Jeszcze do niedawna leczenie onkologiczne opierało się na trzech podstawowych metodach terapii nowotworów: chirurgii, chemioterapii oraz radioterapii. Immunoonkologia jest nowatorskim, czwartym filarem w tej grupie, łączącym w sobie postęp współczesnej immunologii z możliwościami nowoczesnej onkologii – mówili w Krakowie uczestnicy XXI Kongresu Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej.
W największym uproszczeniu: terapia immunoonkologiczna wykorzystuje potencjał własnego układu odpornościowego pacjenta do zwalczenia nowotworu oraz wytworzenia długotrwałej pamięci immunologicznej zapobiegającej nawrotom i przerzutom choroby nowotworowej.
Jest to możliwe dzięki „zaprogramowaniu” odpowiednich przeciwciał monoklonalnych do swoistego rozpoznawania antygenów nowotworowych. Są nimi przeciwciała otrzymywane z jednego klonu limfocytów B lub T, czyli komórki odpowiedzialne za reakcję układu odpornościowego na antygeny. Po ich dostarczeniu do nowotworu przeciwciała te wiążą się z antygenami, blokując funkcjonowanie komórek nowotworowych (np. przez zahamowanie podziałów komórkowych). W konsekwencji nie dochodzi do powstawania nowych linii komórek nowotworu.
Terapeutyczne zastosowanie przeciwciał monoklonalnych w immunoonkologii w dużej mierze zawdzięcza swoją skuteczność badaniom nad antygenami komórek nowotworowych czerniaka. To właśnie one były jednymi z pierwszych zidentyfikowanych i sklasyfikowanych antygenów nowotworowych. Leki immunoonkologiczne osiągają swoją największą skuteczność terapeutyczną w skojarzeniu z trzema klasycznymi metodami leczenia nowotworów. I co ważne: dają pacjentowi realną szansę na uzyskanie stabilnej remisji, a nie tylko na zatrzymanie postępu choroby. Metody terapii immunoonkologicznych są dziś skuteczną opcją terapeutyczną w leczeniu najbardziej agresywnych typów nowotworów, takich jak: czerniak złośliwy, zaawansowany rak prostaty, jelita grubego, piersi, nerek, niedrobnokomórkowy rak płuca czy rak pęcherza moczowego. Leki z tej grupy pomagają pacjentom, u których standardowe metody leczenia lub tzw. terapie celowane okazały się mało skuteczne.
Immunoterapia, jak każda metoda leczenia, ma działania niepożądane występujące w zależności od rodzaju nowotworu, stopnia jego zaawansowania, przyjmowanych dawek leków, kondycji układu odpornościowego oraz wieku pacjentów. Niemniej jednak największą zaletę leczenia immunoonkologicznego stanowi właśnie stosunkowo niska toksyczność – ostatecznie to odpowiednio mobilizowany układ odpornościowy człowieka dysponuje największym potencjałem walki z nowotworem, ochrony zdrowych tkanek i narządów oraz zapamiętywania rozpoznanych „intruzów”.
O aktualnych badaniach nad udoskonalaniem terapii immunoonkologicznych oraz dokonującym się postępie w obszarze immunoterapii onkologicznej opowiadał dr Paweł Różanowski z Warmińsko-Mazurskiego Centrum Onkologii SP ZOZ MSWiA w Olsztynie. Jego zdaniem zmieniamy dziś nasze spojrzenie i myślenie o onkologii. – Odchodzimy od myślenia o komórce nowotworowej jako tworze izolowanym od otoczenia czy guzie nowotworowym oderwanym od kontekstu organizmu oraz środowiska. Przechodzimy natomiast do niesłychanie skomplikowanych modeli współzależności między nowotworem i jego środowiskiem występowania. Na szczęście mamy dziś narzędzia, za pomocą których możemy te skomplikowane modele analizować – wyjaśnia dr Różanowski. – W dzisiejszej onkologii wszystko rozpatrujemy w kontekście immunologicznym. Nie mówimy jedynie o guzie nowotworowym, lecz o guzie znajdującym się w tzw. mikrośrodowisku guza, w którym znajdują się m.in. limfocyty, makrofagi, neutrofile, fibroblasty związane z guzem, naczynia krwionośne (notabene mogące być wkrótce dużym przełomem w immunoterapiach), całe środowisko podścieliska i wreszcie sam „gospodarz”, który ma jakąś historię w swoim życiu, brał jakieś leki, był na coś chory, palił papierosy lub pił alkohol. Do tego dochodzi środowisko, w którym żyje. Pamiętajmy, że nic w układzie immunologicznym w stanie fizjologicznym nie funkcjonuje w sposób nadmiarowy, każdy jego element jest potrzebny. A my przez wiele lat skupialiśmy się wyłącznie na jednej interakcji pomiędzy guzem nowotworowym a limfocytem T. Na szczęście to się zmienia – wyjaśnia onkolog.
Obszar zastosowań immunologicznych metod leczenia onkologicznego systematycznie się powiększa, obejmując kolejne grupy nowotworów. Taka sytuacja wymaga jeszcze lepszego zrozumienia złożonych mechanizmów immunoterapii w odniesieniu do nowych jednostek chorobowych. Pomóc tu może szybko rozwijająca się dziedzina wiedzy: psychoneuroendokrynoimmunologia. – Kto nie wierzy w tę naukę, nie powinien prowadzić badań klinicznych. Efekt placebo, konieczność przeprowadzenia pojedynczej lub podwójnie ślepej próby wynika właśnie z tego, że w naszym układzie endokrynnym, na komórkach układu immunologicznego, znajdują się receptory dla substancji powstających w układzie nerwowym. Dlatego na nowotwór zawsze powinniśmy patrzeć z perspektywy zjawisk kompleksowych. Z tego m.in. powodu odchodzimy dziś powoli od tego, co nazywaliśmy mutacją na rzecz tzw. mutanomu, czyli odpowiednika genomu skupionego na wszystkich mutacjach, które znajdują się w organizmie – przekonuje dr Różanowski.
Jak dodaje, takich przykładów zmian podejścia w immunoonkologii jest dużo więcej. Niektóre z nich dotyczą samych podstaw, tj. modeli zwierzęcych wykorzystywanych w badaniach nad immunoterapią nowotworów. Zaledwie od kilku lat dostępne są linie hodowlane myszy laboratoryjnych, które w dużo większym stopniu niż dotychczas umożliwiają odtworzenie biologicznego modelu guza raka płuca u człowieka do celów badawczych. – Obecnie jednak odchodzi się od badań na myszach na rzecz badań na psach. Okazało się, że 4 mln psów rocznie umiera w USA na nowotwory. Nie ma drugiej tak dużej i żyjącej w tym samym środowisku populacji zwierząt. Nie hodujemy psów wsobnie, leczymy je w oddziałach dziennych, klinicznych, a niektóre z nich żyją nawet w lepszych warunkach, niż niejeden człowiek. Dodatkowo układ immunologiczny psów jest bardziej zbliżony do ludzkiego w porównaniu z myszami laboratoryjnymi. To jest istotny przełom w immunologii, którego być może nie odczuwamy na co dzień, rozpisując chemioterapię naszym pacjentom – tłumaczy specjalista.