– Przy innych poniża mnie, wyzywa. Po czym zaprasza do gabinetu, przeprasza i dotyka po plecach, piersiach, pośladkach, włosach, twarzy – Zuzanna, rezydentka w jednym z warszawskich szpitali, opowiada o tym, jak napastuje ją szef – znany, wpływowy profesor. O swoich doświadczeniach mówi także druga z ofiar tego VIP-a.
Krzysztof Boczek: Co Pani może powiedzieć o molestowaniu seksualnym w placówkach zdrowia?
Zuzanna (imię zmienione): Mogę opowiedzieć o swoim przypadku. W tym szpitalu [do wiadomości redakcji] robiłam też staż podyplomowy. Na początku wszystko było w porządku – szef mnie bardzo zachęcał do rozwoju, rozpisywał już jako stażystkę do zabiegów. Zmieniło się dopiero przy specjalizacji. Drastycznie. Przy innych lekarzach, pielęgniarkach, pacjentach poniżał mnie. Potrafił powiedzieć, że jestem „nic nie warta”, „głupia”, „nienormalna”, „idiotka”, albo że jestem „popierd...a”. Po czym zapraszał mnie do gabinetu, przepraszał i dotykał po plecach, piersiach, pośladkach, włosach, twarzy.
K.B.: I co Pani na to?
Z: Mówiłam mu, że przekracza moje granice, że sobie tego nie życzę. Nic sobie z tego nie robił. Co prawda nigdy nie posunął się dalej, ale za każdym razem, gdy wychodziłam z jego gabinetu, to czułam się jak śmieć.
K.B.: Często to robił?
Z: Tak. Zdarzało się 2–3 razy w tygodniu. Trwa to od roku. Wszyscy moi koledzy z oddziału o tym wiedzą, bo mówiłam o tym głośno. Ale nigdy nikt się za mną nie wstawił.
K.B.: Czemu?
Z: Bo wszyscy się go boją.
K.B.: Kto to jest?
Z: Jeden z profesorów [nazwisko do wiadomości redakcji], który dużo może.
K.B.: Faktycznie – on ma wpływy.
Z: Ma. Kiedyś jeden kolega wziął mnie na rozmowę. Powiedział, że nie powinnam z szefem wchodzić na żadną drogę sądową, bo i tak z zespołu nikt się za mną nie wstawi. Zostanę sama i nigdy nie uzyskam specjalizacji. Teraz jest względnie spokojnie. Ale były takie chwile, że gdy pojawiał się na korytarzu, to ja chowałam się gdzie mogłam, by nie mieć z nim do czynienia.
K.B.: Jak dużo osób o tym molestowaniu wie?
Z: W zasadzie wszyscy z mojego oddziału – ok. 20 osób.
K.B.: Pielęgniarki o tym wiedzą?
Z: One nie. Ale na nas wszystkich szef ma tak straszny wpływ psychiczny – mobbingowi poddawana jest większość – że dla pielęgniarek moje chowanie się nie było jakoś specjalnie dziwne.
K.B.: Nie rozważała Pani żadnych kroków w związku z tym?
Z: Moi rodzice proponowali, że sfinansują prawnika, jeśli się zdecyduję. Ale ja stwierdziłam, że nie chcę tego robić, bo zamknie mi to drogę do marzeń, do których dążę od wielu lat.
K.B.: Serio uważa Pani, że miałaby pani utrudnione zdobycie specjalizacji?
Z: Myślę, że tak – na egzaminach wszyscy w komisji to koledzy pana profesora. Nieważne, jak dobra bym była, to zamknięta droga dla mnie. Nieważne, do jakiej kliniki bym trafiła, pewno nie byłabym rozpisywana na zabiegi. U siebie także przez długi czas. Zresztą już przez długi czas nie byłam rozpisywana do zabiegów. Jedna sytuacja mnie bardzo załamała i nie mogłam dojść do siebie – pomyślałam wtedy o zmianie miejsca specjalizacyjnego. Przed zabiegiem, gdy myłam ręce na umywalni, a wszędzie były pozamykane drzwi, poczułam czyjeś ręce na biodrach. I usłyszałam głos profesora: „Jak ci się pracuje u nas?”. I zaczął mnie dotykać. Zamurowało mnie. Potem przez cały zabieg próbowałam się nie popłakać. Gdy się skończył, wybiegłam do samotni i tam przy koleżance płakałam przez 2–3 godziny. Na konferencji, gdy podeszłam z koleżanką się przywitać, to mnie pocałował w policzek. Kiedy się odsunęłam, to powiedział, że gdy taka osobowość jak on chce mnie pocałować, to powinnam się pochylić, a nie odsuwać.
K.B.: Czy Pani szef jest narcyzem?
Z: Jest.
K.B.: Czy próbowała Pani z kimś z zewnątrz rozmawiać o tej sprawie, np. RPO, fundacje wspierające osoby molestowane?
Z: Nie. Pan jest pierwszą osobą z zewnątrz – poza psychoterapeutką – z którą rozmawiam o tym. Nadal się boję, że to może mi złamać gdzieś tam karierę. Już trochę to robi – gdy powiedziałam, że chcę robić doktorat to stwierdził, że „idiotki nie piszą doktoratów”. Zapomniałam języka w gębie.
K.B.: Jak Pani myśli, co będzie dalej?
Z: Nie wiem. Na razie jest względny spokój. Szef przestał mnie wyzywać przy innych, chociaż mówi kolegom, że nic nie robię. Wysłałam swoje CV do firmy pośredniczącej w poszukiwaniu pracy w Niemczech.
K.B.: Czyli rozważa Pani wyjazd i dokończenie specjalizacji za Odrą?
Z: Dokładnie tak. Tam są podpisywane specjalne klauzule antymobbingowe. W Polsce w innym szpitalu także były takowe. U nas nie ma nic takiego, żadnego zespołu antymobbingowego.
K.B.: Dlaczego wybrał sobie Panią?
Z: Kiedyś miałam depresję, wzięłam urlop i on o tym wiedział. Byłam słabsza, więc dla niego łatwiejszym celem. Po drugie on lubi kobiety z moim kolorem włosów. Być może też dlatego, że lubię ostry makijaż i bardziej się przez to rzucam w oczy.
K.B.: Spotkała Pani jeszcze jakąś ofiarę molestowania tego człowieka?
Z: Tak, rezydentkę z innej specjalizacji z mojego szpitala.
To temat tabu
Lekarze, którzy sobie na to pozwalają, są na stanowiskach tak wysokich, że uważają iż są bogami. I wolno im wszytko. Czują się bezkarni. I też tacy są.
K.B.: Kiedy Pani padła ofiarą molestowania tego ordynatora?
Monika (imię zmienione): Kilka lat temu, kiedy byłam młodsza, bardziej zależna.
K.B.: Jak długo to trwało?
M.: Krótko – ja to szybko ucięłam. Ten mężczyzna pod pozorem rozmowy wszedł do mojego pokoju i zaproponował byśmy uprawiali seks. Dziwił się, dlaczego mielibyśmy tego nie robić „przecież się nikt nie dowie” – tłumaczył.
K.B.: Dosłownie tak powiedział?!
M.: Też zgłupiałam. Bo 2 dorosłe osoby, które chcą czegoś takiego to wysyłają sobie sygnały. Jeśli ich brak i jedna z tych osób się tak narzuca, to jest to dla mnie dziwne zachowanie. Ja odmówiłam. Powiedziałam, że tego nie akceptuję. Nie wiedziałam, jak wybrnąć z tej sytuacji, więc z bezsilności się popłakałam. Odpuścił. Wychodząc powiedział: „ja się tak zastanawiałem, czy ty mi odmówisz”.
K.B.: Później już nic się nie działo?
M.: Nie. Ale musiałam przez to brać leki uspokajające. I tak naprawdę do dnia dzisiejszego mam problemy. Traktuje mnie jak lekarza kategorii B. Zdarza się, że to ja jestem cały czas „na tapecie” – próbuje mnie złapać: na spóźnieniu, wyjściu wcześniej z pracy, niedopełnieniu obowiązków.
K.B.: Ale on ponoć mobbinguje prawie wszystkich.
M.: Ale jednych mniej, drugich bardziej.
K.B.: A myślała Pani, by coś z tym molestowaniem zrobić?
M.: Absolutnie. Bo bym nie ukończyła specjalizacji i nigdzie nie znalazłabym pracy. To człowiek pamiętliwy.
K.B.: Zna Pani jeszcze inne ofiary tego profesora?
M.: Tak, stażystki. Co któraś przyjdzie, jakaś bardziej wpadająca w oko, to jest wyróżniana, zapraszana do gabinetu. Szef bada, czy może sobie pozwolić na więcej. To taka tajemnica poliszynela – chyba wszyscy już u nas wiedzą, że tak jest. I nikt z tym nic nie robi. Na studiach miałam gorszą sytuację. Dziekan – inny człowiek – zaprosił mnie do katedry. Zamknął wszystkie drzwi. Powiedział, że zaliczenie egzaminu to nie problem i bym się z nim umówiła na kawę. Proponował jasny układ. Próbował się do mnie przybliżać. Mocno się przestraszyłam. Zrobiłam z siebie wariatkę – że mogę sobie coś zrobić, że jestem niezrównoważona. On się z kolei wystraszył i otworzył drzwi. Nie byłam chyba odosobnionym przypadkiem, bo ten człowiek potem wyleciał z uczelni. Myślę, że są grupy kobiet potencjalnie bardziej narażone na takie molestowanie. Ja i Zuza jesteśmy takie „kobiety dzieci” – delikatne z wyglądu. I są grupy lekarzy, którzy sobie na to pozwalają: na stanowiskach tak wysokich, że uważają, iż są bogami. I wolno im wszytko. Czują się bezkarni. I też tacy są.