w sierpniu poznaliśmy kolejną odsłonę afery w Centrum Zdrowia Dziecka: dyrekcja CZD skierowała sprawę do prokuratury przeciwko swojemu lekarzowi, doktorowi Markowi Bachańskiemu, który do tej pory w tym szpitalu eksperymentalnie leczył dzieci medyczną marihuaną. Coraz więcej rzeczy zadziwia mnie w tej kwestii. Najpierw zadziwia mnie wielka ochota, z jaką dyrekcja CZD atakuje swojego lekarza za pracę, na której wykonanie miał wszelkie pozwolenia. Po drugie jestem zaskoczony tym, że doktor M. Bachański w tej sytuacji tak słabo się broni, po trzecie – i tego już zupełnie nie rozumiem – dlaczego Ministerstwo Zdrowia nie zarządziło w tej sprawie kontroli w CZD?
Solidarność zawodowa w środowisku medycznym jest bardzo dobrze znana i o tym, że dyrekcje różnych szpitali bronią – w różnego rodzaju aferach – swoich pracowników też dobrze wszyscy wiemy. Przykładami można sypać jak z rękawa. A tu, bardzo proszę: CZD przeciwko swojemu lekarzowi bardzo szybko skierowało sprawę do prokuratury i do rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Zorganizowano nawet konferencję prasową, na której pani wicedyrektor Katarzyna Kotulska-Jóźwiak bardzo ostro atakowała doktora Marka Bachańskiego, który od początku konsekwentnie mówił i mówi: kierownik Kliniki Neurologii i Epileptologii dał zgodę na badania i od początku je pilotował. Pani dyrektor na konferencji gorąco zaprzeczała: dyrekcja CZD o badaniach miała się dowiedzieć w marcu z mediów. Czy pani wicedyrektor na tej konferencji prasowej bardziej broniła interesu Centrum Zdrowia Dziecka czy prof. Sergiusza Jóźwiaka, którego jest żoną? Jak dyrekcja CZD może kontrolować tę sprawę, skoro kontrolującą osobą jest żona, a kontrolowanym mąż? Czy nie ma tu konfliktu interesów? Prof. Sergiusz Jóźwiak od czerwca przestał pracować w CZD i przeniósł się do nowego Szpitala Pediatrycznego w Warszawie. Pozostawił jednak w CZD problem, który nagłośniony do granic możliwości, stał się problemem publicznym.
Drugim powodem mojego zdziwienia jest nieśmiała obrona dr. M. Bachańskiego. Okoliczności wskazują na to, że słabo się broni, bo faktycznie źle prowadził dokumentację medyczną i zarzuty wobec niego też nie są pozbawione słuszności. Czym innym jednak jest niewłaściwe prowadzenie dokumentacji, a czym innym wydanie zgody na prowadzenie badań. A cóż powiedzieć o kontroli pracy lekarza – przecież dr Bachański powinien być systematycznie kontrolowany przez swoich przełożonych. Czy był? Pani wicedyrektor na pewno tę kwestię wnikliwie wyjaśni.
I tu dochodzimy do trzeciego punktu: brak kontroli z Ministerstwa Zdrowia. Przypominam sobie, jak chętnie, przy byle okazji, ministrowie zdrowia wysyłali kontrole do różnych placówek, z CZD włącznie. Widzę też, z jaką ochotą obecny minister zdrowia jeździ po Polsce, gani i chwali lekarzy i gospodarskim okiem wszędzie zagląda. A tu taka afera, i nic. Żadnej kontroli, żadnej chęci pokazania, kto tu rządzi. I to jeszcze w sytuacji ewidentnego konfliktu interesów między dyrekcją a kierownictwem kliniki. Czy w CZD normą jest wydawanie ustnej zgody na prowadzenie eksperymentów medycznych? Czy to normalne, że dyrekcja CZD o badaniu dowiedziała się z mediów? Czy nieprawidłowemu prowadzeniu dokumentacji winny jest tylko jeden lekarz? Pytań jest mnóstwo i na nie może odpowiedzieć tylko zewnętrzna kontrola organu założycielskiego. A kontroli nie ma. Jest natomiast sprawa skierowana do prokuratury przeciwko doktorowi Bachańskiemu.