– Skończył się czas gaszenia pożarów. Nie chcemy już mówić o „walce”, zamierzamy działać strategicznie – zapowiada prof. Piotr Czauderna, odpowiedzialny za powstanie Narodowego Instytutu Onkologii. Pytany o szczegóły, zasłania się tajemnicą. O finansowaniu przedsięwzięcia też nie chce mówić, a w projekcie ustawy budżetowej na 2018 r. nie zarezerwowano środków na Narodowy Instytut Onkologii.
Celem powstania Narodowego Instytutu Onkologii, zapowiedzianego w exposé premiera Mateusza Morawieckiego, jest poprawa wyników leczenia nowotworów w Polsce. Na pytanie, dlaczego teraz miałoby nam się to udać, prof. Piotr Czauderna, kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego oraz szef prezydenckich doradców w zakresie ochrony zdrowia odpowiada, że nigdy nie było takiego poparcia na szczeblu rządowym dla wdrażania koniecznych zmian. No, może poza Pakietem Onkologicznym. Teraz jednak Instytut to jeden z priorytetów rządu. – Poza tym do tej pory środowisko onkologów było skłócone i zawsze brały górę czyjeś ambicje – mówi. Dodaje, że wcześniej nie było też tak dużego poparcia społecznego. Dziś dla Polaków najważniejsze jest zdrowie. Poza tym mamy zagwarantowany realny wzrost nakładów na opiekę zdrowotną.
Narodowe programy, strategie
i instytuty – jak do tej pory
walczyliśmy?
Że raka leczymy źle, wiadomo od dawna. 30 tysięcy Polaków spośród tych, którzy każdego roku umierają z powodu nowotworu, mogłoby żyć dłużej, gdyby urodziło się w innym kraju. Jeśli chodzi o efektywność leczenia onkologicznego, jesteśmy w UE na szarym końcu. I choć od lat realizujemy Narodowe Programy Zwalczania Chorób Nowotworowych, raport NIK opublikowany w lutym br. wskazuje, że skuteczność leczenia onkologicznego jest u nas gorsza niż w większości pozostałych krajów UE. NIK, powołując się na dane OECD, zwróciła też uwagę, że choć liczba zachorowań na nowotwory złośliwe jest w Polsce niższa niż w większości krajów europejskich, to umieralność dużo wyższa. Narodowy Instytut Onkologii nie jest całkiem nową propozycją. Za rządów PO-PSL taka placówka miała powstać z połączenia Centrum Onkologii – Instytutu (CO-I) z Instytutem Hematologii i Transfuzjologii (IHT). Koncepcja upadła, kiedy minister zdrowia Marian Zembala odwołał jej największego orędownika, prof. Krzysztofa Warzochę, z funkcji dyrektora CO-I. Pomysły naprawy polskiej onkologii, o których mówi dziś resort zdrowia, zawarte też były w powstałej z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Onkologicznego we współpracy z towarzystwami naukowymi w 2015 r. Strategii Walki z Rakiem w Polsce (Cancer Plan). Była ona zresztą inspiracją dla pakietu onkologicznego, na którym skupił się minister Bartosz Arłukowicz. W 2016 r. kolejny minister zdrowia, Konstanty Radziwiłł, wrócił do Cancer Planu, powołując w resorcie zespół ds. wdrażania strategii walki z rakiem na lata 2015–2024. Dziś kolejny minister tworzy nowy zespół i nową koncepcję Narodowego Instytutu Onkologii.
Problem dobrze zdiagnozowany
Przygotowany prawie trzy lata temu Cancer Plan dobrze zdiagnozował wszystkie problemy polskiej onkologii. Strategia zakładała odejście od szpitalnego modelu leczenia nowotworów, który pochłania 85% wydatków na onkologię. Olbrzymie koszty generuje sama hospitalizacja. Tymczasem doświadczenia innych krajów wskazują, że nie ma związku pomiędzy liczbą szpitalnych łóżek a skutecznością leczenia raka. Państwa o największych sukcesach w tej dziedzinie, takie jak Szwecja i Finlandia, mają najniższe wskaźniki w tym zakresie. – Od lat w Europie dąży się do przeniesienia leczenia ze szpitali do przychodni. W Polsce natomiast stale rośnie liczba łóżek onkologicznych – podkreślali autorzy Strategii. Tymczasem w Wielkiej Brytanii, Francji i Australii w trybie ambulatoryjnym leczonych jest 99% pacjentów otrzymujących radioterapię i 90–95% pacjentów otrzymujących chemioterapię. Cancer Plan wskazywał też, że w Polsce zbyt wiele placówek zajmuje się pacjentami onkologicznymi – około 500 szpitali. Tymczasem najlepsze efekty uzyskuje się w dużych ośrodkach, np. skuteczność leczenia raka w Centrum Onkologii w Warszawie jest aż o 30 proc. większa niż w wielu mniejszych. – Trzeba też pamiętać, że pierwsza chybiona terapia zmniejsza szanse na wyleczenie aż o 50 proc. – podkreślał jeden ze współautorów Strategii, Janusz Meder, prezes Polskiej Unii Onkologii. W Szwecji zabroniono wykonywania operacji w przypadku raka jelita grubego małym szpitalom ze względu na brak doświadczenia. Robi ją tylko kilka ośrodków. W Polsce kilkaset szpitali. Strategia wskazywała też na konieczność koordynacji leczenia. – U nas jak pacjent trafi do chirurga, to ten go zoperuje, jak do radiologa, to będzie naświetlany, a onkolog zaordynuje chemioterapię. Tymczasem podstawą sukcesu leczenia nowotworów jest interdyscyplinarność, co oznacza, że sposób leczenia chorego powinien być planowany przez zespół składający się z lekarzy kilku specjalności – przekonywał prof. Jacek Jassem, inicjator powstania Cancer Planu.
Tajemniczy Instytut
Pytany o szczegóły działania Narodowego Instytutu, prof. Czauderna zasłania się tajemnicą, do której zobowiązał go minister zdrowia. Naciskany tłumaczy, że Instytut należy traktować jako pewną koncepcję, a nie budynek z łóżkami dla chorych. Może też być siecią placówek. Jego zdaniem, onkologia jak soczewka skupia wszystkie problemy opieki zdrowotnej w Polsce. – Te problemy to przede wszystkim chroniczne niedofinansowanie. Na leczenie nowotworów wydajemy mniej niż Czesi. Poza tym naszą bolączką jest fragmentaryzacja działań, bo konkurują wszyscy ze wszystkimi. Chirurdzy onkologiczni jeżdżą po różnych szpitalach świadczyć tam swoje usługi w oderwaniu od kompleksowego leczenia – mówi. Dodaje też, że konieczna jest zmiana paradygmatu. – Zamiast myśleć o produkowaniu procedur, trzeba skoncentrować się na efekcie zdrowotnym.
Zanim premier ogłosił powstanie Narodowego Instytutu Onkologii, prace nad stworzeniem strategii działań antynowotworowych – jak nieoficjalnie wiadomo – toczyły się w Kancelarii Prezydenta RP. Stworzona koncepcja zakłada działanie sieci ośrodków referencyjnych z Narodowym Centrum Onkologii na czele, którego funkcję najprawdopodobniej pełniłby Instytut Onkologii w Warszawie. Miałby on koordynować procesy leczenia, monitorować ich skuteczność, a także gromadzić informacje o prowadzonych badaniach klinicznych i wypracowywać standardy. Na poziomie wojewódzkim koordynacją leczenia nowotworów miałyby zajmować się wskazane ośrodki z wyspecjalizowaną kadrą, sprzętem i udokumentowaną odpowiednią liczbą zabiegów rocznie. Do ośrodków wojewódzkich spływałyby dane dotyczące całej ścieżki leczenia pacjenta, a także jego losów po wyjściu ze szpitala, by można było monitorować efekty terapii. W referencyjnych ośrodkach musiałaby być dostępna kompleksowa opieka, zarówno pod kątem diagnostyki, jak i leczenia oraz rehabilitacji.
Usieciowiona onkologia
Profesor Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii we Wrocławiu współpracujący przy tworzeniu koncepcji Narodowego Instytutu Onkologii podkreśla konieczność powstania sieci szpitali onkologicznych. – Mówimy już o tym od lat 60. Ideę organizacji sieci pełnoprofilowych szpitali onkologicznych – ściśle kooperujących z ośrodkami satelitarnymi zlokalizowanymi w mniejszych miastach – stworzył wiele lat temu prof. Tadeusz Koszarowski. Tymczasem wciąż szpitali, o których mówi się, że dobrze leczą jest więcej niż specjalistów – ubolewa. Podkreślił, że organizacja centrów onkologicznych i powiązanego z nimi regionalnego systemu koordynowanej i kompleksowej opieki zależy od lokalnych uwarunkowań. – Nie ma jednego rozwiązania dla wszystkich województw. Dziś jest dużo małych placówek, głównie w powiatach, które leczą wycinkowo, bez konsultacji z doświadczonym ośrodkiem. Dobre ośrodki natomiast, zamiast współpracować, konkurują ze sobą ze szkodą dla jakości i efektywności leczenia. Sieć onkologiczna ma za zadanie zapanować nad tym organizacyjnym chaosem – mówi. Powstanie sieci potwierdza wiceminister zdrowia Katarzyna Głowala. – Kluczową w niej rolę będą pełnić istniejące już w całym kraju centra onkologiczne, w których chcemy wprowadzić opiekę koordynowaną – zapowiada. Dziś kontrakty z NFZ na realizację pakietu onkologicznego ma podpisane 456 ośrodków, z czego zaledwie mniej niż 1% (17 placówek) wykonuje 50 proc. całego pakietu. Nikt nie ocenia efektów działań tych placówek, ani nie premiuje jakości leczenia. Żeby jednak nagradzać najlepsze ośrodki, trzeba za procedury płacić im więcej. I choć z zapowiedzi projektodawców Narodowego Instytutu Zdrowia wynika, że chodzi głównie o zmiany organizacyjne, wiadome jest, że do powodzenia realizacji tej koncepcji potrzebne są dodatkowe pieniądze.