pomocy bezdomnemu lub wydalić go z placówki przed końcem jego leczenia do innej placówki, np. noclegowni albo na ulicę?
S.W.: To lekarz sprawujący opiekę nad pacjentem ocenia, jaka pomoc medyczna, z uwagi na stan zdrowia pacjenta, jest niezbędna.
K.B.: Jaki budżet NFZ przeznaczył w 2017 r. na pomoc bezdomnym?
S.W.: Wysokość środków na realizację zadań dot. finansowania świadczeń opieki zdrowotnej udzielonych m.in. wyżej wymienionym osobom na lata 2015–2018 została określona w ustawie z dnia 25 września 2015 r. o finansowaniu niektórych świadczeń zdrowotnych w latach 2015–2018 (Dz.U. poz. 1770). W planie finansowym na 2018 r. przychody z dotacji na realizację tych zadań ustalono w wysokości ponad 320 mln zł (dokładnie: 320 232 tys. zł.).
K.B.: Czy NFZ odnotowywał w Polsce przypadki wyrzucania bezdomnych przez szpitale na ulicę?
S.W.: W ciągu ostatnich trzech lat do Centrali NFZ nie wpłynęła żadna skarga dotycząca kwestii, o którą pan pyta.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?