Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 26–33/2018
z 19 kwietnia 2018 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Co z tą debatą?

Małgorzata Solecka

Narodowa debata o zdrowiu to nowe yeti? Wszyscy o niej mówią, nikt (przynajmniej na razie) nie widział. Początek zapowiedziany najpierw na połowę marca, przesunięty na „po świętach” (5 kwietnia, zaplanowana konferencja prasowa), odwołany w ostatniej chwili z powodu… zmian w kalendarzu ministra. Tym razem, podobno nieodwołalnie, medialny start debaty odbędzie się około 20 kwietnia.

Fingers crossed, jak mówili starożytni Rzymianie. Albo bardziej swojsko: ściskamy kciuki. Bo jeszcze jedno przesunięcie, a i tak budzący kontrowersje projekt ministra Łukasza Szumowskiego stanie się powodem drwin i – co tu kryć – dowodem politycznej nieudolności ministra, o którym po kilku miesiącach trudno przecież mówić: „nowy”. Narodowa debata o kierunkach zmian w ochronie zdrowia, zaplanowana na co najmniej kilka miesięcy – a może nawet rok – budzi wątpliwości, bo w połowie kadencji wypadałoby raczej dopinać ostatnie projekty ewentualnych zmian w systemie, a nie rozpoczynać (czy też planować rozpoczęcie) wielkiej dyskusji o tychże zmianach. Tym bardziej że przecież w 2015 roku wszystko wydawało się nie tylko przesądzone, ale i dokładnie zaprojektowane, a może i policzone. Beata Szydło, tworząc rząd, miała przecież teczkę wypełnioną projektami ustaw…

Wszystkim, którzy twierdzą, że nie czas pastwić się nad dwoma słusznie minionymi w ochronie zdrowia latami, trzeba powiedzieć za starożytnymi: powściągnijcie swoje konie. Bo zarówno to, co wydarzyło się w systemie w latach 2015–2017, jak i to, co się nie wydarzyło, jeszcze długo wszystkim będzie odbijać się czkawką. Tak, to samo można – nawet trzeba! – mówić o latach 2007–2015, ale trudno też nie zauważyć, że stają się one coraz bardziej zamierzchłą przeszłością. I coraz trudniej powtarzać: „przez osiem ostatnich lat”, zachowując pierwotny sens tych słów. Coraz bardziej naturalne i oczywiste staje się stwierdzenie: „przez ostatnie dwa lata…”.

Przez ostatnie dwa lata, wbrew temu, co twierdzi (i zapewne szczerze w to wierzy) były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, sytuacja systemu ochrony zdrowia nie tylko się nie poprawiła, ale do starych problemów doszły zupełnie nowe. Część z nich resort zdrowia wykreował na własne życzenie, część to efekt uboczny podjętych i niepodjętych decyzji. Zadziwiać może to (choć nie powinno, bo przecież dzieje się tak od lat), że przed zdecydowaną większością tych niepożądanych zdarzeń niemal wszyscy – eksperci, opozycja – głośno ostrzegali.

Weźmy sprawę jednostkową, choć o silnym zabarwieniu politycznym, a nawet ideologicznym. Dentobusy, flagowy projekt, wręcz można powiedzieć, oczko w głowie ministra Radziwiłła. Zakup i wyposażenie szesnastu dentobusów – 24 miliony złotych. Minister wydał je bez mrugnięcia powieką. Dlaczego? Prawo i Sprawiedliwość w kampanii wyborczej obiecało powrót gabinetów lekarskich i stomatologicznych do szkół, ale szybko okazało się, że ten projekt to czystej wody kiełbasa wyborcza – nieekonomiczny, nierealizowalny. W sam raz, by umieścić go w programie wyborczym, a po wyborach zastanawiać się, jak wybrnąć z obietnicy. I Radziwiłł, trzeba to przyznać, wybrnął. Nie można otworzyć gabinetu stomatologicznego w każdej szkole? Kupi się mobilne gabinety, wyposaży i będą jeździć do szkół. Pierwsza część projektu („kupi się”, „wyposaży”) przebiegła bezproblemowo, bo udało się ówczesnego wicepremiera Mateusza Morawieckiego przekonać do odkręcenia kurka z pieniędzmi na zakupy sprzętu dla systemu ochrony zdrowia. Po raz kolejny okazało się, że ekonomista nie ma problemu z wydaniem dziesiątków (nawet setek) milionów złotych na „twarde” inwestycje. Nawet jeśli są nietrafione. Bo druga – zasadnicza – część planu Radziwiłła („będą jeździć”) nie do końca okazuje się sukcesem. Nie ma – zapewne ku zaskoczeniu byłego ministra i jego doradców – chętnych dentystów. Stomatolodzy, organizacje pracodawców mogą tylko powiedzieć: – Przecież ostrzegaliśmy.

Choćby przed pomysłem dorywczego leczenia, które trudno zaplanować i kontynuować. Stomatolodzy próbowali kilka miesięcy temu tłumaczyć, że zdecydowanie lepszym pomysłem byłoby otworzenie mniejszej liczby gabinetów stomatologicznych w szkołach i przede wszystkim – lepsze finansowanie świadczeń stomatologicznych dla dzieci i młodzieży. Gdy „Gazeta Wyborcza” na początku kwietnia ujawniła, że do konkursów na świadczenia stomatologiczne w dentobusach w całym kraju zgłosiło się dosłownie kilku dentystów, poseł Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Sośnierz komentował: – Dentobusy to pomysł rodem z lat pięćdziesiątych.

Innym przykładem zrealizowanego od A do niemal Z projektu, który miał zadziałać, a nie działa, jest przepis dający samorządom lokalnym możliwość kupowania świadczeń zdrowotnych dla swoich mieszkańców. Przepis stosunkowo „stary”, bo uchwalony już latem 2016 roku. I całkowicie martwy. Z przywileju – bo Konstanty Radziwiłł z dumą podkreślał, że nie nakłada na samorządy obowiązków, tylko daje im większe możliwości – zakupu świadczeń chciało skorzystać w ciągu tych niemal dwóch lat kilka gmin, bodaj jedna zrealizowała plan i wykupiła dla mieszkańców pakiet świadczeń z fizjoterapii.

Na początku kwietnia Sejmik Województwa Mazowieckiego skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o stwierdzenie niezgodności z konstytucją art. 9a i 9b ustawy z 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, dopisanych do niej w czerwcu 2016 roku. Wystarczy sięgnąć do sejmowych stenogramów – tych z posiedzeń plenarnych i posiedzeń Komisji Zdrowia – by sprawdzić, przed czym przestrzegali posłowie opozycji, eksperci i sami samorządowcy, i jak swoich propozycji bronił minister zdrowia. Wywód we wniosku do Trybunału Konstytucyjnego – jeśli chodzi o stworzone systemowo rozwiązania – jest logiczny i dla ustawodawcy miażdżący, ale wnioskodawcy punktują też wręcz śmieszne legislacyjne „niedoróbki” – jak choćby tę, że zapomniano o określeniu w ustawie (lub odesłaniu do rozporządzenia) mechanizmów, w jaki sposób samorządy miałyby kupować i rozliczać świadczenia.

„Znaczenie regulacji polega na tym, iż skutkami finansowymi nieprawidłowego zarządzania systemem udzielania gwarantowanych świadczeń z zakresu opieki zdrowotnej przez NFZ ustawodawca obciążył jednostki samorządu terytorialnego, tj. samorządu województwa” – czytamy we wniosku mazowieckiego samorządu. Ustawa z jednej strony daje gminom „prawo” kupowania świadczeń (minister tłumaczył, że poprawi to dostępność do leczenia i jednocześnie podreperuje finanse szpitali), z drugiej (jeśli gminy nie skorzystają i nie uzupełnią budżetów lecznic) z problemem strat i długów zostawia inne samorządy, organy założycielskie szpitali (powiaty i województwa).

Głównym zarzutem zarówno z wniosku do TK, jak i formułowanym podczas konsultacji publicznych i parlamentarnej debaty wobec forsowanych przez Radziwiłła przepisów było kreowanie (a w zasadzie pogłębianie) nierówności obywateli w dostępie do świadczeń zdrowotnych. – Na zakup świadczeń będą sobie mogły pozwolić tylko bogate gminy – przestrzegali samorządowcy. I pytali, jak resort zdrowia wyobraża sobie planowanie zabiegów i tworzenie kolejek do nich, skoro „swoi” mieszkańcy mają mieć pierwszeństwo (bez względu na wskazania medyczne, które powinny być jedynym kryterium oczekiwania na świadczenia).

Ale Mazowsze stawia też zarzuty natury ustrojowej – daleko wykraczającej poza system ochrony zdrowia, twierdząc, że ustawodawca złamał konstytucyjną zasadę samodzielności samorządów. „Przywilej” finansowania świadczeń zdrowotnych oznacza, zdaniem wnioskodawców, przekazanie samorządom nowego zadania publicznego, „które nie zostało przez ustawodawcę nazwane i przekazane wprost i nie posiada cech zadania własnego”. „Organizowanie i finansowanie opieki zdrowotnej jest zadaniem władz centralnych, które reprezentuje Narodowy Fundusz Zdrowia, będący państwową osobą prawną i jednostką sektora finansów publicznych, powołaną do realizacji zadań publicznych. Tymczasem to na samorząd terytorialny, w tym Samorząd Województwa Mazowieckiego, pod pozorem przekazania jednostkom samorządu terytorialnego fakultatywnego zadania własnego, został przerzucony obowiązek finansowania skutków nieprawidłowej organizacji udzielania świadczeń gwarantowanych przez władze centralne”.

Nawet jeśli Trybunał Konstytucyjny w obecnym składzie nie dopatrzy się niekonstytucyjności przepisów, fakt tworzenia wadliwego i martwego prawa obciąża rachunek poprzedniego kierownictwa ministerstwa.

Podobnie jak projekt sieci szpitali, a raczej jego konsekwencje. Na ostateczny bilans zysków i strat zapewne poczekamy jeszcze (bardzo) długo, ale już dziś można powiedzieć, że pierwsze ofiary już są. W skali kraju kilkadziesiąt samorządów (przede wszystkim powiatowych) musi się na własną rękę zmierzyć z faktem niższego niż do tej pory finansowania szpitali. Czas ku temu jest szczególny – właśnie rozpoczyna się kampania samorządowa. I nawet jeśli samorządowcy mogliby krzyczeć, że za problemy szpitala odpowiada rząd, Ministerstwo Zdrowia, NFZ – i tak to ich wyborcy będą z nich rozliczać. Za planową likwidację czy ograniczanie działalności szpitali odpowiedzialność polityczną musiałoby wziąć Prawo i Sprawiedliwość. Lokalne, punktowe problemy można łatwo przypisać samorządom – zwłaszcza jeśli zasiadają w nich polityczni adwersarze.

Lecznictwo zamknięte to jednak kolos, w którym zmiany zachodzą i są widoczne z dużym opóźnieniem. Zupełnie inna sytuacja jest w AOS, która ma duże szanse stać się pierwszą ofiarą (bądź beneficjentem, jeśli reakcja przyjdzie w porę) projektu sieci szpitali. Zgodnie z pierwotnym planem duża część AOS miała trafić do sieci szpitali (poradnie przyszpitalne gwarantujące pacjentom kompleksowość i ciągłość leczenia). – Pacjent nie będzie się gubił w systemie – obiecywało Ministerstwo Zdrowia. Patrząc na efekty, można powiedzieć, że przynajmniej ten plan wydaje się bliski realizacji, choć niekoniecznie zgodnie z deklarowanymi założeniami. Pacjent nie gubi się w systemie, bo coraz częściej porady specjalisty szuka w sektorze prywatnym. Proces prywatyzacji opieki specjalistycznej (nie jako formy własności, tylko źródła finansowania świadczeń) i tak zaawansowany, na przestrzeni ostatnich miesięcy nabrał jeszcze przyspieszenia.

Minister Łukasz Szumowski słusznie dostrzega niebezpieczeństwo i od początku urzędowania deklaruje zamiar wzmocnienia AOS w ramach systemu powszechnego – na konkretne propozycje trzeba będzie jednak jeszcze poczekać, bo prawdopodobnie zostaną przedstawione w pakiecie wniosków z funkcjonowania sieci szpitali i propozycji zmian (czyli zapewne latem).

Jeśli do tego dodać problemy z wynagrodzeniami pracowników ochrony zdrowia (spór wokół ustawy o wynagrodzeniach minimalnych, żądania płacowe ratowników medycznych, oczekiwane przez rezydentów zmiany w ich wynagrodzeniach, planowane zmiany ustawowe dotyczące wynagrodzenia specjalistów itd.) spadek, który odziedziczył po poprzedniku minister Szumowski, nie zachęca do przyjęcia go. Chyba że w formule „z dobrodziejstwem inwentarza”.

W tym kontekście propozycja wielomiesięcznego maratonu problemowych dyskusji brzmi wyjątkowo kusząco (dla ministra, dla rządu, dla większości parlamentarnej) – bo daje czas na zaczerpnięcie oddechu. I wyjątkowo niebezpiecznie dla tzw. interesariuszy (czyli wszystkich innych, szczególnie dla pracowników systemu ochrony zdrowia i pacjentów), jeśli – to ważne zastrzeżenie – dyskusjom nie będą towarzyszyć przemyślane i dobrze skalkulowane decyzje, naprawiające to, co w systemie szwankuje. Nieważne, z czyjej winy i z jakiego powodu.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Dobra polisa na życie — na co zwrócić uwagę?

Ubezpieczenie na życie to zabezpieczenie finansowe w trudnych chwilach. Zapewnia wsparcie w przypadku nieszczęśliwego wypadku lub śmierci ubezpieczonego. Aby polisa dobrze spełniała swoją funkcję i gwarantowała pomoc, niezbędne jest gruntowne sprawdzenie jej warunków. Jeśli chcesz wiedzieć, na czym dokładnie powinieneś się skupić — przeczytaj ten tekst!

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.




bot