SZ nr 81–100/2022
z 24 listopada 2022 r.
Coraz więcej ukraińskich lekarzy pracuje. Ale zmagają się z problemami
Krzysztof Boczek
Od wybuchu wojny znacząco wzrosła liczba lekarzy i innych medyków z Ukrainy, którzy starają się w Polsce o pozwolenie na wykonywanie zawodu (PWZ). Ale w Ministerstwie Zdrowia są ogromne opóźnienia w procedowaniu, a niektóre izby lekarskie utrudniają wręcz zatrudnianie konkurencji ze Wschodu. „Bronią swojego rynku pracy i pozycji na nim”. Tak bardzo, że nawet nie chcą ujawnić statystyk.
– Od wojny w Ukrainie ogromnie wzrosła nam liczba wniosków lekarzy z Ukrainy ubiegających się o pracę w Polsce. Tak bardzo, że wprost nie wyrabiamy się z pracą – twierdzi Magdalena Waliszewska, współwłaścicielka firmy MERITUM HR, która prowadzi rekrutacyjny Portal-Medica.pl i pozyskuje personel medyczny do dużych firm z tej branży m.in. Medicover, Lux-Med, OSSP – w sumie ponad 230 szpitali/ placówek.
Jak duża zmiana? Szacuje, że o 60–70 proc. – Mamy żniwa. Jest tak wiele zleceń, że powstają nowe agencje medyczne – dodaje.
Ten trend potwierdzają też inni przedstawiciele środowiska rekrutacyjnego. – Lekarzy dużo, ale przede wszystkim napłynęło wiele pielęgniarek z Ukrainy – zaznacza Szymon Ryłko, prezes zarządu Navigal Workers Personel Med.
„Dobrzy, zmotywowani pracownicy”
Z lekarzy, którzy przybyli po wybuchu wojny, przygniatająca większość to kobiety z dziećmi. Bardzo wiele z nich to pediatrzy, interniści. Najczęściej nie znają polskiego języka, ale uczą się go szybko. – Wpisujemy ich na kurs języka online i już po 3 miesiącach potrafią mówić – twierdzi Waliszewska. Część rozmówców SZ to potwierdza – wystarczy kilka miesięcy i już Ukraińcy komunikują się dość dobrze. Jak to możliwe? Ich język jest bardzo podobny do polskiego w ok. 40%, a lekarze są przyzwyczajeni i chętni do samodzielnej nauki. – Po ponad pół roku te lekarki nieźle już operują językiem polskim – twierdzi Marek Skarzyński, dyrektor Szpitala Powiatowego w Piszu.
Czasem nowo przybyli lekarze od razu są zatrudniani w placówce, ale na stanowisku asystenta. Przez czas oczekiwania na decyzję Ministerstwa Zdrowia i okręgowej izby lekarskiej, uczą się języka zarówno w pracy, jak i na zdalnym kursie. Poznają też system informatyczny, współpracowników, standardy. Gdy przychodzi pozwolenie z MZ i OIL, są już gotowi do pracy. –To są dobrzy, zmotywowani pracownicy, z nawet dobrą znajomością polskiego. I szybko się adaptują do nowych warunków – chwali prof. Jarosław Fedorowski, prezes Federacji Szpitali.
Zazwyczaj to pracodawca załatwia takim uchodźcom mieszkanie. Przybyli po wybuchu wojny często są z dziećmi, więc taka pomoc jest istotna. Zadowolą się choćby pokojem w budynku uzdrowiska. Firmy rekrutujące pomagają zapisać ich dzieci do przedszkoli, do szkół, oraz przejść przez biurokratyczny maraton.
W dużych miastach Polski lekarze z Ukrainy rzadziej znajdują pracę. – Nie zatrudniliśmy nikogo z Ukrainy, bo nie mamy takiej potrzeby. Jesteśmy dużym szpitalem akademickim w centrum dużego miasta, więc nam łatwiej – tłumaczy dr Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie.
Najchętniej medyków ze Wschodu zasysają szpitale powiatowe, POZ-ety, ewentualnie mniejsze miasta wojewódzkie. W Szpitalu Powiatowym w Piszu jest 3 takich lekarzy, w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu – od wybuchu wojny było już 6.
Ilu w sumie medyków dostało zezwolenia na pracę w MZ od 24 lutego? Do 17 października br. MZ wydało takie zgody: 914 lekarzom, 621 – pielęgniarkom i położnym, 16 – ratownikom medycznym – informuje Jarosław Rybarczyk, główny specjalista w wydziale ds. mediów MZ.
Ministerstwo nie podało, ile takich zgód wydano od wprowadzenia uproszczonej ścieżki uzyskiwania PWZ, ale jeszcze w lipcu br. minister zdrowia Adam Niedzielski chwalił się, że było to 2 tysiące, z czego aż 1040 dla osób z Ukrainy.
Zapytaliśmy Naczelną Izbę Lekarską, ile takich PWZ wydały okręgowe izby: od 2 marca do 26 października izby wydały 1314 PWZ w całej Polsce. To duża zmiana – przez te pół roku wydano o 53% więcej PWZ niż przez pierwsze 15 miesięcy funkcjonowania uproszczonej ścieżki. 26 października w izbach czekało 209 wniosków na rozpatrzenie.
„Są dość himeryczni”
Czy zmiany, jakie od 2021 r. wprowadzili rządzący poprzez uproszczony system wydawania pozwoleń dla lekarzy spoza EU, jest korzystny dla opieki zdrowotnej w Polsce? – Te przepisy ogromnie poprawiły sytuację i ułatwiły zatrudnianie – ocenia Magdalena Waliszewska. – Na pewno zmiany pomogły szpitalom. U nas nie ma wielkich braków, ale koledzy z innych placówek zatrudniają z wielką ochotą lekarzy z Ukrainy, co wzmacnia zespoły i zwiększa dostęp do ich usług – dodaje Barbara Stawarz, dyrektorka Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu. – Legislacja poszła w dobrą stronę – chwali także dyrektor Skarzyński z Pisza.
Żadnych korzyści za to nie widzą przedstawiciele... izb lekarskich.
– Mam mieszane uczucia, bo zatrudniamy ludzi, o których kwalifikacjach nie wiemy wiele. Nie widzę powodu, byśmy mieli obniżać wymagania kwalifikacyjne – tłumaczy dr Friediger, członek Prezydium Okręgowej Rady Lekarskiej OIL w Krakowie.
Prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, Piotr Pawliszak, wylicza, że ok. 2,5 tys. PWZ w trybie uproszczonym przy 185 tys. lekarzy w Polsce to „kropla w morzu potrzeb”. Dodaje, że kluczowa jest nie liczba medyków, ale organizacja i efektywność systemu. I w tym świetle sugeruje, iż więcej lekarzy spoza EU wręcz niekorzystnie wpływa na opiekę zdrowotną w Polsce. „Nie bez znaczenia jest też fakt, że osoby, którym przyznano PWZ w tym trybie muszą pracować pod nadzorem, co dodatkowo angażuje lekarzy systemu” – zaznacza Pawliszak.
Naczelna Izba Lekarska: „Zmiany ułatwiające dostęp do zawodu lekarzom spoza UE nie zmieniają sytuacji kadrowej polskiej ochrony zdrowia, która od wielu lat znajduje się w zapaści”.
Firmy rekrutujące medyków przyznają to, co oczywiste: potrzeby nadal są ogromne, liczone w dziesiątkach tysięcy etatów. – Przed chwilą dzwoniła pani ze szpitala powiatowego we wschodniej Polsce. Potrzebują internistów, chirurgów, lekarzy rehabilitacji medycznej. I to na wczoraj – mówi Waliszewska.
Niektórzy rozmówcy podkreślają, że medycy, którzy przyjechali do Polski przed wybuchem wojny są lepszymi pracownikami – ich decyzje są przemyślane, przygotowywane, często wcześniej uczyli się już języka. Uchodźcy zaś działają impulsywnie, potrzebują pracy na teraz, a w zależności od sytuacji, zmieniają swoje decyzje. – Są dość himeryczni, nie jest pewne, że tutaj zostaną – uważa Szymon Ryłko. W Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu, z 6, którzy dostali pracę, obecnie zostały już tylko 2 osoby. Reszta wyjechała dalej w Polskę/świat. – Byli z dziećmi, chcieli daleko od granicy, bo trochę traumy przeszli – tłumaczy ich dyrektor placówki Barbara Stawarz.
Skarzyński chce zatrudnić jeszcze 2–4 lekarzy z Ukrainy, ale też zauważa, że różnice w przygotowaniu zawodowym są ogromne. – Nie bierzemy każdego, kto chce pracować w szpitalu. Oczekujemy szybkiego wejścia i pracy bez nadzoru, bo lekarze polscy nie chcą być tymi aniołami stróżami – podkreśla dyrektor szpitala w Piszu.
Od kwietnia br. MZ wprowadziło „kosmetyczne” zmiany w uproszczonej procedurze – m.in. lekarz nie musi już pokazywać certyfikatu językowego, jeśli takowego zażąda izba. Na dostarczenie oryginałów dokumentów ma pół roku – uchodźcy uciekali z często bombardowanych miast.
30 dni, czyli pół roku
– Zmiany prawne dobrze wpłynęły na opiekę zdrowotną w Polsce, ale jest problem z ich wykonywaniem. Terminy uzyskiwania zgód są długie – zaznacza prof. Fedorowski. Większość naszych rozmówców to podkreśla.
Tak zwany uproszczony system przyznawania PWZ dla lekarzy spoza EU działa od 2021 r. Początkowo otrzymywali oni zgody w MZ już w ciągu kilku tygodni, pierwsi jeszcze w styczniu 2021. Potem czas oczekiwania na decyzję się wydłużał. – Dostawali decyzje w trybie na czas i miejsce po 2,5 miesiącach. To było szybko – wspomina Szymon Ryłko.
Ale obiecane przez MZ 30 dni na wydanie zgody to od dawna fikcja. – Najkrócej czekaliśmy 2 miesiące, najdłużej ok. 4 – mówi Skarzyński.
Większość rozmówców SZ twierdzi, że na decyzję czeka się 4–5 miesięcy. – Na ten moment opoźnienia dochodzą do nawet 6–7 miesięcy – twierdzi Szymon Ryłko. Waliszewska mówi o ich rekordzie – pielęgniarka z Ukrainy czekała najpierw 7 miesięcy na decyzję ze skierowaniem na konkretną placówkę zdrowia, ale ta w międzyczasie zrezygnowała. Kobieta czekała więc kolejne 7 miesięcy na zmianę tej decyzji w ministerstwie. – To jest chore! – podkreśla Waliszewska.
Setki medyków złożyło wnioski przed 30 marca br., starając się o pracę w szpitalach „covidowych”, tymczasem te, decyzją MZ, od kwietnia br. już nie egzystują. Medycy, którzy czekali po 4–5 miesięcy musieli więc otrzymaną decyzję zmieniać. Znów oczekiwanie.
Ale nasi rozmówcy też podkreślają – nie ma złej woli ze strony urzędników. Są chętni do współpracy, tylko nie mają dość personelu, by odpowiednio szybko przygotować decyzje. Ryłko twierdzi, że 6 osób w MZ wyznaczonych jest do udzielania zgód lekarzom, 3–4 osoby – pielęgniarkom, a 1 osoba – ratownikom medycznym.
Jego firma, wespół z Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym we Włocławku, napisały apel do dyrektor departamentu rozwoju kadr medycznych w MZ Małgorzaty Zadorożnej. Ryłko proponuje w nim zwiększenie obsady departamentu oraz utworzenie departamentu, który będzie zajmował się procedowaniem tylko wniosków lekarzy spoza UE. Na razie brak reakcji MZ.
„Złośliwości i chronienie swojego interesu”
Ze zgodą ministra ukraiński doktor trafia do okręgowej izby lekarskiej, by w niej uzyskać warunkowe prawo wykonywania zawodu. I to jest najwęższe gardło.
– Z izbami jest przeróżnie – są sprawnie działające i udzielające PWZ, ale i takie, które tego nie chcą robić. W niektórych otrzymanie PWZ jest prawie niemożliwe. Mazowiecka jest najgorsza – nie przepuszcza wielu – twierdzi Magdalena Waliszewska. Wspomina o kliencie z Otwocka, który chce lekarza z UE, bo wie, że izba nie przepuści mu kogoś spoza Unii. Do opornych izb, właścicielka Meritum HR wymienia też OIL w Poznaniu, a Ryłko – izbę w Łodzi.
Jak OIL starają się utrudniać zdobywanie PWZ przez lekarzy ze Wschodu? Głównie podważając znajomość ich języka polskiego. – Miałam okulistkę, która mówiła płynnie po polsku. Izba o tym wiedziała, ale i tak wymusiła na niej zdobycie certyfikatu – podaje przykład Waliszewska. To odwlekło moment uzyskania PWZ.
– Lekarzom białoruskim, którzy złożyli wnioski przed 30 marca na szpitale „covidowe”, izby nie chcą wydawać PWZ, bo przepisy covidowe się skończyły – dodaje Ryłko. I tłumaczy, że kosmetyczne zmiany MZ w prawie wspierające starających się o PWZ, wydane w kwietniu br. dotyczą tylko Ukraińców, a nie Białorusinów. On nie ma wątpliwości, czym są kłody rzucane przez niektóre izby. – To wyłącznie złośliwości i chronienie swojego interesu. Bo przy większej liczbie lekarzy nasi nie będą mogli już uzyskiwać wyższych stawek od dyrektorów placówek – tłumaczy Ryłko.
– Są izby, które strzegą rynku pracy, bo lekarze z Ukrainy to konkurenci, którzy osłabiają pozycję negocjacyjną polskich doktorów – potwierdza dyrektor Skarzyński. Nasi rozmówcy tłumaczą też niechęć niektórych izb tym, że duże aglomeracje nie mają takich braków kadrowych jak mniejsze miasta.
OIL w Warszawie zapytaliśmy, ile PWZ dla lekarzy z Ukrainy wydała od 2021 r., a ile od marca br. Izba odmówiła nam odpowiedzi na te pytania. Olgę Rasińską, rzeczniczkę Izby, zapytaliśmy, czemu tych danych nie chcą ujawnić? Cisza.
Ale prezes ORL Piotr Pawliszak przekonuje, że „nie jest prawdą”, iż OIL mazowiecka niechętnie udziela PWZ-etów lekarzom z Ukrainy. „Każdy pojedynczy przypadek odmowy przyznania PWZ lekarzowi, który uzyskał zgodę Ministra Zdrowia na wykonywanie zawodu lekarza lub lekarza dentysty, jest rozpatrywany indywidualnie przez ORL” – tłumaczy. I odmowy wynikają głównie z nieznajomości języka polskiego. A przekonanie rynku o tym, że OIL sprawia takie problemy, to, jego zdaniem, „plotki”.
Do izb, które chcą pomóc lekarzom z Ukrainy, nasi rozmówcy zaliczają te w Koszalinie, Wrocławiu, Olsztynie.
Dla porównania, izby pielęgniarskie mają nie czynić żadnych problemów w uzyskiwaniu PWZ. – W dolnośląskiej składa się wniosek w poniedziałek, a w środę już jest do odebrania – podaje przykład Ryłko.
Wojewódzki Szpital w Przemyślu nie miał żadnych problemów z uzyskiwaniem PWZ dla swoich Ukraińców. – Mam pełnomocnika, który jest w radzie w izbach lekarskich i wspierał osoby, które starały się o pracę u nas – twierdzi Barbara Stawarz.
Mniej, ale i tak dużo
Lekarze z Ukrainy zarabiają mniej przez okres, w którym mają opiekuna, czyli zazwyczaj przez 3 miesiące – to MZ decyduje jak długi jest to okres. Ale przy takich brakach kadrowych, jakie są w Polsce, szpitale już zaczęły sobie podkupować tych medyków ze Wschodu. I stawki dla nich rosną. Waliszewska opowiada o specjaliście, który na umowie o pracę ma 10 tys. netto, a po 3 miesiącach chciał zmienić miejsce pracy, bo zaoferowali mu 13 tys. netto.
W wynagrodzeniami placówki mają problemy. – Największym są wymagania NFZ. Ci lekarze, tymczasowo zatrudnieni, wykonują pracę specjalistów, ale w tabelach NFZ nie można ich wykazać, więc są opłacani jako lekarze bez specjalizacji. Jeśli na oddziale jest wymagany specjalista z danej dziedziny, to ci nowi z Ukrainy się też nie liczą – opisuje problem prof. Fedorowski. Placówki dostają więc mniejsze pieniądze za tych pracowników.
Ta reguła budzi sprzeciw części środowiska, ale nasi rozmówcy podkreślają – dyrektorzy, zatrudniając Ukraińców, wiedzą o tym mechanizmie. – My nie mieliśmy żadnego problemu z NFZ. Nasi lekarze z Ukrainy są wykazani jako potencjał oddziału i aby zostali uznani specjalistami, muszą przejść cały proces uznania dyplomu – mówi dyrektor Skarzyński. Szymon Ryłko podkreśla, że NFZ, nawet gdyby chciał, to nie może ich traktować jako specjalistów, ale jako osoby w trakcie specjalizacji. – Bo to wynika wprost z przepisów – kończy.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?