Po wielu latach polski system ochrony zdrowia doczekał się regulacji dotyczącej zdrowia publicznego. Ustawa, przygotowana w poprzedniej kadencji Sejmu, zacznie obowiązywać od przyszłego roku. Jeśli wierzyć deklaracjom polityków różnych opcji, panuje wśród nich zrozumienie, że zdrowie publiczne nie może mieć barw politycznych. Takie podejście mogłoby dawać nadzieję na dobrą realizację zapisów ustawy, gdyby nie fakt, że wśród priorytetów rządu na najbliższe 100 dni zdrowie publiczne nie figuruje. Niestety, intuicja podpowiada mi, że ani zdrowie, ani zdrowie publiczne w ogóle nie znajduje się na liście najważniejszych spraw partii rządzącej. Świadczy o tym choćby oddanie ważnej, dla przeprowadzenia reform w ochronie zdrowia, komisji sejmowej w ręce Bartosza Arłukowicza, polityka, który nie dał się poznać jako człowiek dialogu i dyplomata. A przecież, jeśli teraz utracimy szansę na szybszą poprawę wskaźników dotyczących stanu zdrowia i przedwczesnej umieralności, dystans do krajów Unii Europejskiej będzie się powiększał.
O tych i innych wyzwaniach stojących przed systemem ochrony zdrowia będą się toczyć dyskusje podczas Kongresu Zdrowia Publicznego.
W otwartym dialogu i mądrym sporze o, między innymi, kształt rozwiązań wprowadzających innowacje w ochronie zdrowia, o rolę diagnostyki we współczesnej medycynie, o znaczenie danych w procesie wyznaczania kierunków polityki zdrowotnej spotkają się interesariusze systemu: lekarze, pielęgniarki, pacjenci, menedżerowie, farmakoekonomiści, politycy, przedstawiciele przemysłu. Wypracowane rekomendacje i konkluzje będą wspólną wartością wszystkich uczestników debat i sesji. Czy uda się przenieść te wartości ze sfery dyskusji do obszaru realizacji? Przydałoby się to, zwłaszcza po wielu latach zaniedbań.